Buczkowski, Siudym, Pak to jak dla mnie aktorzy, którzy idealnie nadają się do odgrywania ról kombinatorów, chłopo-robotników, portierów, dozorców, ludzi zawieszonych w próżni dnia codziennego, ambasadorów peerelowskiej prozy życia. Jak dla mnie Kurs na lewo momentami przywołuje obrazy z Misia. Słynna prelekcja o polskiej „tradycji”, czy też scena poszukiwania Stanisława Palucha u Dyrmanów to tylko namiastka tego co Unrug zawarł w Kursie na lewo. Prosiak przewożony w trumnie, kolejka dla wszystkich z najlepszymi życzeniami od firmy. Sceny te mimo, iż nie są rasowo komediowe, to wywołują szczery uśmiech. Walorami filmu są statyczne sceny oczekiwania, kiedy to na twarzach Pawła i Kazika maluje się kres cierpliwości nasączonej bezsensem. Zawieszenie w czasie, które dodaje kolejnej zmarszczki na czole. Ponadto czarują osobliwe dialogi pełne wydumanych prawd życiowych. I mimo, że film ten nie odznacza się zaskakującą fabułą, to przykuwa mimowolnie uwagę swoim realizmem, szarych czasy peerelu.
Film polecam.