w groteskowy sposób pokazujący jak wiele i na jak różne sposoby możemy zapewnić sobie bycie w centrum uwagi innych. W tym wypadku poprzez demonstrowanie swojego cierpienia i wzbudzanie litości. Może wydawać się to śmieszne, ale wcale nie jest takie rzadkie - "matki cierpiętnice", poświęcające się dla swoich dzieci, powszechne narzekanie (taka polska cecha), postawa: "nic się nie da zrobić" i parę innych. Film wart refleksji też nad sobą.
Wg mnie najlepsza była scena z rudą sąsiadką, ta kiedy żona bohatera już wyzdrowiała, a on przyszedł któryś raz z rzędu po ciasto, którego nie chciała mu upiec. Zapomnijmy o dziwnym zachowaniu prawnika, bo scenarzysta chciał pokazać podłą naturę ludzką, która nie ma żadnego związku z miłością bliźniego. Ogólnie cały ten wątek jest świetny, ale popatrz na tę ostatnią scenę. Sąsiadka zachowuje się na zasadzie "Robiłam mu ciasto jak był w rozpaczy, kiedy jego żona umierała, teraz kiedy jest zdrowa, niech sama mu robi, mam go w dupie". Obłuda maksymalna.
Czy gdyby w tej chwili przyszedł do ciebie sąsiad i powiedział: możesz mi TERAZ upiec ciasto, ja poczekam. To jaką byś miał minę?
Według mnie, temat pokazany w niewłaściwy sposób.
Poprzez groteskowość i przerysowanie postaci oraz samo zakończenie, w ogóle rozminął się z tym co miał przekazać.
Przez to nie ukazał prawdziwej natury takiego zachowania i całość "spaliła na panewce".