Ale zacznijmy od minusów - drewniane aktorstwo, styropianowe dialogi, keczupowa krew i plastikowe odcięte głowy. Plusów jest conajmniej kilka - przede wszystkim pomysły scenarzystow, na przykład wspomniany już na forum atak krwiożerczej pralki, duch dziecka znikający a la Kot z Cheshire, dodatkowo całkiem sporo przemocy i strug posoki oraz truposze wiszące na hakach pod sufitem. Ja się nawet roześmiałem w paru scenach. Na deser jeszcze praca kamery oraz muzyka niezawodnego Simonettiego. Ten ostatni w kilku momentach poszedł na łatwiznę, gdyż słychać początkowe dźwięki z jego własnego tematu do wcześniejszego "Camping del terrore", ale nadal syntezator i perkusyjne eksperymenty Claudia do mnie przemawiają. Film na piątkę.
Utworu, który podałeś nie kojarzę, ale możliwe że i taki w filmie wystąpił. Mnie chodziło o ten szybki, miarowy temat główny z „Campingu...” :)