Właśnie wróciłam z seansu i generalnie jestem filmem zachwycona. Najchętniej dałabym 10/10, ale niestety muszę odjąć jeden punkt za Scarlett. Nie darzę jej sympatią jako aktorki, ponieważ nie ma ani odrobiny aktorskiego talentu. Za każdym razem kiedy widzę ją na ekranie to gra jak zaprogramowany robot - zero emocji. Grając, uważa, że szeroko otwarte oczy i drganie głowy wystarczy, aby przedstawić strach. Niestety nie na tym to polega. Mina wiecznie ta sama. Kiedy się uśmiecha to tylko ustami. Uśmiech nie dociera do oczu.
W miejsce Scarlett postawiłabym (w podanej kolejności) : Chloë Grace Moretz, Emily Blunt lub Katie Holmes.
Nawiązując jednak do samego filmu oraz osób uważających, że głupotą jest kręcenie filmów o 10-100 % wykorzystania mózgu: po pierwsze jest to film, więc nie musi on nawiązywać do rzeczywistości. To czy wykorzystujemy mózg w iluś tam procentach jest jedynie teorią wysuniętą i obaloną przez naukowców. Jednak weźcie poprawkę na to, że dawniej naukowcy wierzyli, że Słońce kręci się wokół Ziemi, że Ziemia jest płaska, itp., itd. Teraz wiemy już, że tak nie jest. Pomimo tego, że obecnie jesteśmy mądrzejsi niż przed 500 laty to skąd pewność, że za 500 lat nie okaże się, że teoria % dot. mózgu nie okaże się prawdą? Jeżeli macie taką pewność to podajcie sensowne dowody, chociaż wątpię w to żeby choć jedna osoba była w stanie je podać choćby była najmądrzejszym, najbardziej wykształconym naukowcem na świecie.
Mimo tego, że żyjemy w XXI wieku, i że nasz świat jest tak bardzo rozwinięty, to nie znamy nawet 1/4 z tego co jest jeszcze do poznania. To samo tyczy się mózgu.
Podsumowując: niech każdy wierzy w co chce, ale nikt z nas nie ma pewności jak jest naprawdę. Film moim zdaniem był idealny pod prawie każdym względem, jednak wybranie Scarlett na główną bohaterkę było kompletnym niewypałem.
A ja mysle ze pani jest rownie nie obiektywna co ja, bo ja SJ UWIELBIAM! Chetnie zobaczylbym Chloe w takiej roli. Fajnie by bylo gdyby obie wystapily w niezniszczalnych 4. Sa ludzie potrafiacy wiele rzeczy, jesli chodzi o umiejetnosci mozgu, zas inni tego nie potrafia. Moze to efekt ewolucji a moze wiekszosc faktycznie nie potrafi go wlasciwie wykorzystac.
ależ to oczywiste, że nie wykorzystujemy 100% naszego mózgu. przecież sam fakt, że nasz mózg rejestruje każdą sekundę i każdy szczegół naszego życia, a wątpię, żebyś pamiętała ile blondynek siedziało na sali w restauracji, w której ostatnio jadłaś obiad. po prostu niektóre połączenia neuronowe, kiedy nie są używane dość często - zanikają. umysł można ćwiczyć, by lepiej z niego korzystać. nie jestem naukowcem, ani żadnym badaczem, żeby stwierdzić z ilu % korzystamy, ale z tego co mi wiadomo, to nie jest to zbyt wielka wartość.
prawda jest jednak taka, że jakichkolwiek by nie wysnuć wyobrażeń na ten temat: raczej nie polecam wierzyć, że przy 40 czy tam 50% bylibyśmy w stanie manipulować otaczającą nas materią ;).
z ciekawych, a bardziej prawdopodobnych rzeczy, proponuję zainteresować się życiem i badanami choćby Nikoli Tesli.
Rezonans magnetyczny na miarę naszych czasów. A co jeżeli za 500 lat (np.) zostanie stworzony lepszy rezonans, który pokaże, że obecnie nie jest to 100% ? Myślę, że zakładanie czegoś z góry jest bezsensowne, bo tak naprawdę ludzie za mało jeszcze wiedzą. Możliwe jest także, że wszyscy się mylimy, a odpowiedź na to pytanie przez najbliższe 1000lat+ żadnemu człowiekowi nie przyjdzie do głowy nie mówiąc już o zbadaniu tego.
