Jak przystało na Denzela Washingtona film jest przesiąknięty religijnym bajdurzeniem. Ten naprawdę mocno, chyba jak żaden inny w jego dorobku. Nawet Book of Eli (o Biblii) nie był tak nachalnie religijny. Ciągle mowa o bogu, sprawstwie bożym, panie świata, Jezusie, zdarzają się modliwy, katastrofa oczywiście koło kościoła, pojawiają się krzyże to tam, to siam, nadużywanie słowa soul (dusza) odnośnie określenia osoby.
Tak, jestem ateistą i zauważam takie "odchyły". Jak ktoś jest osobą religijną, to być może nawet nie zauważy. Albo zauważy, ale machnie na to ręką. Ale fakt, faktem film ten cechuje się znacznym odchyłem w religijności w porównaniu do innych "normalnych" filmów typowych dla Hollywood. Zresztą typowych dla laickiego świata. Nawet dla Polski.
No cóż, każdy Wierzący uważa, że posiadł wiedzę(objawiona lub nabytą) na temat sensu rzeczywistości. To taki mechanizm obronny ułatwiający im życie. Z ciekawości więc zapytam - Dlaczego uważasz, że twoja wiara w Niebyt Boga jest czymś lepszym od wiary teistów w jego Byt?
Hmmm, a ,mnie ta ponoć mocna dawka religijności jakoś umknęła ....dziwne ;)
Jak ktoś szuka krzyża, to zapewne go znajdzie, nawet w konfiguracji obłoczków na niebie.
Ja nie widziałam żadnego krzyża ....dziwne ;)
Bo krzyże drażnią tylko prawdziwych szatanów ;)
A tak serio to film rzeczywiście przesiąknięty jest tym tematem jak gąbka, już pierwsze słowa jakie Whip wysapuje to 'Christ !' po włączeniu budzika hehe... Po mnie spływało jak po kaczce, w części przypadków God można przekuć sobie na Destiny (bez krzyża), z części się pośmiać (Ken+Vicky/J.Ch.Superstar) a resztę zostawić jak jest. Niemniej, duuużo krzyży, kino wręcz skrojone z tej perspektywy na szkolne wypracowanie "Motyw Stwórcy w Locie" ;) Aha, ateista mówi stanowcze NIE, także prosimy deklarować wyznanie przy pierwszych wpisach. Pisał agnostyk. ... lol, do usunięcia! :D
Tinnga, cudowną wiedzę o rzeczywistości to "posiedli" gnostycy - a nie chrześcijanie, których zapewne masz na myśli. Chrześcijanie nie chcą ufać swojej wiedzy, ale Bogu - to zasadnicza różnica.
Cudowna wiedzę mieli też komuniści, naziści, taoiści, pozytywiści... wszystko było oparte na nauce. Dogmat to dogmat, obojętnie w jakich kategoriach go określisz i z jakich źródeł wynika (objawionych czy wyuczonych). Bolszewizm np opierał się na wierze w nieomylność partii, Komuniz na wierze w materializm dialektyczny, nazizm w wyższość rasową... każde ludzkie przekonanie w istocie opiera się na wierze.
Mylisz wiedzę z wiarą. Wiara chrześcijańska nie jest oparta na nauce, ale na objawieniu Jezusa Chrystusa. Żaden uczciwy chrześcijanin nie powie, że posiadł cudowną wiedzę o rzeczywistości, bo żaden nie poznał w całości objawienia Jezusa. Swoją drogą zestawianie pozytywizmu z nazizmem i chrześcijaństwa z komunizmem to lekka przesada, nie sądzisz?
Nie mylę wiary z wiedzą, ani też wiary z wyznaniem, po prostu nie zrozumiałeś o czym pisałam, lub rozumiesz w innej konotacji.
Miałeś oczywiście na myśli wyznanie chrześcijańskie, bo nie ma czegoś takiego jak wiara chrześcijańska(nawet jeśli ktoś się upiera że jest).
