Przez pierwsze parę minut byłam zachwycona. Motyw uprowadzenia dwójki dzieci przez seryjnego mordercę-maniaka w amerykańskim miasteczku, w czasie zimy. To moje klimaty. Myślałam, że znalazłam perełkę, do której wielokrotnie będę wracać z nudów.
Na początku nie spodobała mi się postać Jake'a Gyllenhaala. Nie, że ujmuję mu umiejętności aktorskich. Detektyw Loki wydawał mi się zmotywowany, wściekły na porywacza i na samego siebie, bo przecież nie ma sprawy, której nie rozwiązał. Jednak biło od niego zimno, zmęczenie, niemalże znużenie. To, jak zachowywał się w stosunku do rodziców… nie widziałam tam empatii. I chociaż jestem w stanie zrozumieć, że mógłby nie chcieć wiązać się emocjonalnie z tą sprawą dla własnego zdrowia psychicznego, to brak chociażby odrobiny wsparcia dla rodziców jest dla mnie niewytłumaczalny. Nie jestem zdziwiona reakcją ojca dziewczynki.
Druga rzecz - kwestia samego porywacza, możliwego mordercy. Postać Alexa miała potencjał, dopóki nie okazało się, że jego IQ wynosi 10 punktów (czy jakoś tak; wiem, że było niskie). Kolejny kandydat na porywacza: mężczyzna, którzy przyszedł na czuwanie i uciekał przed detektywem. Kto czyta dużo o mordercach, ten wie, że tacy osobnicy lubią przychodzić na czuwania, pogrzeby swoich ofiar, urodziny i rocznice. Myślałam, że na tym się skończy. Że detektyw będzie polować na porywacza, który okaże się bezwzględnym psychopatą, może nawet ped*filem (bo głównie tacy porywają dzieci, żeby wiadomo co później z nimi zrobić). Bez względu na losy dziewczynek, gdyby twórcy utrzymali film w klimacie, wyszedłby super. A z pewnością pochwaliłyby go osoby, które interesują się tematyką kryminalną i ekscytują się na widok dobrego kryminału pośród wszystkich tych tandetnych filmów, których twórcy ani razu nie zrobili reaserchu, a ich fabuła jest słaba i krótka (uderzam do seriali kryminalnych o milionach odcinków i sezonów).
Niestety trochę się zawiodłam.
Bo porywaczem okazała się matka Alexa, czego kompletnie nie mogłam zrozumieć. Chyba niezupełnie rozumiem jej motywu. Fanatyzm religijny, szaleństwo?
Plus jeszcze inne wątki. Detektyw w piwnicy księdza znajduje ciało mężczyny. Ksiądz utrzymuje, że owy osobnik krzywdził i zabijał dzieci. Detektyw Loki odwiedza też matkę chłopca, który zginął. Od tamtego zdarzenia upłynęło wiele lat. Kobieta utrzymuje, że został porwany i zabity przez seryjnego mordercę, bo w tamtym czasie w okolicy ginęło już kilka dzieci. Dodatkowo, ten mężczyzna z piwnicy ma wzór labiryntu, który narysował uciekający podejrzany z czuwania. Tu wszystko jest zamieszane.
Mam jeszcze teorię, co do tożsamości mężczyzny z piwnicy. Nawiązania do labiryntów, ksiądz trzymający się wersji, że jego ofiara była seryjnym zabójcą dzieci… Osobnik mógł być tym mordercą, tym, o którym wspomniała matka zaginionego syna. Co więcej… mógł być mężem kobiety, która porwała dziewczynki - tutaj właśnie to nawiązanie do labiryntu.
Sądzę, że te sprawy wymagają rozwiązania, lecz może twórcy właśnie tego nie chcili, by zostawić widzów z wątpliwościami. Do tego dupne zakończenie filmu. Detektyw domyślił się, że to ojciec dziewczynek? Uwolnił go, czy jednak zostawił na myśl, co zrobił biednemu Alexowi?
Właśnie, widok Alexa. Po pierwsze- podziwiam aktora, po drugie- podziwiam ludzi pracujących przy charakteryzacji postaci. Scena, w której pokazują jego twarz była bardzo smutna, jednocześnie przerażająca…
Ekranizacja bardzo dobra, ale rozczarowująca. Gra aktorska była świetna (trochę z wyjątkiem Jake'a), zwłaszcza Hugh'a Jackmana, który był ojcem zaginionej dziewczynki. Uważam, że twórcy mnie trochę zwiedli, co do fabuły filmu. Upieram się, że wersja z prawdziwym seryjnym mordercą byłaby właściwsza.
Kto nie zraził się moją opinią, temu serdecznie życzę, żeby obejrzał film. Bo jest dobry, niestety niektórych może rozczarować.