dziewczynki miały znaleźć wyjście z "rysowanych" przez tego szajbusa labiryntów. On się z nimi bawił w labirynty, które tworzył. Po wykonaniu przez nie zadania, wypuściłby je

dzięki

(SPOILERY) Ale przecież Bob nie miał nic wspólnego z dziewczynkami, on nie miał z nimi w ogóle kontaktu! To był fałszywy trop, który odwrócił uwagę Lokiego (i nas widzów) od prawdziwego sprawcy. W filmie była mowa o tym, że Bob był jednym z dzieci porwanych przez ciotkę i jej męża, uciekł po 3 tygodniach, ale nie ujęto sprawcy, bo chłopiec nic nie pamiętał ze względu na podawane narkotyki. W jego podświadomości została tylko mania na punkcie labiryntów (bo ten morderca, który go więził - czyli mąż ciotki - dawał dzieciom te gazety z labiryntami) oraz na punkcie węży (ten morderca też je hodował). Po samobójstwie Boba jeden ze śledczych przekonywał Lokiego, że Bob przy pomocy skradzionych manekinów i ubrań dziewczynek, odgrywał sceny z przeczytanej książki o seryjnym mordercy dzieci. Być może to było dla niego swego rodzaju "uwolnienie"? Krew na ubraniach dziewczynek była krwią świni, o tym też była mowa w filmie. Początkowo Loki nie chciał wierzyć w niewinność Boba, ale przypadkiem w notesiku natrafił na swoją notatkę o otwartym oknie w domu Dovera. Pojechał tam i pod oknem znalazł drugą skarpetkę Anny, którą zgubił Bob, kradnąc ubrania Anny i wyskakując przez okno. Bob był niewinny, przynajmniej w tej sprawie, a jedynie obciążony psychicznie traumą z dzieciństwa. A ten labirynt, który uparcie rysował, to był ten sam labirynt, który nosił w postaci wisiorka jego oprawca (mąż ciotki - czyli trup z piwnicy księdza). Ten labirynt, jeśli się nie mylę, pochodził też z tej książki i nie miał rozwiązania.

Tak jak napisała Aquillia, Bob nie miał nic wspólnego z porwaniem dziewczynek.

W głowie - ten labirynt. :)