Pozdrawiam.
Heh, skoro nie ma między nami zgody co do pojęć, to nie ma sensu ciągnąć tej rozmowy ;) Również pozdrawiam
łał świetne pytanie. Bardzo wielu ludzi stawia mylnie znak równości - albo wierzy się w Boga, albo WIERZY się że Boga nie ma. To jest opaczne zupełnie postawienie sprawy. Mydlenie oczu. To tak jakby ktoś powiedział: Albo się wierzy w jednorożce, albo się wierzy, że jednorożców nie ma. I jedno i drugie jest sobie równe, bo tak naprawdę zmienia się tylko obietkt w który się wierzy (wierzę że jest Bóg, wierzę że nie ma Boga). No nie! Właśnie tutaj jest istota racjonalnego myślenia, które u osób wierzących z definicji zostaje ograniczone przez wiarę. Ja tam nie mam nic do osób wierzących. Ale na ołtarzu wiary w Boga trzeba niestety w dzisiejszych czasach położyć racjonalne myślenie. I tak naprawdę wiekszośc inteligentnych wierzących ludzi to robi - nie wierzy w arkę Noego, jakieś stworzenie świata w 7 dni i istnienie Ziemi od 6000lat. To są bajki. Wiara w Boga dostała od dzisiejszej nauki mnóstwo ciosów. Zawsze oczywiscie pozostaje marginalne prawopodopodobieństwo, ze Bóg istnieje pomimo wszystko a to co widzimy dookoła to tylko symulacja. Ale Chryste! Nie ma znaku równości w postawie człowieka, który wierzy w dzisiejszych czasach wierzy w istnienie życia na Księżycu a tym, który w to nie wierzy. Nie sprawdziliśmy tego jeszcze na 100% (może jakieś niepojęte dla nas formy życia tam w końcu istnieją- polecam film Apollo 19), ale szanse że tam jest życie przy obecnym stanie wiedzy jest minimalne. Choć można stawiać różne hipotezy. No ale zdecydowanie bardzije rozsądna jest postawa człowieka, który nie wierzy w życie na Księżycu niż tego który w to wierzy. 1000 lat temu może to były równie racjonalne postawy. Dzisiaj wiara w życie na Księżycu jest objawem niewiedzy lub nieracjonalnego myślenia. A niewiara jest obajwem racjonalnego myślenia.
Żeby było jasne - osoby NIE Wierzące w istnienie lub istnienie Boga to agnostycy, ignostycy...itp itd. Teiści i Ateiści(jak sama ich nazwał mówi) wierzą z definicji.
Następnym razem skup się na zrozumieniu znaczenia podstawowych pojęć, zamiast pisać bezwartościowe elaboraty(nie przeczytałam całego bo zalatuje bełkotem z gimnazjum - więc nie będę go komentować ani polemizować).
Uciekasz. Nie masz wiele do powiedzenia prócz schowania się za mądrymi słowami. Przesłaniają ci one istotę rzeczy. TO jest właśnie typowe dla ludzi, którzy nie myślą, za to szerzą objawione prawdy. No myślałem że napotkam nieco inny poziom w tej dyskusji. Ale rozmowa z tymi, którzy wiary bronić nie umieją zwykle jest taka sama - ucieczka do wieży, barykadowanie drzwi, bieg po schodach i patrzenie na innych z góry - z niedostępnego "dla motłochu" Gniazda. Oświeć mnie! Gdzie twoja wiara? Ty wolisz mnie poniżyć. No i jak - działa? Lepszy się ode mnie poczułeś? Wzmocniłeś tym swę wiarę? To taka typowa obłuda - miłuj nieprzyjaciół, kochaj bliźniego. Ale z buta kochaj, poniżając kochaj, wyzywając kochaj. Wspaniałe świadectwo. He he.
Oświecić? Po co?