No tak. Ja tylko piszę o obecnym stanie wiedzy. Według współczesnych badań nasz mózg jest aktywny w 100%. I na tę chwilę trudno przypuszczać, że mogłoby być inaczej. A fakt, że nie zapamiętujesz liczby wszystkich blondynek na sali to raczej zasługa mózgu niż jego ograniczenie. Był przypadek Shereshevsky\ego który potrafił zapamiętać praktycznie wszystko i nie skończyło się to dla niego zbyt dobrze. Działanie przeciętnego mózgu jest takie, a nie inne, bo do konkretnych celów było przystosowane przez ewolucję. Przypadki nawet największych geniuszów to nie tyle większa aktywność mózgu, co inny sposób przetwarzania przez mózg informacji, czasem środowiska, wychowania, edukacji, i innych czynników. Przynajmniej z tego co nauka rozumie, a jak wiadomo rozumie ciągle niewiele.
ps. @annaeren nie odnoszę tej informacji w żaden sposób do filmu. To jaką reżyser sobie wybierze konwencje to całkowicie jego sprawa. jednym się spodoba innym nie. Piszę wyłącznie o mózgu w środowisku naturalnym:P
Co innego znaczy aktywność, a co innego wykorzystanie. Nie umiesz np. kontrolować perystaltyki jelit - robi to za Ciebie mózg, automatycznie. Nie masz na to wpływu, więc to już jest jakiś drobny %, którego jednak nie kontrolujesz. Podobnie jest z wieloma innymi obszarami naszego mózgu nad którymi nie mamy żadnej świadomej kontroli - wiemy tylko, że są i czasami (bo też nie zawsze) możemy domyślać się do czego służą. Z tym, że mózg to cholernie złożony organ: sam fakt, że zdarzają się sytuacje, kiedy np. zostaje uszkodzony ośrodek odpowiedzialny za mowę, a jego rolę przejmują inne obszary mózgu.
Ale kontrola to chyba też inne pojęcie niż wykorzystanie. Wykorzystujesz ośrodek odpowiedzialny za perystaltykę jelit, ale nie potrzebna ci jest kontrola nad nim. Zdarzają się np. przypadki, gdy człowiek traci automatyzm ruchu. Wówczas przy każdym kroku musi w myślach dokładnie wydawać polecenia mięśniom (zegnij stopę, podnieś kolano, itd. aż do pełnego kroku). A kiedy rozproszy go coś to natychmiast upada. Wówczas odzyskuje kontrolę nad ośrodkiem ruchu, ale musi się na nim tak bardzo koncentrować, że nie ma czasu na inne czynności.
Natomiast przykład samego połączenia na linii mózg-organizm, jest o tyle ciekawe, że to nie jest typowe sterowanie, a raczej komunikacja pomiędzy potrzebami poszczególnych ośrodków. Tutaj nie ma wydawania poleceń przez mózg, a raczej coś w rodzaju rozmowy "w dwie strony"
Mogę się natomiast zgodzić, że człowiek prawdopodobnie nie wykorzystuje 100% możliwości swojego mózgu. Ale ile z tych procent z tych możliwości i jak bardzo przydatnych to już nie bardzo wiadomo:P
Co do samego filmu: na początku ziewałam, a na koniec wbiło mnie w fotel, znieruchomiałam. I oniemiałam. Wykrztusiłam z siebie mało ambitne słowa: "Ale zajebisty film..." i nie byłam w stanie pogadać z mężem o wrażeniach i przemyśleniach. Ani zrobić notatek. I chyba w dalszym ciągu (oglądałam wczoraj wieczorem, w kinie) jestem w szoku. Ostatnie sekundy na długo zapadną mi w pamięci...
Co do filmu i mózgu:
Procenty w filmie to rzecz umowna i niemal nieistotna. Idea wzrostu od 10 do 100% wydaje się najważniejsza.
Co do samego mózgu:
Myślę, że zarówno kontrola jak i wykorzystywanie mózgu nie są kwintesencją.
