Powrót po latach do miasteczka Woodsboro prezentuje się nawet całkiem przyzwoicie, w co przed seansem szczerze wątpiłem. Twórcy bardzo się starają, aby w dalszym ciągu była to beztroska zabawa w cytaty i wykpiwanie schematów. Idzie im to niezgorzej. Kilka scen potrafi naprawdę rozbawić (wymienianie współczesnych remake'ów), kilka innych z kolei wyraźnie zalatuje brakiem inwencji. Odgrzewany kotlet, a jakże, ale żadnej wielkiej żenady nie ma. Mi oglądało się przyjemnie, poczucie tego klimatu raz jeszcze okazało się naprawdę relaksującym przeżyciem. Do "jedynki" i trójki" jednak daleko, poziomem nieco lepiej niż przy "dwójce". I jeszcze jedno (jak nie widzieliście, nie czytać): przyznam szczerze, że przeżycie Sidney po raz kolejny nieco mnie... zasmuciło. Naprawdę liczyłem, że Craven i Williamson pokażą jaja i w końcu uśmiercą ją na serio. Cóż, może następnym razem. W końcu nawet Laurie Strode w końcu przegrała starcie z braciszkiem.
a ja bardzo bałem się, że uśmiercą sidney. na szczęście stało się inaczej. chociaż spodziewałem się, że któreś z głównej trójki bohaterów rzeczywiście pożegna się z żywotem