Gdyby nie tacy jak Ty to trudniej byłoby osiągając sukces takim jak Ja.
Chryste! Nie wstydzisz się pisać czegoś takiego? Przecież to zostanie tu na lata! Ty trochę dojrzejesz, jak czas minie, potem nie daj Bóg przeczytasz co tu napisałeś i będziesz musiał się okłamywać, że tylko tak zażartowałeś, taki smutny żart zrobiłeś. Będziesz się próbował od tego jakoś odciąć coś w rodzaju "naprawdę to tak nie myślałęm". Znasz takie uczucie zażenowania, jak ktoś publicznie obnaża jakąś swoją nikczemność? Patrzy w kamerę i nie zdaje sobie sprawy z tego co plecie? I jeszcze wydaje mu się, że słusznie zrobił.
Troszkę cię pouczę, bo zdaje się, że tego potrzebujesz: ostatnio taką żenującą rzecz zrobił Wałęsa, jeśli interesujesz się życiem publicznym, to wiesz. Gość kazał gejom iść za mur sejmowy. No coś w rodzaju "Murzyni i Żydzi do getta", "Baby do garów", "Upośledzeni na narządy zastępcze" itp. Wałęsa, który szczyci się swoim przywiązaniem do demokracji (lubisz definiować słowa, więc zrozumieśz jak bardzo "demokrata" i "chrześcijanin" jest w sprzecznośći z "geje do ostatniej ławki"). No ale biedny Wałęsa brnie dalej w swoje, żenująco to wszystko wychodzi. Stary człowiek - legenda robi taki błąd, tak się publicznie osmarka, ale brnie dalej w swoje, podpiera się tym, że "pół narodu tak myśli" i jakoś inaczej się usprawiedliwia.
No nie porównuję cię do Wałęsy oczywiście. Więc może przykład lepiej pasujący do sytuacji. Swego czasu Tomasz Jacyków przed kamerą mówił coś na temat tego jak on (czy ktoś?) onanizuje się przed lustrem... Ło matko, ludzie tego słuchają a ten gada bez rumieńca...
Na potrzeby nastroju pozwolę sobie zacytować jeszcze raz twoje kuriozalne wyrażenie "Gdyby nie tacy jak ty to trudniej osiągnąć byłoby sukces takim jak Ja". He he no jedyna nadzieja pozostaje w tym żę to jakiś sarkazm zasugerowany tym "Ja" z dużęj litery. Bo jeśli nie... chłopie - w ten sposób żadnego sukcesu nie osiągniesz. Wiesz dlaczego? Dlatego żę nie dotarło do ciebie coś bardzo, bardzo podstawowego - "Choćbyś cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł, to nic nie pozyskałeś". Naprawdę szczycisz się publicznie tym, że masz nikczemną duszę?
Niektórzy ludzie, w wyrafinowanym towarzystwie, nie wiedzą co powiedzieć i zaczynają opowiadać o swoich hemoroidach albo że mi zwieracz nawala... i nie zdają sobie sprawy z tego co robią. Ty publicznie oznajmiłeś z dumą "Jestem narcyzem". Łojezu, ale zabawa!
Przemyślisz sobie to sobie, zawstydzisz się, na zdrowie ci to wyjdzie, wierz mi znam się na tym :-)
"Florek, czas do Tworek" jak powiedziałby klasyk. Rozumiem, że głupi nie wiedzą, że są głupkami oraz, że dzisiejsza poprawność polityczna nie pozwala głupkowi powiedzieć szczerze, że jest głupkiem. Z tego właśnie powodu nie mogę powiedzieć ci kim jesteś...
Ale byłbym wdzięczny, gdybyś nie kompromitował się publicznie. Szczególnie, że ludzie twojego pokroju, tylko z poglądami odwrotnymi, będą cię cytowali jako przedstawiciela ateistów, podczas, gdy ty nawet nie rozumiesz co to słowo znaczy.