Praca mózgu.
Świadoma, nieświadoma, podświadoma.
Na jawie mózg rejestruje wszystko, jednak aby nie doszło do przeładowania i awarii, nie wszystko pozostaje w świadomości - część jest upychana w pamięci, część całkowicie zapomniana.Także owszem, zgadzam się ze zdaniem @clonet ego, że to zaleta mózgu a nie wada,
Dlaczego tak ważny jest sen i relaks? Dlatego, że mózg potrzebuje czasu na dokonanie szeroko pojętej segregacji. Jeśli tego czasu nie ma - następuje przeładowanie.
Niedawno natrafiłam na badania, które wydają się być zaskakujące: poddani badaniu, mieł do rozwiązania zadanie - kiedy nad nim pracowali, ich mózgi wykazywały silną aktywność. Kiedy zadanie zostało wykonane, wydawać by się mogło, że aktywność spadnie. A działo się kompletnie inaczej. na moment mózg się uspokajał, by chwilę później - na relaksie - jego aktywność była o wiele większa niż ta, kiedy badany świadomie rozwiązywał zadanie.
Mózg jest odpowiedzialny za cały szereg funkcji organizmu, i być może gdybyśmy wszyscy mieli czas i sposobność , wiele z nich świadomie możnaby kontrolować, świadomie wykorzystując mózg. Najlepszym przykładem jest tu oddychanie. Oddech jest naturalną funkcją organizmu, i większość z nas nie poświęca mu 100% uwagi. Jednak nad oddechem świadomie można pracować, czuć jak pobieramy powietrze nosem, jaką droge przebywa do płuc i można pracować nad oddechem przeponowym. Można nauczyć sie kontrolowac oddychanie. Podobno, poprzez medytację, można zredukować pobieranie powietrza do absolutnego minimum.
Nie mamy kontroli nad biciem serca? Więc czemu kiedy sie zdenerwujemy, i zaczyna bic jak szalone, stosując proste ćwiczenia relaksacyjne, możemy w szybki sposób je uspokoić? Wiem, że moje przykłady nie są szczególnie wymyślne i nie wiem czy udało mi się przełożyć myśli na zrozumiałe słowa. Mam jednak nadzieję, że Ci co czytają rozumieją o co mi chodzi.
i podsumowując: jest wiele badań, które pokazują jak można mózg wytrenować. Nawet osoby, których mózg wyraźnie ma zaburzoną równowagę biochemiczną, który jest w jakiś sposób upośledzony, również taki mózg można usprawnić: ćwiczeniami i odpowiednimi bodźcami. Ale fakt faktem, naukowcy są dopiero na początku drogi.
Utarło się przekonanie o dziesięciu procentach, i powtarza się je jak mantrę. Jednak jak zagłębić się w temat,wcale nie jest już takim prostym wyznaczanie procentowej skali pracy świadomej, czynnościowej, nieświadomej i podświadomej mózgu. Może gdyby wynaleziono kiedyś sposob, aby monitorowac pracę mózgu w każdym momencie życia, 24 godziny na dobę, od narodzin, aż po śmierć...?...
kendi, bardzo podobnie odebrałem film, jako zwyczajnie metaforę tego, co możemy osiągnąć, nawet w kwestii rozumienia samych siebie i wynikającej z tego kontroli, a przede wszystkim zmianie tego, do czego dążymy i na co poświęcamy życie. Postęp naukowy, oświecenie, procenty rosną, świat zwierzęcy zostaje coraz dalej, gdzieś przy 100% człowiek staje się bogiem. Co wtedy? Pytanie.
To bardzo trudne pytanie. Nie potrafię na nie odpowiedzieć. Przypuszczalnie, jeżeli wszyscy mielibyśmy takie same możliwości i świadomość, stworzyliybyśmy cywilizację równości, bez podziałów słaby-silny, mądry-głupi, biedny-bogaty, bez agresji, terroru, wojen. Wszyscy wiedzieliby wszystko o wszystkich i wszystkim, a kłamstwo i manipulacja nie miałyby racji bytu. Może byłaby to utopia z naszych marzeń i pragnień?
