Tak samo nadużywają prawa i naginają je do swoich potrzeb.Kradną i tak jak miało to miejsce w filmie,a także policjantki puszczają się ze swoimi współtowarzyszami z komendy.Jest jednak zasadnicza różnica między nami a Anglikami.U nas wydział wewnętrzny nie próbuje wyciągać konsekwencji, a wręcz można powiedzieć ,że kryje i tuszuje bandyckie zachowanie swoich kolegów po fachu.
Problem w tym, że film pokazuje łamanie prawa, jako formę skutecznej walki z przestępcami. Tymczasem policja niemal zawsze łamie prawo tylko po to, by poznęcać się nad jakimiś pechowcami, którzy krzywo na nich spojrzeli, albo wypili sobie i idą bez obstawy.
Wydział wewnętrzny ze swojej natury musi być nieskuteczny. To tak, jakby sąsiedzi kazali szpiegować rodzinę jednemu z członków tej rodziny. Gdzie tu sens?
Sam film natomiast to mega chała, która przedstawia obraz policji w świetle, który myślałem, że już odszedł do lamusa. Jakbym oglądał propagandówkę komunistyczną. Policjanci, którzy ryzykują życiem i karierą, by łapać przestępców. Jasne...
Nie wiem tylko, czemu reżyser myślał, że ktoś się będzie identyfikował z głównym bohaterem. Obleśna świnia, która posuwa cudze żony, rzuca się na każdego z pięściami, kradnie. Do końca filmu szukałem pozytywnego bohatera i nie znalazłem.
Jak dla mnie film zakończyłby się happy endem, gdyby go zakończyć w momencie, jak nasz gliniarz trafia do więzienia. Należałoby tylko dokręcić jedną scenę - jak go ruchają. To by trochę uratowało ten film.
Tymczasem nic go nie ratuje. Chała, chała i jeszcze raz chała.
"Nie wiem tylko, czemu reżyser myślał, że ktoś się będzie identyfikował z głównym bohaterem. Obleśna świnia, która posuwa cudze żony, rzuca się na każdego z pięściami, kradnie. Do końca filmu szukałem pozytywnego bohatera i nie znalazłem."-masz racje bardziej kibicowałem bandytą niż tym z lotnych ptaszków a to trochę chore ale taki był właśnie ten film.