Jekem agnostyk, debili nie cierpię niezależnie od wyznania...
Moja poprzednia wypowiedź dotyczyła Twojej drugiej części wypowiedzi. Nie dość że ten "elaborat" nie jest bezwartościowy, to jeszcze nie przeczytałeś go do końca i krytykujesz tak, jak to robi mój bratanek w okresie dojrzewania.
A jeśli chodzi o pierwszą część wypowiedzi to nie do końca rozumiem co masz na myśli, bo trochę chaotycznie to napisałeś. (nie rozumiem dlaczego teiści i ateiści napisałeś wielką literą?) Jaką definicję teistów i ateistów masz na myśli?
Jeśli Twoim zdaniem teiści wierzą w Boga, ateiści wierzą że Go nie ma, a agnostycy nie wierzą w ani jedno, ani drugie, to z tymi definicjami się z Tobą zgadzam. Ale to tylko definicja.
To, że się z Tobą zgadzam w definicji nie znaczy, że się z Tobą jednoczę. Poziom Twojej ignorancji i egoizmu wcale nie świadczy o tym, że chcesz być lepszym człowiekiem, a wręcz odwrotnie. Brakuje Ci instynktu chęci samodoskonalenia, co zwykle nie kończy się z korzyścią dla takiej jednostki jak Ty. W takim młodym wieku masz już tak zamknięty umysł (wymodelowałeś sobie pewną prawdę i zamknąłeś ją na kłódkę), co jest największą plagą w dzisiejszym świecie, bo gdyby nie chęć poznania nowego - zatrzymalibyśmy się w rozwoju. I właśnie kościół, jest takim zatrzymanym w rozwoju tworem, który nie liczy się z nauką i jej odkryciami. I tak właśnie wygląda Twoja sytuacja. Masz swoją prawdę i koniec. Inna może się dobijać drzwiami i oknami, ale zdepczesz je na wejściu, BO MASZ JUŻ SWOJĄ JEDYNĄ PRAWDĘ której bronisz jak pies, a wściekłemu psu się nie wytłumaczy że podchodząc do niego chcemy mu pomóc, nakarmić.
Tak właśnie wyglądasz, jeśli uważasz, że rozmowa z kimś o odmiennych poglądach jest zbędna. Pilnujesz swojej JEDYNEJ PRAWDY. Nie chcesz poznawać, czyli zatrzymujesz się w rozwoju.
Nie istotne jaka. Istotne, że ją masz skoro wypowiadasz się następująco:
"Oświecić? Po co?
Gdyby nie tacy jak Ty to trudniej byłoby osiągając sukces takim jak Ja."
Wnioski po takim wpisie są następujące.. ciemnota + egoizm
To takie kościelne i... STRASZNE.
Koleś nie zadał sobie nigdy trudu by sprawdzić co znaczą pojęcia Teista i Ateista, ale rozpisuje się na ten temat - Gdzie u niego instynkt "chęci samodoskonalenia"?
Z kolei moją odpowiedz automatycznie zaliczasz do kanonu "kościelnego", jednocześnie rzucasz slogan " W takim młodym wieku" jak byś o tym miał jakiekolwiek pojecie. I jeszcze walisz hasła o Jedynej Prawdzie, której tutaj nie przedstawiłam,
To dopiero Hipokryzja! I Ty zarzucasz innym ignorancje :D
Jego prawda opiera się na propagowaniu przeinaczeń w oparciu o uprzedzenia i brak merytorycznej wiedzy - co w języku potocznym jest określane Głupotą. Głupców się omija, a nie podejmuje dyskusje.
I nie muszę być lepszym człowiekiem, by być dobrym. To nie jest imperatyw.
Człowiek nie musi wiedzieć wszystkiego. Po to dyskutuje, żeby się czegoś dowiedzieć. Jego instynkt samodoskonalenia to chęć otwartej dyskusji.
