PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=395824}

Krzyk 4

Scream 4
2011
5,6 36 tys. ocen
5,6 10 1 35507
6,2 27 krytyków
Krzyk 4
powrót do forum filmu Krzyk 4

Dziesięć lat po ostatnim ataku mordercy w białej masce, Sidney Prescott powraca na chwilę do rodzinnego miasta,
by promować swoją książkę "Out of darkness", w której opisała w jaki sposób poradziła sobie z traumatycznymi
wydarzeniami, w jaki sposób udało jej się wrócić do normalnego życia. W miasteczku wciąż mieszkają jej dawni
znajomi - Gale Weathers (obecnie Riley) oraz jej mąż Dewey, który został szeryfem lokalnej policji. Gale
zrezygnowała z dziennikarstwa, trochę z własnego wyboru, trochę z przymusu, bo Woodsboro nie obfitowało w
ciekawe tematy i przez lata nie miała o czym pisać. Teraz stara się napisać kolejną książkę, ale oględnie
powiedziawszy niezbyt dobrze jej to idzie. Niestety spotkanie tej trójki nie przebiegnie w spokojnej atmosferze, bo w
miasteczku znowu ktoś zaczyna zabijać nastolatki. Wcześniej dzwoni do nich z pytaniem o ich ulubione straszne
filmy. W dzień morderstwa pierwszych dwóch dziewczyn, samotnie spędzających noc w domu, trzy kolejne odbierają
takie telefony. Jedną z nich jest Jill - kuzynka Sidney. Wygląda więc na to, że ktoś chce odegrać przeszły koszmar na
nowo, tym razem z młodym pokoleniem w roli głównej…

Tak jak wszystkie poprzednie części horroru Wesa Cravena były komentarzem na temat m.in. gatunku, tak i "Krzyk 4"
jako trzeci sequel kinowego hitu z 1996 roku, rozprawia się z kilkoma zjawiskami. Po pierwsze z tasiemcami, czyli
kręconymi w nieskończoność kontynuacjami udanych horrorów. Filmami, które przez rokroczne premiery, powoli
zamieniają się w serial, które od pewnego momentu zaczynają gonić swój własny ogon, bo nieuchronnie kończą się
pomysły na nowe sequele i to co było kiedyś świeże i ciekawe, zaczyna zamieniać się w nudną, przeciąganą papkę,
w której wszystko jest możliwe, nawet podróże w czasie. Przy okazji dostaje się też współczesnym horrorom, w
których coraz częściej liczy się tylko bezsensowna i efektowana sieczka. Gorno, kręconymi za małe pieniądze, które
zamiast straszyć, jedynie obrzydzają kolejnymi wymyślnymi torturami i spektakularnymi sposobami zabijania.
Filmom, które stają się coraz nudniejsze ze względu na traktowanie występujących w nich postaci, wyłącznie jako
mięsa do ćwiartowania. Obrazkom, które nie wzbudzają żadnych emocji, które nie przyspieszają bicia serc, bo
zamiast bohaterów z krwi i kości, pojawiają się w nich tylko schematy, bezosobowe kukły, które trzeba jakoś zadźgać.

I wreszcie, jako ostatnie już, „Krzyk 4” komentuje po trosze falę remake'ów, reboot'ów, relaunchy i innych dziwnych
tworów, która coraz śmielej co roku zalewa nasze kina. Bo szczególnie przed obejrzeniem tego filmu, spoglądając
wyłącznie na trailery, można było sądzić, że jest on właśnie w pewnym sensie przeróbką pierwszego "Krzyku", nowym
spojrzeniem na tamten film, jak również wprowadzeniem do całkiem nowej serii. Obrazkiem w którym historia
opowiadana jest od nowa, w którym przejmowana jest przez nowe pokolenie bohaterów, przeżywających koszmar z
poprzednich części. Tak całe szczęście nie jest i "Krzyk 4" to po prostu bardzo dobra kontynuacja znanej serii filmów
o zamaskowanym mordercy w białej masce. To bardzo zgrabny powrót do poprzednich części. Film ten bowiem
czerpie pełnymi garściami z pierwszej trylogii, ale nie żeruje na niej. Znaczy to tyle, że opowiada całkiem nową
historię, jednocześnie bardzo często mrugając do nas okiem, przypominając o poprzednich filmach. Dlatego też im
lepiej pamięta się poprzednie odsłony tej serii, a w szczególności pierwszy "Krzyk" od którego wszystko się zaczęło,
tym lepiej można się bawić na czwórce.

Twórcom świetnie udało się pokazać zderzenie dwóch pokoleń, tego które poznawaliśmy w połowie lat
dziewięćdziesiątych, oraz nowego, które dopiero wkracza w dorosłość, niedługo pójdzie na studia. Pokazali różnice
w sposobie myślenia, zachowania, tym co według jednych i drugich jest dopuszczalne, a co już nie. Młode pokolenie
traktuje bowiem wszystko jak zabawę, niczym się nie przejmuje, nie robi sobie nic z wydarzeń jakie miały miejsce
kilkanaście lat temu. Jak mówi jeden z bohaterów, tragedia dla jednego pokolenia staje się jedynie pustym żartem
dla kolejnego. Bo nie liczą się inni, liczy się tylko dobre samopoczucie. Twórcy są świadomi tego jak świat zmienił
się w przeciągu ostatnich kilku lat i korzystają z tej zmiany. Wiedzą jaką przemianę przeszły filmy, w szczególności
horrory, a także jak za sprawą facebooka, twittera, Internetu zmieniło się życie nas wszystkich. Widzą świat w którym
przestają istnieć przyjaciele, a pojawiają się fani i wszechobecne puste i nic nie znaczące "lubię to" i niezliczona ilość
aplikacji służących do wszystkiego. Świat gdzie szybciej dowiemy się o jakimś wydarzeniu zaglądając do Internetu,
niż spoglądając na zewnątrz przez własne okno. Oczywiście nie jest to żadna dogłębna analiza, ale twórcy zdają
sobie sprawę , że świat poszedł naprzód i te najbardziej widoczne przejawy zmian, starają się pokazać.