Na tą chwilę mamy bardzo nierówne możliwości i każdy żyje na swój sposób.Ci, którzy mają zdolności nazywane paranormalnymi, wykorzystują je albo dla dobra innych, albo dla swoich niecnych zamierzeń. Na swojej drodze spotkałam kilka takich osób, z czego tylko dwie, może trzy, bezinteresownie pomagają ludziom. Mam znajomą, której oczy są jak rentgen i potrafi celnie określić dolegliwości ciała. Byłam w szoku, kiedy opisała mi mój stan zdrowia. Dziewczyna poszła na fizjoterapię, by poszerzyć wiedzę o człowieku i móc skutecznie nieść pomoc. Przez wiele lat uważała się za wariatkę, z halucynacjami. Ale dziś już wiadomo, że nią nie jest i otrzymała dar, który bywa bardzo męczący, ponieważ nie potrafi go kontrolować. Zatem postanowiła pomagać.
Brzmi to jak SF, a jest rzeczywistością.
Bzdura. Ktoś wymyślił, że brak agresji jest mądry (co sprzedaje się oczywiście jak świeże bułeczki), więc i wynikiem równości wydaje się być świat bez wojen.
Ale to nie tak. Agresja, czy brak agresji jest niezależna od możliwości jednostek. Gdybyśmy wszyscy byli równi to:
a) będąc agresywnymi, wybilibyśmy się do ostatniego
b) nie będąc agresywnymi, pomarlibyśmy z głodu
Agresja jest tym, co pcha ludzkość do przodu. Chęć do życia lepiej, do posiadania więcej, do przewyższania innych, do uwiecznienia swojego imienia na kartach historii za wszelką cenę doprowadziła nas tak daleko. Wojny, terror i ubóstwo do efekt uboczny, który musi być. Masz inną wizję? Orwell, Huxley i Bradbury nisko się kłaniają. Jak nie chcesz fikcji literackiej, kłania się Kim Jong Un.
A z tym rentgenem to puknij się w czoło, najlepiej o ścianę. Z rozbiegu.
Zgodze sie jedynie z tym, ze "bedac agresywnymi, wybilibysmy sie do ostatniego". Co do reszty wybacz, ale czytajac twoja wypowiedz, masz zadatki na - delikatnie mowiac "zlego czlowieka", ktory kosztem innych "przezyje". Brakuje jeszcze, abys wrzucil tu filozofie Nietchego, porownania ludzi do wielbladow, ktorzy beda dla Ciebie pracowac za miske ryzu, bo jestes cwany i agresywny. Zal.
Pamietaj, ze mozna sie rozwijac bez agresjii, ale swiat nie zna innych opcji a takiego typu ludzie jak ty, tylko to poteguja. Osobiscie zycze ci, abys trafil na kogos z kim nie bedziesz mial szans - z kims agresywym, ktory porzadnie obije ci twarz, abys otworzyl oczy....
Fakt ludzie chca wiecej, zawsze...problem w tym, ze nie wiedza kiedy powiedziec: Mam Wystarczajaco, moge sie wycofac, zyc na poziomie, spelniac marzenia i dac innym szanse (nieograniczona chciwosc to slowo klucz)....To sie nazywa trzezwosc umyslu i dobroc, ktorej wyraznie ci brakuje...
Co do rentgenu mysle, ze DeWitt, zle sie wyrazila. Jesli pracujesz nad percepcja, swiadomoscia i umyslem, jestes w stanie stwierdzic w sekunde, co z drugim czlowikem jest nie tak...Nie wiem czy az do tego stopnia, poniewaz nie jestem na tym "poziomie", ale widzialem naprawde sporo dziwnych, niewtlumaczalnych zdarzen, sytuacji, ktore przecza wszelkiej logice... I zanim powiesz, ze jestem psychicznie chory powiem jedno:
Postawiles sobie mur w glowie i robisz dokladnie to czego pragna wladcy tego swiata.
Hehe poprawka....
"Co do rentgenu mysle, ze kendi1984, zle sie wyrazila." - nie DeWitt - czeski blad :) pozdro
Iście bajkowa definicja dobra i zła łatwo pozwala widzieć świat na czarno-biało, kiedy prawda leży gdzie indziej. Przez "gdzie indziej" mam na myśli w zupełnie innej bajce.