Tobie, nie wiedzieć czemu, ten człowiek przeszkadza skoro piszesz: "Gdyby nie tacy jak Ty to trudniej byłoby osiągając sukces takim jak Ja." I to jest krytykowany przeze mnie egoizm.
Twoją wypowiedź porównuję do praktyk kościelnych, bo dlaczego mam tego nie robić, skoro takie mam wyobrażenie? A jeśli nie jesteś w młodym wieku to tym gorzej, bo młodzi ludzie mają burzę hormonów i okresem dojrzewania można takie egoistyczne zachowanie jakoś wytłumaczyć.
W niczym się nie upieram, i mam wrażenie, że nie rozumiesz słowa hipokryzja. Bo w czym niby jestem obłudna? Wytłumacz, bo może czegoś nie wiem.
Twoje przedostatnie zdanie jest dla mnie niezrozumiałe. A to dlatego, że mam zupełnie inne wnioski odnośnie wypowiedzi florianf. Jak można mówić o merytorycznej wiedzy przy dyskusji o istnieniu Boga? Wiedza na ten temat jeszcze nie została odkryta więc to Ty jesteś hipokrytą, bo imputujesz komuś brak wiedzy w temacie, w którym sama nie masz! To tak jak bym uznała Cię za głupca, w momencie, kiedy opisujesz swoje wyobrażenie na temat życia po śmierci. To wszystko ty tylko wyobraźnia, więc nie ma co się tak zacietrzewiać. Wciąż okazujesz brak szacunku do innych (nazywając głupcem, hipokrytą) tylko na podstawie ich wyobrażeń o rzeczach, które na dzień dzisiejszy nie istnieją. I nazywasz się dobrym człowiekiem?
I na koniec..
Sam fakt pozytywnego publicznego oceniania siebie świadczy o Twoim narcystycznym podejściu do życia.
1) Czyli można być ignorantem w temacie i zabierać w nim głos jako ekspert - hahahaha szczyt sofizmatu
2) "Twoją wypowiedź porównuję do praktyk kościelnych, bo dlaczego mam tego nie robić, " - :D mogę cię cytować?
3) Hipokryzja: niespójnością(nieciągłość) stosowania zasad moralnych - idiota bez wiedzy jest cacy bo pisze o tym w co wierzysz(bez znaczenia że nie merytorycznie), ale konstruktywna krytyka jest be bo nie pasuje do twoich przekonań.
4) Czy w swojej intelektualnej głębi w ogóle zauważyłaś jakaś dyskusję na temat istnienia Boga? Ergo; Czy ty rozumiesz co czytasz?
5) Gdzie dokonałam "publicznie' pozytywnie lub negatywnie oceny swojej osoby?
Jeżeli na tym poziomie masz nadal ochotę się wypowiadać tutaj to ja rezygnuje z dalszej rozmowy.
Pozdrawiam.
To już mój ostatni post bo widzę że jesteś beton i szukasz argumentów na siłę..
1) Widzę, że nikt Cię nie wychował więc czytaj uważnie.. Nieładnie jest wciskać komuś słowa, których nie wypowiedział, dlatego nazwę Cię głupią małpą.. Czytaj uważnie i odpowiedz na pytanie............!!!!
- KTO TU SIEBIE NAZWAŁ EKSPERTEM W JAKIEJKOLWIEK DZIEDZINIE????????????? - Przeczytaj sobie znaczenie słowa ekspert na wikipedii i nie stwarzaj problemu tam gdzie go nie ma tylko dlatego, że już nie masz co powiedzieć. I przestań używać słów, których nie rozumiesz, bo ośmieszasz się jeszcze bardziej.
2) Tak, kościół jest egoistycznym ciemnogrodem, tak jak Ty.
