Film ma sporo uroku - bo Max Ophuls to sprawny reżyser. Jednak to, co mnie trochę w filmie zawiodło to przerost formy nad treścią - nie jest to bowiem film typowo biograficzny - życiorys Montes jest wpisany tutaj w przedstawienie cyrkowe z jej udziałem. I tutaj zaczynają się schody - scenografia jest piękna zaś sztuczki cyrkowe omamiają widza - kosztem poznania samej bohaterki całego przedstawienia. Owszem widz ma dostęp do wspomnień Montes i pobieżnie poznaje jej dekadencką i libertyńską postawę życiową ale dla mnie to zdecydowanie za mało. Przy takiej postaci chciałoby się - zamiast kolejnej cyrkowej sekwencji - poznać jej dusze, motywacje, sekrety - tutaj jest tego za mało. Film robi więc wrażenie głównie od strony wizualnej, która jest jak na te czasy bardzo dopracowana i od początku stara się uwieść widza - szkoda tylko że zamiast tego nie uwodzi nas sama Lola - a na pewno miałaby czym.
A dla mnie film właśnie dlatego świetny! Nie ma on być biografią Loli, tylko pokazuje,
jak cudze życie może być "sprzedawane". I, jak widać, nie chodzi tu o "prawdę", tylko
o tych 15 centów. A czego się za te pieniądze dowiadujemy? Ano tyle, co za 15 centów...
Jeszcze raz: To nie jest film o Loli Montès; to jest film o MEDIACH! I do dzisiaj aktualny.
Tak go odbieram i JAKO TAKI jest dla mnie znakomity! :o)
(Ale to jest tylko moje własne, skromne zdanie)