Czytałeś coś np. Ayn Rand? Wspomniane przeze mnie antyutopie (które były de facto odpowiedzią na utopie równościowe)? Może chociaż teorię wolnego rynku lub ewolucji. Pewnie tak, ale nie pokusiłeś się o szerszą interpretację.
Otóż wspomniana przeze mnie agresja nie jest zła. Agresja jest dobra. Pozwala walczyć o swoje, żyć, rozwijać się i tym samym rozwijać swoje otoczenie. Agresywny egoista, jakim bez wątpienia jest człowiek, nie będzie żył czyimś kosztem, bo egoista żyje dla siebie. Twórca nie tworzy dla innych, rolnik nie sieje dla innych. Robią to dla siebie - dla samospełnienia, dla zdobycia pieniędzy na chleb.
Egoista nie będzie kazał pracować komuś na miskę ryżu. Przede wszystkim czuje empatię, jeden z mechanizmów umożliwiający ludziom tworzenie społeczeństw. A empatia nie jest przecież odczuwaniem cudzych emocji. To umiejętność postawienia SIEBIE w czyjejś sytuacji.
Ktoś agresywny, kto mocno obije mi twarz nie będzie egoistą. Nie zrobi przecież tego dla siebie, bo nie wyniesie z tego żadnych korzyści. Tylko psychopata mógłby pobić kogoś bez powodu, bo nie rozwinął zdolności społecznych. Będzie agresywny, owszem. Jednak nie o takiej agresji pisałem. W każdym razie dziękuję za życzenia - tylko co one mówią o Tobie?
Spełnianie marzeń to w dalszym ciągu nieumiejętność powiedzenia "dość, nic więcej mi nie potrzeba". Człowiekowi nie potrzeba nic więcej tylko w jednej sytuacji - kiedy oscylograf pokaże prostą linię. Żadnemu zdrowemu człowiekowi nie zależy na pieniądzach. Pieniądze to tylko umowna wartość, zdolna opisać status społeczny i względne bezpieczeństwo materialne. Bez nich niezwykle trudno się spełniać. Muzyk potrzebuje zatrudnić ludzi, zapewnić sprzęt i użyczyć swego dzieła widzom, do tego trzeba pieniędzy. Zauważyłeś, że wymieniłem trzy z pięciu stopni piramidy Maslowa?
Agresja o której pisałem pozwoliła człowiekowi stać się najpotężniejszym stworzeniem na tej planecie. Gdyby jaskiniowiec broniący swojej rodziny przed niedźwiedziem nie okazał agresji, nie stworzył broni, nie wpadł w adrenalinowy szał, pozostałyby po nas odciski w masie skalnej.
Wiesz, szkoda że osoby pracujące nad percepcją, potrafiące zdiagnozować człowieka w mgnieniu oka nie zatrudnią się do pracy w szpitalu. Można by w końcu zrezygnować z tych paskudnych badań krwi, moczu i kału, z rentgena i rezonansu. Szkoda, że nie są na tyle... altruistyczne by pomagać milionom. Czego im brakuje? Genu przedsiębiorczości? Może za wysoko cenią swoje zdolności? Bzdura na kiju. Jak każdy tzw. cud.
Nie ma rzeczy przeczących wszelkiej logice. Potrzeba tylko ludzi światłych, by je wytłumaczyć. Nie wiem czy zgłębiałeś w szkole ogólną teorię względności Einsteina, czy podstawy fizyki kwantowej (Schrödingera, Plancka). Może chociaż interesowałeś się psychologią i neurologią, by poznawać geniusz ludzkiego umysłu tworzącego schematy, istne abstrakcje, które czynią z nas najinteligentniejszymi stworzeniami na świecie (z wyjątkami). Uważasz, że to jest mur w głowie? Może Grigorij Perelman miał mur w głowie kiedy napisał dowód jednego z najtrudniejszych problemów matematycznych, których tacy śmiertelnicy jak my nie mają szans pojąć. Poczytaj, potem mów mi o rzeczach niewytłumaczalnych.
