Wszystko ok, ale nie rozumiem jednej sceny:
1. Kiedy Dover przychodzi do szpitala zobaczyć się z Joy, następuje retrospekcja w której widać, jak
mała wydostaje się na wolność. W pewnym momencie widać, jak żona Kellera łapie ją, żeby nie
wbiegła na ulicę. WTF? Przecież wiadomo, że ona dowiedziała się o Joy dopiero, jak ta była w
szpitalu.
LOL, przecież to jakaś kobieta ją złapała, z nie żona kellera...Ta to w tym czasie pewnie w wyrze leżała.
Hehe, ona rozwalała mnie przez cały film :D Narzekała na Jackmana, że nie może znaleźć dziecka, a sama leżała w łóżku i gówno robiła.
Depresja, odurzenie (zapewne silnymi) środkami nasennymi/uspokajającymi. Poza tym, zawsze łatwiej obwiniać inne osoby. A przy takim zdarzeniu (o którym żadne z Nas nie ma pojęcia, bo tego nie przeżyło) nie myśli się raczej jasno. Nie myśli się w ogóle, więc skąd taka negatywna ocena w stosunku do matki?
Pięknie by było, gdyby każdy ojciec i każda matka walczyli od samego początku, nie zatracając się w cierpieniu...