3) znów to samo.. ehh! Przykro, że wciąż nie możesz zrozumieć znaczenia słowa hipokryzja. Bo jak byś zrozumiała, to byś zauważyła że ono tu w ogóle nie pasuje. I przestań używać słowa "merytorycznie" w dyskusji o Bogu i wierze w Niego, bo pomyślę że jesteś z zakładu psychiatrycznego.
Poza tym, skąd możesz wiedzieć w co wierzę i jakie mam przekonania, skoro ja sama nawet nie chcę mieć żadnych przekonań w temacie Boga? Poza tym, ta Twoja "merytoryczna hipokryzja" jest zwykłą literówką w całej wypowiedzi, a przekładasz ją na pierwszy plan pewnie dlatego, że to Twój jedyny wyimaginowany argument.
4) Skoro Tobie wszystko trzeba łopatologicznie, to faktycznie nasza rozmowa nie ma zupełnie sensu.
5) "I nie muszę być lepszym człowiekiem, by być dobrym"
Powodzenia w życiu.. - przyda Ci się.
Już mi się powiodło - miedzy innymi dzięki takim jak Ty i florianf, więc nie dziękuję. Nie interesuje mnie również w co wierzysz, a opinie typu "beton" i "łopatologicznie" zachowaj dla siebie.
Na koniec dodam że jestem ignostyczką i uwielbiam kiedy antyklerykałowie twojej maści ośmieszają się na forach :) sącząc jad nienawiści i uprzedzeń. To ukazuje wasza prawdziwa naturę i kompleksy.
dla uporządkowania:
ateista - niewierzący w istnienie Boga lub bogów
agnostycyzm - filozoficzny pogląd zakładający niemożność obiektywnego poznania świata i praw nim rządzących.
Definicje pojęć wg. Słownika Języka Polskiego.
Więc twoja definicja agnostycyzmu nie jest do końca trafna. Niemożność obiektywnego stwierdzenia czy Bóg istnieje czy nie, nie powoduje że człowiek musi uwierzyć lub nie. Można tę kwestię ignorować(patrz ignostycyzm).
Wydaje mi się jednak że nie ma to większego znaczenia w kontekście tego o czym pisał kolego "florianf". Jak zwał tak zwał i nie ma co grzebać się w takich dyskusjach. Wydaje mi się że istotna jest tu kwestia tego na kim ciąży obowiązek dowodu. Czy należy dowieść że coś istnieje, czy że nie istnieje? Czy dowiedzenie jakiegoś faktu lub chociaż jego uprawdopodobnienie ma ten sam ciężar, co brak możliwości zaprzeczenia? Czy brak możliwości całkowitego wykluczenia zjawisk, może świadczyć o ich istnieniu?
Ten post to do mnie? Powtarzasz to co napisałam tutaj.
Zawsze dowodzi się tezy. nie ma znaczenia czego ona dotyczy. Jeśli ktoś coś twierdzi musi tego dowieść.
W tym wypadku obie strony coś twierdzą. Jedni twierdzą że coś istnieje, drudzy że coś nie istnieje. Tylko jedni starają się bezpośrednio udowodnić nieistnienie Boga, a drudzy próbują dowieść że obalenie tezy o istnieniu Boga jest niemożliwe. Czy te dwie drogi dowodzenia mają taką samą siłę w dyskusji nad istnieniem Boga?, takie pytanie nasuwa się po przeczytaniu tego co napisał "florianf", a nie akademicka dyskusja nad definicjami pojęć ateista, agnostyk itp
Nie ma znaczenia co twierdza, tylko co podlega dowodzeniu - a więc jest obiektywne z punktu wodzenia logiki.
Gdyby byli wstanie udowodnić to automatycznie nie mieli byśmy odczynienia z Wiarą, lecz Wiedzą.
Dowodzenie nie ma "siły" - albo coś jest - jest albo obiektywne, albo nie.
Dowodzenie nie ma "siły" - jest albo obiektywne, albo nie.
