Sceny sikającej krwi na początku filmu są tak nieudane, że Angole bezczelnie je sparodiowali w swoim filmie, który powstał zaledwie rok później. I ci galopujący na koniach przez las rycerze ;)
Co jakiś czas nadrabiam sobie zaległości w filmografiach co ważniejszych reżyserów. "Lancelot z Jeziora" był jednym z tych filmów, które pomimo tego że chciałem je zobaczyć, jakoś mi umknęły.
Niestety w tym przypadku zawiodłem się nielicho.
O ile w przypadku innych produkcji Bressona zaprzężenie do pracy...
Krew sikająca na początku filmu spowodowała, że zadławiłam się kawą ze śmiechu.
Gra aktorska słaba przekazują tyle emocji, co stół i krzesła
Kostiumy słabe
Rycerze chodzą w zbrojach non stop, w razie potrzeby zejmują je w kilkanaście sekund:D
Dialogi drętwe
Scenografia marna
Całość wiekie...
inne filmy bressona gdzie akcja dzieje się wspułcześnie zancznie bardziej mi się podobają, LANCELOT cenię za początek i koniec bo w środku był tylko szekspir ten stary przereklamowany nudziaż
Jest coś fascynującego w dezynwolturze, z jaką Bresson redukuje wczesnośredniowieczne realia do detalu (ze szczególnym upodobaniem do nóg, ludzkich i końskich), a rycerstwo i rycerskość sprowadza przede wszystkim do bezustannego szczęku i klekotu metalowych zbroi, nieodparcie budzącego skojarzenia z Monty Pythonem....
Jestem z tych, którzy bardzo lubią czytać i oglądać wszystko, co się łączy z tematyką czasów arturiańskich.
Jednak.. "Lancelot" Bressona nie powiedział mi niczego ciekawego. Historia od dawna znana, właściwie nic nowego nie przekazuje. Może nadmiernie się czepiam, ostatecznie jest to film trzydziestoletni...
Przyznam się, że nigdy nie ceniłem filmu "Lancelot" Bressona, ale też coś każe mi go oglądać za każdym razem, gdy nadarza się po temu okazja. Bynajmniej nie jest tak, że przeszkadza mi ascetyzm użytych przez reżysera środków formalnych (to zresztą dla Bressona charakterystyczne) - ale nie jestem w stanie w pełni...