A. I powiedz mi jeszcze, kto zrobił więcej dla świata: egoista Pasteur, który harował by mieć co włożyć do michy, by przewyższyć innych naukowców i zapisać się wiecznie na kartach historii, czy pozostający anonimowym, tajemniczy cudotwórca z rentgenem w oczach, będący rzecz jasna najwyższej próby nieagresywnym altruistą?
To ego pozwala nam żyć, być samodzielnymi jednostkami, dążyć do zaspokajania swoich potrzeb, do rozwoju. Każdy też musi być egoistą, gdyż jest to niezbędne do przetrwania. Nawet altruista jest egoistą.
A Agresja? Jeżeli mówimy o agresji, jeszcze nie spotkałam człowieka, który by nie miał jej w sobie. Bywa, że jest ukryta gdzieś w zakamarkach umysłu, ale uwalnia się w odpowiednim momencie. Agresja jako skłonność do używania siły fizycznej (np. bójki), czy słownej (znęcanie się psychiczne) to jedno. Agresja jako drapieżne cechy charakteru, pozwalające osiągać to co się chce na polu zawodowym, czy wyrażająca sie "niepodważalnymi" argumentami w dyskusji, którą chce się wygrać, ipt. ipd. to inna sprawa.
Kolejne: Empatia. Namieszałeś. Empatia jest jedną z cech inteligencji emocjonalnej. Empatia nie jest ani ODCZUWANIEM cudzych emocji, ani nie jest to umiejętność postawienia SIEBIE w czyjejś sytuacji. Człowiek empatyczny próbuje WSPÓŁODCZUWAĆ emocje innych, próbuje ZROZUMIEĆ dlaczego daną osobą targają takie a nie inne emocje, dlaczego dokonuje takich a nie innych wyborów. Empatia to próba zrozumienia drugiego człowieka, a nie stawianie się w jego sytuacji. Każdy z nas jest indywidualnie ukształtowany i nie powinniśmy mierzyć emocji innych własną miarą.
I dalej. Postrzegania pozazmysłowego tj. np. widzenie energii roślin, pola energetycznego człowieka, dziur w tym polu itp., które nawet Ty uważasz z bzdurę, nie mieszałabym z geniuszem ludzkiego umysłu, człowieka zdolnego np. do abstrakcyjnego myślenia. Wytwory ludzkich umysłów, takie jak choćby wspomniane przez ciebie dowody matematyczne, są namacalne. Każdy może zobaczyć np. równanie matematyczne, ale nie każdy już je rozumie. Namacalne są też dlatego, ze Ci co je rozumieją, potrafią je wykorzystać do konkretnych "rzeczy".I teraz dwa przykłady. Nie musimy widzieć prądu elektrycznego, ale skoro telewizor działa, to każdy będzie wiedzieć, że prąd jest. Proste. Człowiek, który albo dostał w darze, albo wyćwiczył postrzeganie, nazwę to, subtelności, nie ma jak Ci udowodnić, że w danym momencie otacza Cię niebieska aura.
Dobry, szanujący się bioenergoterapeuta, czy moja koleżanka z "rentgenem", jeśli widzi coś niepokojącego, kieruje do lekarza medycyny konwencjonalnej dla potwierdzenia bądź wykluczenia dostrzeżonego przez siebie problemu. Poza tym, przypomnę Ci, moja koleżanka z darem, teraz idzie na studia drugiego stopnia fizjoterapii, by móc pracować w placówce medycznej.
I na koniec uwaga bezpośrednio do Twojej osoby @DeWitt. Cieszy fakt, że dużo czytasz - tak przypuszczam. Jednak kiedy wyliczasz dziedziny wiedzy zapewne z Twojego zakresu zainteresowań, chaotycznie podajesz przykłady, odbiera się to jako przechwałki, a nie czyni z Ciebie człowieka nad wyraz mądrego, a wręcz głupio zarozumiałego. Zalecałabym usystematyzowanie wiedzy, przykładanie większej uwagi do czytanego tekstu, ponieważ odniosłam wrażenie, że czytasz bez pełnego zrozumienia, albo wybiórczo, a poza tym - o czym świadczy twoje ostatnie zdanie - Twój świat wygląda na czarno-biały.