Oczywiście piszemy cały czas o klasycznej logice arystotelesowskiej.
Ja nie mówię że ma znaczenie co twierdzą. Sam napisałeś wyżej że "Jeśli ktoś coś twierdzi musi tego dowieść". Dlatego zauważyłem że tu obie strony coś twierdzą.
Ważne pytanie to : Czy udowodnienie (lub bardzo duże uprawdopodobnienie) że nie da się wykluczyć istnienia Boga, przemawia za jego istnieniem? A może nie tak silne dowody(poszlaki) ale świadczące wprost o nieistnieniu, powinny do nas przemawiać mocniej?
O tym chyba miała być ta dyskusja anie o definicjach ateizmu, agnostycyzmu. Żałuje że w ogóle o to zahaczyłem.
Zasadniczo dyskusja dotyczy przebierańców: ludzi którzy są w istocie antyklerykałami, a udają ateistów i agnostyków.
Moim zdaniem nie, może na początku tak, ale od postu flofianfa, wątek na pewno poszedł w innym ( moim zdaniem ciekawym) kierunku.
W każdym razie jeśli opinie co do przedmiotu dyskusji są tak rozbieżne, to raczej nie ma sensu jej kontynuować.
teiści/ateiśc - to wierzący - ich teza nie podlega dowodzeniu - nie są wstanie udowodnić że Bóg istnieje lub że Bóg nie istnieje.
agnostyc, ignostycyc, rewidyści - osoby niewierzące - nie stawiają tezy której nie można udowodnić.
Jak już napisałem definiowanie tych pojęć nie ma tu większego znaczenia. Z takiego podziału wynikałoby że nie istnieją osoby które są w stanie udowodnić istnienia lub nie istnienia Boga. Z pewnością po obu stronach znalazło by się wielu którzy by się z tym nie zgodzili. Wielu teistów i ateistów twierdzi że da się to w taki czy inny sposób udowodnić. Więc to jest raczej twoja subiektywna ocena niż powszechnie akceptowany podział.
Mogą sobie twierdzić, ale Wiara nie podlega dowodzeniu. Z definicji Transcendencja nie jest poznawalna ani definiowalna. Na tym polega myk.
wiara oczywiście na zdrowy rozum nie jest wiedzą i jako taka nie podlega dowodzeniu. Wystarczy jednak zajrzeć do wikipedii żeby stwierdzić że naprawdę tęgie głowy zajmowały się dowodzeniem istnienia/nieistnienia boga. Więc "wiara" to w ich przypadku raczej nie właściwe słowo, oni (myślę że wielu przeciętnych ludzi również) przyjmują istnienie/nieistnienie Boga jako udowodniony fakt
O czym Ty w ogóle piszesz? Nauka jak do tej pory nie potrafi obalić istnienia Boga. Ewolucja Darwina wcale nie jest już taka oczywista. Poznanie kodu DNA pozwoliło na stwierdzenie, że cała ludzkość z dużym prawdopodobieństwem pochodzi od jednego człowieka, czy jednej pary. Co do stworzenia świata jest coraz więcej dowodów na to że wszystko powstało w jednej chwili, od wielkiego wybuchu, czyli tak jak mówi biblia a co kwestionują ateiści. Wiem jedno im dalej podąża nauka tym bardziej przekonuje mnie i tych co interesuje prawda o racji istnienia Jezusa. Im więcej drążysz i szukasz tym pewniejsze, że nawrócisz.
Serio? Wszystkie zwierzęta w Arce, krzaki gorejące, rostępujące się Morze Czerwone itp? I te bzdury o DNA - nie wiesz dokładnie, to nie pisz. Otóż badania kodu genetycznego dowodzą, że wszyscy ludzie POZA AFRYKĄ pochodzą prawdopodobnie od małej grupy pierwotnej, która kiladziesiąt tysięcy lat temu opuściła Afrykę. Chodzi o to, żę kod genetyczny nie-Murzynów jest o wiele mniej zróżnicowany niż kod genetyczny Murzynów. Można powiedzieć - co w genetyce funkcjonuje pod postacią żartu - że pod skórą wszyscy jesteśmy Murzynami. Po prostu kolebka ludzkości była w Afryce, tam nastąpiło największe zróżnicowanie genetyczne. A potem jak przez szyjkę butelki "część genów" wyemigrowała poza Afrykę.
