Za co lubie Bessona. Za to, że w całej swojej francuskości jest taki amerykański i odwrotnie. Za poezję, która towarzyszy nam w "Leonie" na każdym kroku (chociaż w "Wielkim błękicie" steżenie było nieporównywalnie większe, ale tam było łatwiej czyt. miłość, morze itp.). I za to, że tytułowy bohater budzi w nas uczucia, których budzić nie powinien. Ale to juz chyba urok naszych czasów, po prostu kochamy morderców, szlachetnych ale jednak morderców