Jak dla mnie najlepsza komedia romantyczna jaką obejrzałem. Pośród horrorów, filmów akcji czy psychologicznych lubię czasami znaleźć miejsce na jakąś fajną komedię , czy to romantyczną czy zwykłą. Najczęściej podchodzę do nich jako do filmu totalnie nieprawdopodobnego, z ciągnącymi się romansami między wnuczką cioci koleżanki, a wnuczkiem kuzyna babci. Aaa no i oczywiście happy end must be ;) I zawsze denerwowała mnie ta przewidywalność i świadomość, że na końcu i tak będzie to samo. Do tego okropny i denerwujący angielski akcent, od którego mam ciarki ;/
A tutaj proszę...oglądałem jak wpatrzony w obraz ;) Serio, przez cały film czułem jakąś więź zarówno z Alexem i Rosie. Chciałem wiedzieć jak to się skończy, mimo iż wiedziałem że będzie happy end, którego tak nie lubię. Ale miałem to gdzieś i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Fajnie czasami jest poczuć, że film autentycznie cię wciąga ;D Super historyjka o parze przyjaciół, którzy od zawsze się kochają ale o tym nie wiedzą.
Podsumowując : Nie będę pisał o grze aktorskiej, muzyce, zajebistym klimacie i o tym czy warto czy nie. Wcześniejsze słowa chyba mówią wszystko ;)