"Let's Scare Jessica To Death", dla jednych mało znany, niskobudżetowy horror, raczej nie warty większej uwagi, dla drugich kultowa pozycja, zachwalana przez samego Stephena Kinga w jego książce "Danse Macabre". Gdzie leży prawda? Pewnie gdzieś po środku... Najlepiej przekonać się samemu, co też postanowiłem uczynić.
Przyjrzyjmy się fabule. Jessica to młoda kobieta, która, jak możemy się domyślać niedawno zakończyła leczenie psychiatryczne. Kobieta słyszała i widziała rzeczy, które tak naprawdę istniały tylko w jej głowie. Teraz czuje się już dużo lepiej, na dodatek wraz z mężem i przyjacielem postanawia przeprowadzić się z zatłoczonego Nowego Jorku bliżej natury aby jeszcze lepiej podreperować zdrowie, wybór pada na opuszczoną posiadłość gdzieś na peryferiach. Na miejscu nasi bohaterowie spotykają młodą hipiskę Emily, rozpakowują swój dobytek i przymierzają się do nowego początku. Niestety Jessica zaczyna obserwować dziwne rzeczy, których nie widzi nikt inny, w jej głowie pojawiają się też znów niepokojące głosy. Czy to nawrót objawów choroby czy w posiadłości rzeczywiście dzieje się coś niepokojącego? O tym musicie przekonać się już sami.
Fabuła brzmi całkiem zachęcająco i intrygująco. I tak faktycznie jest. Niby wszystko dzieje się tu powoli, nic nie jest oczywiste ale to wszystko buduje naprawdę ujmujący klimat. Genialnie wypada tutaj narracja prowadzona przez głos w głowie bohaterki, który, na przemian łagodnie, uspokajająco hipnotyzuje widza by za chwilę budzić prawdziwy niepokój. Naprawdę świetna i niecodzienna zagrywka. Groza budowana jest tutaj głównie za pomocą klimatu, krwi uświadczymy jak na lekarstwo więc fani gore mogą być nieco rozczarowani. Natomiast fani klimatycznych scen wręcz przeciwnie. Znany moment pod koniec filmu z jeziorem w roli głównej jest naprawdę niepokojący i złowieszczy, to jedna z fajniejszych scen budzących grozę jaką miałem ostatnio okazję zobaczyć i coś czuję, że już na zawsze zapisze się wśród moich ulubionych. Samo rozwiązanie intrygi też uważam za dobre i satysfakcjonujące. Ogólnie zakończenie filmu bardzo przypadło mi do gustu i nawet nie wiem jak można by było to lepiej rozegrać aby nie zepsuć ogólnego zamysłu tej historii.
Od strony technicznej szału raczej nie ma, ale można się było tego spodziewać po niskim budżecie, widać liczne uproszczenia, praca kamery też pozostawia miejscami sporo do życzenia. Całkiem dobrze wypada natomiast warstwa aktorska, nikt z głównych bohaterów jakoś specjalnie nie odstaje od reszty i wszyscy trzymają poziom. Tytułowa Jessica (grana przez Zohrę Lampert) wypada naprawdę przekonująco i udało się na szczęście uniknąć "przeaktorzenia" i zbędnej sztuczności. Na pochwałę zasługują też efekty dźwiękowe, potrafią zbudować świetny klimat i bardzo dobrze pasują do wydarzeń na ekranie.
Podsumowując, uważam przygodę z "Let's Scare Jessica To Death" za naprawdę udaną. Nie jest to może jakieś wybitne dzieło ale na pewno wyróżnia się na swój sposób wśród horrorów z tamtego okresu. Myślę, że warto wyrobić sobie własną opinię o tym filmie bo te bywają naprawdę skrajne.
Jeśli chodzi o krajowe wydanie to nic mi o takowym nie wiadomo, zarówno na nośniku VHS jak i DVD (o Blurayu nie wspominając). Jeśli natomiast komuś bardzo zależałoby aby postawić sobie ten horror na półce to niestety trzeba sięgnąć aż na kontynent Wuja Sama. W USA pojawiły się dwa wydania, jedno od Warner Home Video, drugie od Paramount Home Entertainment. Gwoli ścisłości wydania niczym się od siebie nie różnią, natomiast to drugie jest zdecydowanie łatwiej zdobyć.
Ocena: 7/10