Pierwszy akapit - po prostu nie potrafię zrozumieć dlaczego próbujesz mi wytłumaczyć rzeczy, które sam właśnie pisałem.
Jesteś pewna, że rozumiesz słowo "empatia"? Tu nie chodzi o rozumienie, tylko naturalną zdolność wyobrażenia sobie cudzych emocji w danej sytuacji, czyli parafrazując stawiając w jej siebie. Napisałaś "współodczuwać". Zdajesz sobie sprawę, że znaczy to dokładnie do samo, co napisałem ja?
Przykład z prądem niczego nie tłumaczy, bo jednak widzimy dowód, prawda?
Koleżanka z darem. Pokażę Ci jaki to absurd.
Ma rentgen w oczach, prawda? Potrafi "celnie określić dolegliwości ciała", prawda? Więc powiedz mi, dlaczego lekarz miałby wykluczyć problem? Wiesz kiedy wyklucza się problem? Kiedy osoba, która go "dostrzegła"... bawi się w zgadywanki. To tylko rentgen, czy ultrasonograf też ma wbudowany?
Właśnie zdałem sobie sprawę, że też mam te niezwykłe zdolności. Kiedyś zobaczyłem, że kolegę otacza jakby biała aura. Poszedł do lekarza - okazało się, że ma grypę i zrobił się blady.
Widzisz, są dwa podstawowe powody, dla których istnieje na świecie szacunkowo 4000-10000 religii, a istniało jeszcze więcej. Pierwszy to niemożność udowodnienia nieistnienia czegoś zmyślonego. Drugi to przekonanie specjalnych przypadków, że jest to wartościowy argument.
To nie są moje zainteresowania, tylko wiedza ogólna nabyta głównie w czasach licealnych. Interesuję się raczej Premiership, dobrymi trunkami i kinem, dzięki że pytasz.
Posądzanie o zarozumiałość kogoś, kto wie więcej? Nic nowego. Zarozumiałością nazwałbym raczej wmawianie komuś istnienia nadnaturalnych bytów nie będąc w stanie udowodnić swej tezy, a wątpiącym mówić, że mają mur w głowie. Zalecenia? Nie masz pojęcia jakie mam wykształcenie i śmiesz twierdzić, że powinienem usystematyzować wiedzę? Bo rzuciłem kilka znanych przykładów? Wolne żarty.
Mój świat czarno-biały... Super. A wiec kolorowy świat to wiara w bajki, a czarno-biały to wiara w ludzki umysł, który jako jedyny na tej planecie potrafi tłumaczyć i tworzyć. Niech będzie czarno-biało. Może fani kina lat 40' słusznie twierdzili, że czarno-białe jest lepsze.
O, jest jeszcze jeden przykład zarozumiałości. Kiedy jeden rozmówca po prostu nie może wytrzymać bez dzielenia się swoimi spostrzeżeniami o drugim. Na szczęście nie muszę zniżać się do tego poziomu.
A teraz spadam, idę wywróżyć z kart jakie absurdy przyjdzie mi jeszcze czytać. Dobrej nocy.
Jakbyś mógł to przeczeczytaj proszę ze ZROZUMIENIEM dyskusję od mojego pierwszego komentarza po Twój ostatni. Oddziel emocje i przeczytaj słowa jak w książce- powtarzam : ZE ZROZUMIENIEM.
Pozdrawiam "z parteru".
Sama posłuchałam własnej rady i prześledziłam raz jeszcze, na spokojnie, bez emocji nasz wątek.
A teraz lecimy.
