Film się nie bawi i już z miejsca przypierdziela w widza Supermanem bez wąsa, i by podkreślić jego kosmiczne pochodzenie Weedon dowala mu mimikę rodem z Annoying Orange. Do tego ta niezręczna scena kręcona z ręki telefonem komórkowym zapowiada wysoką jakość audiowizualną tej produkcji.
Potem już jest nawet nawet, scena z Batmanem na dachu trochę głupawa, ale dobra w porównaniu z resztą dokrętek, napisy początkowe też zapowiadają coś w miarę mrocznego i w stylu Snydera, ale everybody knows jak ten film udeży potem w dno i wstanie dopiero w piekle. Potem mamy sekwencje scen od Snydera, mocno uciętych i z głupimi wstawkami z dokrętek, ale jednak Snydera.
No i film potem leci na coraz debilniejszych oparach. Scena z Marthą i Lois w Daily Planet to poziom seriali TVNu i żenujący humor typu "world's thirstiest reporter" i śmieszkowate wiadomości w TV. Dalej już jest ruska rodzina i jakiś kretyn z zapijaczonym głosem wołający nieustannie matkę.
Jest też mnóstwo scen, które Weed-on nakręcił po prostu w gorszej wersji. U Snydera jest rozmowa Bruce'a z Alfredem o wskrzeszeniu Supa, gdzie ten mu mówi "if you cant bring down the charging bull, dont wave the red cape at it" - jak to u Snydera, brzmi cool i wygląda ta scena dobrze. U tego niechluja scena jest brzydka i monotonnie oświetlona a Alfred mówi coś w podobnym kontekście, ale nie ma to żadnej wagi. Zero. Właściwie jak już coś ze Snydera tu się pojawia, to zostaje wyssane z życia. Np. scena WW w Londynie to po prostu bitka złych z dobrymi, u Snydera widać reakcje policji jak i zakładników.
Postacie. Cyborg to nuda i nie dostał nic do zagrania, u Snydera ma genialny wątek. W ogóle u Snydera każdy ma dobre momenty i jakiś arc. Batman nie jest klaunem i palantem tylko badassem, który w akcji w tunelu i w finałówce ma genialne momenty, w których kozaczy a nie leży na sztucznym trawniku bo coś mu zdecydowanie krwawi, pewnie co miesiąc... albo pyta Artura dwa razy, czy mówi do ryb a ten patrzy na niego jak na kretyna. W ogóle Artur - w wersji kinowej to taki typowy nerwus i buntownik, który ma wszystko gdzieś. U Snydera nie ma wszystkiego gdzieś. Flash w kinówce ratuje ruską rodzinę i wali żarty na poziomie wykop dziurę i się połóż w niej by dorównać poziomowi tych sucharów. U Snydera jest epicka scena wiadomo jaka.
Finał tego filmu to największa tragedia. O ile inne sceny walki wzięte od wersji Snydera - pojedynek z Supem, tunel czy bitwa u amazonek - jeszcze dają radę tak tutaj już na wstępie jest dowalony tak mocny czerwony filtr, że tego nie da się oglądać. Do tego film opowiadający o jednoczeniu się grupy superbohaterów a Cyborg mówi do Batmana, że chcieli go zostawić, ale dla WW zmienili zdanie. W ogóle pojawia się znowu Superman ze sztuczną warką. W ogóle nie rozumiem czemu wzięli Cavilla na dokrętki skoro spokojnie mogli użyć 100% materiału Snydera, zresztą to się tyczy każdej sceny w tym filmie.
Mógłbym wymienić 100 powodów dla których ten film jest okropny. Z plusów to ogląda się to nawet dobrze, może dlatego, że lepiej się śledzi ten zlepek chaotycznych scen kiedy widziało się oryginalny zamysł Snydera, a może to po prostu syndrom sztokholmski bo za dużo razy widziałem tego gniota.
No tak dałbym 4/10, więc wystawiam ostatecznie 2/10 aby zaniżyć średnią, w ogóle kogo obchodzi ten film
A Weedonowi życzę, aby się poślizgnął kiedyś i wylądował między cycami jakiegoś wielkiego grubasa.