W mojej ocenie "Leon Zwodowiec" ma dwa oblicza... pierwsze z dwóch to takie że jest to naprawde dobry film z bardzo ciekawie przedstwioną historią, świetnie dobraną muzyką no i kultowe role młodej Portman i nieco starszego Reno.Wciągająca opowieść o dość nietypowej więzi pomiedzy zabojcą a mała dziewczynką.I wszystko jest fajnie, mała uczy "kilera" czytać i czerpać radość z życia ale... Jeśli uświadomimy sobie drugie oblicze lub innym słowy inny pogląd na temat, zdajemy sobie sprawe (przynajmniej ja) że to naiwna bajeczka ! Przecież w rzeczywistych realiach ta mała dziewczynka, która przyszła rozpłakana po pomoc do maksymalnie zakonspirowanego płatnego mordercy, który jest bardzo przeczulony na punkcie ewentualnej wpadki... padła by martwa w pierwszej minucie pobytu w jego mieszkaniu.Kompletny brak realizmu, Leon jest ciekawą hybrydą jednak bardzo mało relną.Z jednej strony masowy morderca, bez żadengo sumienia wobec swoich "celów" z drugiej strony miły przyjazny i poczciwy człowiek, współczujący pokrzywdzonym dziewczynką... mało prawdopodobne zjawisko ! To taka moja mała konkluzja na temat tego filmu, oczywiscie nie uminiejsza to mojej sympatii do niego.Zawsze chetnie obejrze po raz setny "Leona" i zawsze bedzie mi sie tak samo podobał :)
Chyba się trochę nie zgodzę, Leon mógł jej nie skrzywdzić bo widać, że ma twardą zasadę kobiety i dzieci nie zabija; druga sprawa Leon postąpił tak, zawsze istnieje szansa na niecodzienne zachowanie człowieka, taki pierwiastek nieprzewidywalności, pamiętam jak W. Cejrowski płyną łodzią w dżungli, opowiadał czego się bać, podczas swojego wywodu, orzekł, że najgroźniejsi są ludzie, bo zwierzęta atakują zawsze tak samo i w tych samych okolicznościach.