Przed sporą część seansu miałem wrażenie, że oglądam parodię Matriksa. Oto z góry zarządzany świat, w którym
mieszkają ludziki nie posiadające faktycznej wiedzy na temat jego kształtu, porządku pilnują w nim roboty. Pojawia się
Żyleta (Trinity), która wyrywa z urojenia głównego bohatera, który ma być wybrańcem (Neo). Jest ona częścią grupy, która
walczy z panującym systemem i której przewodzi Witruwiusz (Morfeusz?). Na dodatek jeszcze te podłączanie architektów
do urządzenia w ścianie, zupełnie jak farma ludzi w "Matriksie".
A ogólnie film w dechę - dawno się tak nie uśmiałem, fabuła też spoko. ;)
"Oto z góry zarządzany świat, w którym mieszkają ludziki nie posiadające faktycznej wiedzy na temat jego kształtu, porządku pilnują w nim roboty."
Zmienić ostatnie słowo.... i taki pewny jesteś że to analogia "tylko" do filmu? ;)
Oczywiście że nie ;) Matrix był poniekąd spojrzeniem na świat w którym żyjemy, więc nawet o tym nie pisałem, bo to oczywiste ;).