Spielberg zrobił film po aptekarsku. Warstwie wizualnej "Liście Schindlera" nie można nie można absolutnie nic zarzucić. Cieszy fakt, iż w tej stronie filmu bardzo dużą rolę stanowili Polacy(Starski i Kamiński). Spielberg robi film potężny, wielowątkowy i chyba najgłębszy ze wszystkich jakie tworzy. Ale nadal brakuje mu tej autentycznośc... albo inaczej... emocji. Tak, historia Schindlera nie trafiła w moje serducho z taką mocą jak podróż przez piekło Szpilmana w "Pianiście" czy Salomona Perela w "Europa, Europa". Może dlatego, że jednostkę stanowi tu nie stricte ofiara, tylko Schindler, z którym ciężko się utożsamiać. Szkoda, że Spielberg pokazał Żydów powierzchownie, nie wszedł w ich psychikę, nie pokazał nam w pełni świata z ich perspektywy. W efekcie Spielberg ima się symboliki(vide dziewczynka w czerwonym płaszczyku), co pod względem estetycznym jest zabiegiem rewelacyjny, ale jako przyczynek do przemiany Schindlera jest trochę sztuczne i wieje tanim Holywoodzkim manewrem. Niemniej "Lista Schindlera" to ważne dzieło, które wielkimi literami zapisało się w historii kina, ale o Holokauście mówiono już w sposób bardziej przejmujący.
8/10
ja tylko powiem ze pianista mi sie o wiele mniej podobal. pare lat temu jak bylam w kinie to bardzo sie wzruszylam polubilam ten film jak chyba wszyscy bylam wtedy pare lat mlodsza. teraz jak go ogladam to nie dostrzegam juz w nim tyle co kiedys... i troche mnie ten film nudzi. jednak nie mowie ze jest zly.
lista schindlera jest jak dla mnie o wiele wiele lepszym filmem.
to oczywiscie moje osobiste zdanie.
Muszę się nie zgodzić. "Lista Schindlera" pozwala sobie wierzyć o wiele bardziej niż "Pianista" Polańskiego. Nie wiem, skąd się też bierze Twój zarzut dotyczący autentyczności emocji.. Nie rozumiem do końca; być może to zależy od konkretnego już odbiorcy, aczkolwiek ja osobiście płakałam jak dawno mi się nie zdarzyło. I Schindlerem nie można się utożsamiać? Dziwny pogląd na sprawę. Nie trzeba być "stricte ofiarą", by być dobrym człowiekiem, który szanuje innych i widzi zbrodnie. Czego bohaterskiego w nim nie widzisz? Uratował ponad tysiąc ludzi, a czy autorytetami nie stają się ludzie, którzy uratowali 2 osoby, 5 czy 10?
Odnośnie zarzutu o sztuczność i manewr hollywoodzki w kwestii dziewczynki w czerwonym płaszczyku, to.. wiesz, chciałabym tylko powiedzieć, że zdarzają się w życiu człowieka sekundowe chwile, które zmieniają człowieka całkowicie. Czasem pojedyncza śmierć porusza bardziej niż śmierć milionów. Nie wiem, czemu nie jesteś w stanie zrozumieć, że autentyczne może być to, co drobne i nieistotne, i to, co błędnie wsadzasz do szuflady z "hollywoodzkim zabiegiem".
Ja w każdym razie nie straciłam jeszcze wiary w ludzi i tym samym jestem przekonana, że takie dziewczynki w czerwonych płaszczykach w rzeczy samej mogły kogoś zmienić. To nie tylko kwestia impulsu, to kwestia człowieka, który jest podatny na to, by przejrzeć na oczy.
I "ten hollywoodzki manewr dziewczynki w czerwonym płaszczyku" sprawił również, że Roma Ligocka postanowiła dać świadectwo swoich przeżyć. Coś jednak musi w niej być, nie sądzisz?
10/10
Bo uwierzyłam w autentyczność i nie obchodzi mnie, kto film wyprodukował. Ja widzę w tym świadectwo prawdziwych wydarzeń.
I "ten hollywoodzki manewr dziewczynki w czerwonym płaszczyku" sprawił również, że Roma Ligocka postanowiła dać świadectwo swoich przeżyć. Coś jednak musi w niej być, nie sądzisz?
Faktycznie, nazwanie symbolicznej dziewczynki w czerwonym płaszczu "hollywoodzkim manewrem" było sporym nadużyciem z mojej strony. Po dłuższym "przetrawieniu" filmu oraz zapoznaniu się z historią Romy Ligockiej, uświadomiłem sobie, że Spielberg nie poszedł na łatwiznę, nie chciał na siłę nas poruszyć, a pojedyncze i wyraziste kadry miały w sobie cel.
"Czasem pojedyncza śmierć porusza bardziej niż śmierć milionów. Nie wiem, czemu nie jesteś w stanie zrozumieć, że autentyczne może być to, co drobne i nieistotne, i to, co błędnie wsadzasz do szuflady z "hollywoodzkim zabiegiem"."
I właśnie dlatego tak ubóstwiam "Pianistę". Bo to swoiste studium wojennego cierpienia, obraz o zniewolonej jednostce, która musi odnaleźć się w morderczej rzeczywistości. W "Liście Schindlera" są mocne i przerażająco realistyczne sceny obozowe, ale o wiele bardziej trafiającym jest widok bezradnego i samotnego człowieka na tle opustoszałej i zniszczonej Warszawy. Nie wiemy jakim człowiekiem był i jakim jest Szpilman - Polański "wrzucił" go po prostu do piekła wojny, skupił się tylko na jego postaci, przez co widz może obserwować każdy jego ruch i "wejść" w jego skórę.
"Nie trzeba być "stricte ofiarą", by być dobrym człowiekiem, który szanuje innych i widzi zbrodnie. Czego bohaterskiego w nim nie widzisz? Uratował ponad tysiąc ludzi, a czy autorytetami nie stają się ludzie, którzy uratowali 2 osoby, 5 czy 10?"
Nie odmawiam Schindlerowi męskości i bohaterstwa - ba, uważam, że tak autentycznego herosa kino nie widziało i jeszcze długo pewnie nie ujrzy. Ale do momentu spotkania dziewczynki, oglądałem ten film beznamiętnie. Być może dlatego, iż Schindler nie przejmował się specjalnie losami Żydów - dla niego byli tanią siłą roboczą, którą zapewniała mu zyski. Stąd mało emocjonalne i zimne(w pewnych proporcjach) spojrzenie na Holocaust. Stąd ciężko mi się było z nim utożsamiać, a Żydów Spielberg pokazał w osobie statystów, czego nie mogę mu wybaczyć.(Helen Hirsch to raczej dopełnienie złożoności charakteru Goetha, a niżeli wyraźny głos prześladowanych). Niemniej "Pianista" i "Lista Schindlera" to dwa różne filmy, dwie różne perspektywy.
"Twój zarzut dotyczący autentyczności emocji.. Nie rozumiem do końca; być może to zależy od konkretnego już odbiorcy"
Dyskutujemy, dyskutujemy, a przecież to jedno zdanie wyjaśnia wszystko. ;)
Pozdrawiam!