Czwarta część "Krzyku" jest najbardziej krwawą ze wszystkich jakie do tej pory powstały. Krew bryzga na wszystkie
strony, morderca wbija swój nóż wielokrotnie w najróżniejsze części ciał ofiar, a w kilku scenach widać nawet
wnętrzności, tych, którym nie udało się przeżyć. Tego w poprzednich "Krzykach" nie było, ale czasy się zmieniły i
mimo krytykowania takiego trendu w horrorach, twórcy jednocześnie w jakimś stopniu za nim podążyli. Ta część jest
równocześnie najbardziej zabawna ze wszystkich poprzednich, w większości dzięki fantastycznym, pomysłowym one-
linerom, które czekają na nas szczególnie na początku i pod koniec seansu. Jest ich tak dużo i są one tak chwytliwe,
że bez kłopotu z całą pewnością, kilka pozostanie nam na długo w pamięci. Co ważne tej grozy podnoszącej
napięcie i zabawnych momentów jest tu mniej więcej po równo, żadne z nich nie przeważa, przez co produkcja ta nie
zamienia się ani w kiepską komedię, ani też nie staje się nudnawym horrorem. Twórcy perfekcyjnie mieszają dwa
przeciwstawne klimaty, w jednej chwili zaskakując nas pojawiającym się z nikąd mordercą, chwilę później bawiąc
nas ciekawym komentarzem na temat bieżących wydarzeń czy horrorowych schematów.

Dobrze, że pomiędzy tym filmem, a okropną trójką nastąpiła tak długa przerwa. W tym czasie zebrało się tyle
ciekawych, wartych realizacji pomysłów na ten obraz, że w przeciwieństwie do poprzedniej części, nie mamy
wrażenia, że została ona nakręcona na siłę. Czuć, że twórcy znów wiedzieli co robią, że mieli ciekawą historię do
opowiedzenia i dlatego czwórka jest tak udana. Genialnie wypada już sam prolog, tym razem podzielony na kilka
części, który właściwie jest filmem w filmie. Jest niezwykle dobrym wprowadzeniem do tej części, perfekcyjnie trzyma
w napięciu i ciągle bawi się nami, przez co nie wiemy, czy to co widzimy na ekranie to już rozpoczęty film, czy może
jeszcze nie. Fajnie, że wystąpiły w nim gościnnie m.in. Kristen Bell oraz Anna 'Sookie' Paquin - tak znane nazwiska to
kolejna atrakcja do i tak bardzo ciekawego filmu. Twórcom udało się też zakończenie - co prawda tuż przed nim
napięcie trochę siada, ale później jest znacznie lepiej. Do samego końca nie wiadomo kto zabija, praktycznie każdy z
bohaterów jest podejrzany i na dobrą sprawę może okazać się nowym mordercą. Dlatego podejrzewamy wszystkich
na raz i inaczej niż w poprzednich częściach nie możemy nikogo z całą pewnością wykluczyć. Ciekawa jest również
sama intryga, motyw nowych mordów, będący jak się okaże, trochę znakiem nowych czasów. Nie jest wymyślany na
siłę, ma sens, pomimo cyfry cztery widocznej przy tytule.

Znów obraz Cravena jest świadomy istnienia innych filmów, a także obowiązujących schematów. Wspomina o
zasadach, przestrzega je i łamie równocześnie, bo w tak później kontynuacji może zdarzyć się dosłownie wszystko.
Jedną z nowych reguł jest chociażby to, że morderca nagrywa swoje dokonania, tym samym tworząc swój własny
film, ale to tylko dodatek, by kilka scen wyglądało lepiej. „Czwórka” zaskakuje, bo jeśli oglądaliśmy poprzednie filmy,
to po pierwsze znamy schematy, które rządzą gatunkiem i przede wszystkim pamiętamy co wydarzyło się w
poprzednich częściach, a twórcy fantastycznie wykorzystują naszą wiedzę, nieustannie się z nami drażniąc. Trudno
bowiem przewidzieć, czy w kolejnych scenach zdecydują się na łamanie schematu, czy odniosą się do znanych scen,
czy naprawdę będą starali się nas zaszokować, czy zaskoczą właśnie pójściem tą samą drogą co poprzednio. To
zgadywanie przyszłych wydarzeń, to bawienie się w kotka i myszkę, jest naprawdę świetną rozrywką, dzięki której
mamy wrażenie, że uczestniczymy w filmie. Dlatego szkoda, że powstała część trzecia, a przynajmniej w takiej
postaci w jakiej została zrealizowana, a nie w takiej jaką widział ją Williamson. Gdyby nie trójka otrzymalibyśmy
trylogię na bardzo wyrównanym, prawie jednakowym poziomie. Tak mamy pierwszą trylogię zakończoną kiepskim
filmem i pierwszy obraz z następnej trójki, który prezentuje naprawdę wysoki poziom. Oby zapowiadane następne
części nie poszły na łatwiznę i utrzymały go jak najdłużej.

7,5/10