Jak nie wiesz, to nie pleć. To co wiadomo o zróżnicowaniu DNA dzisiaj właśnie jeste jednym z najlepszych dowodów na ewolucję. Chryste, wraca jakieś średniowiecze? Przecież tego w liceum uczą! Doczytaj!
"nadużywanie słowa soul (dusza) odnośnie określenia osoby."
w przypadku takich podróży/katastrof zawsze używa się tego słowa. śmieszą mnie ateiści, których irytuje takie coś.
rozumiem, że na "Titanicu" też się denerwowałeś, gdy liczbę osób na pokładzie powiedziano w "duszach".
Tutaj nie używano tego określenia odnośnie ofiar katastrofy, których było bardzo niewiele, lecz używano tego słowa celowo i zamierzenie odnośnie żyjących ludzi by podkreślić związek ze swym religijnym bóstwem, które wedle ichniej religii miało stworzyć człowieka.
Zresztą m.in. stąd sprzeciw wielu środowisk religijnych odnośnie metody in vitro, bowiem zdaniem osób religijnych tworzenia życia to domena wyłącznie ich bóstwa. Coś tak dla nich niepojętego, że ich zdaniem człowiek nie może tego dokonać. Tymczasem okazuje się, że może. Wystarczą dwie komórki. Budzi to więc ich oburzenie i sprzeciw, bowiem jest kolejnym krokiem pozbawienia przymiotów niepojętej potęgi i mocy bóstwa, które czczą właśnie za tę jego moc sprawczą. Tymczasem miejsca dla bóstw z powodu rozwoju nauki jest coraz, coraz mniej.
Twierdzisz, że Kościół jest przeciwny in-vitro bo ono podważa istnienie Boga? Lepiej się nad tym zastanów, bo to jest tak głupie, że aż boli, chyba że Twoim życiowym mottem jest "nie znam się to się wypowiem".
Między innymi dlatego. A oczywiście, że podważa. Bowiem siłę sprawczą tworzenia życia od dawien dawna (i ciągle obecnie) ludzie religijni i religie przypisują swym bóstwom. Stąd zresztą też i zakazy stosowania prezerwatyw, bo jest to również przez religie traktowane jako wpływanie na boskie zamiary tworzenia życia.
Niestety dla religii i ich bóstw rozwój nauki pozostawia coraz mniej miejsca dla bóstw, których sens istnienia (wymyślenia) był właśnie taki, że tłumaczył w sposób bajkowy (mitologiczny) sens działania świata i dlaczego pada deszcz, a samice rodzą (w bardzo posty sposób - jest tak, bo tak nasze bóstwo chce i ono to sprawia).
Z Twoich postów wynika, że nie masz zielonego pojęcia jakie jest stanowisko Kościoła w sprawach, w których zabierasz głos co jest smutne ponieważ tym ciężej jest szanować Twoje ateistyczne poglądy. Dalsza dyskusja nie ma sensu, jeśli chcesz to doczytaj sobie jak to naprawdę jest. Pozdrawiam
Twoje argumenty, to żadne argumenty. Dyskusja wygląda na zasadzie ja argument - Ty "nie", ja argument - Ty "nie". Jak małe dziecko.
Argumenty, które podałem są powszechnie znane i bardzo łatwo znaleźć - chociażby w Internecie - ich potwierdzenie. Twoja argumentacja opiera się na negowaniu oczywistych faktów, które podaję. Nie podajesz nawet kontrargumentów.