"Nie masz pojęcia jakie mam wykształcenie i śmiesz twierdzić, że powinienem usystematyzować wiedzę?". Coś Ty taki delikatny? Wykształcenie o niczym nie świadczy. Poprzez pryzmat wykształcenia nie powinno się oceniać i szufladkować innych. Dyskutowałam ostatnio z kumplem, który studiował historię. Za jego czasów jakieś (15-20 lat temu) prowadzili żarliwe rozmowy o tym co studiowali, i nie ważne było miejsce ani czas, a osoby postronne mogły się domyślić, ze studiują historię. Działało to w obie strony. Teraz z przerażeniem stwierdził, że coraz częściej słyszy rozmowy studentów, ale w żaden sposób nie jest w stanie określić co studiują, bo przez pół godziny jazdy np. w autobusie, potrafią prowadzić rozmowy w stylu: "a chodzisz na jego zajęcia? - no co ty, nudy - no, a do tego nie trzeba chodzić, bo i tak wstawia zalki" itp. Oczywiście nie twierdzę, że wszyscy są tacy sami, ale nawet znajoma doktorantka jest przerażona poziomem wiedzy studentów z którymi prowadzi zajęcia. A co gorsza mają nawet problemy ze zrozumieniem tego co czytają. Zatem powtórzę raz jeszcze, że nie patrzę na innych przez pryzmat wykształcenia. Wskazanie, że powinieneś usystematyzować wiedzę, nie miało być przytykiem. Masz horyzonty, jednak w moim odbiorze wysławiasz się chaotycznie. Już tłumaczę. Pisałeś: " po prostu nie potrafię zrozumieć dlaczego próbujesz mi wytłumaczyć rzeczy, które sam właśnie pisałem. " Napisałam komentarz z "wytłumaczeniem" ponieważ argumenty, które przedstawiłeś nie były jasne. Może Twoim zdaniem powtórzyłam, to co Ty napisałeś dlatego, że zastosowałeś absolutne uproszczenie swoich myśli, i nie przedstawiłeś ich w sposób zrozumiały i czytelny. W dodatku moim zdaniem mylisz pojęcia i właśnie dlatego. moim zdaniem, powinieneś usystematyzować wiedzę. Sama też nie jestem alfą i omegą, dlatego konfrontuję co to wiem ze stanem faktycznym aktualnej wiedzy. Uważam też, że nie ma nic złego w radzie usystematyzowania wiedzy, bo tak jak napisałam sama staram się to robić. I nie ma się co obrażać.
Natomiast Twoja wypowiedź "O, jest jeszcze jeden przykład zarozumiałości. Kiedy jeden rozmówca po prostu nie może wytrzymać bez dzielenia się swoimi spostrzeżeniami o drugim." Po pierwsze, sam to robisz - choćby tym przytoczonym zdaniem, tylko że nie wprost. A wcześniej: "A z tym rentgenem to puknij się w czoło, najlepiej o ścianę. Z rozbiegu." - zasugerowałeś, że jestem kretynką i dałeś bardzo "konstruktywną" radę. "A teraz spadam, idę wywróżyć z kart jakie absurdy przyjdzie mi jeszcze czytać" - w podtekście uważasz się za najmądrzejszego, że tylko Ty masz rację, a reszta pisze bzdury. Jeżeli człowiek dzieli się z drugim spostrzeżeniami o nim, po to by go poniżyć i udowodnić swoją wyższość rzeczywiście jest zarozumialstwem i wywyższaniem siebie; ale kiedy robi to z dobrą intencją, po to by rozmówca mógł zastanowić się nad sobą, spojrzeć na siebie oczami innych, dostrzec swoje "problemy", ewentualnie popracować nad sobą, już nie jest zarozumialstwem. Nie ma też nic zdrożnego w dzieleniu się swoimi spostrzeżeniami. Takie jest moje zdanie.
A dlaczego zaproponowałam Ci czytanie ze zrozumieniem? Chociażby dlatego:
Moja wypowiedź: "Nie musimy widzieć prądu elektrycznego, ale skoro telewizor działa, to każdy będzie wiedzieć, że prąd jest. Proste. Człowiek, który albo dostał w darze, albo wyćwiczył postrzeganie, nazwę to, subtelności, nie ma jak Ci udowodnić, że w danym momencie otacza Cię niebieska aura. "
Twoja wypowiedź: "Przykład z prądem niczego nie tłumaczy, bo jednak widzimy dowód, prawda?"
Jeśli chodzi o moją wypowiedź: " Mam znajomą, której oczy są jak rentgen i potrafi celnie określić dolegliwości ciała" Chodzi oto, że widzi w sposób energetyczny problemy zdrowotne w danych częściach ciała. Ma jeszcze zbyt małą wiedzę, by zawsze trafnie diagnozować daną dolegliwość, tzn. nazwać ją w sposób medyczny, czy określić niebezpieczeństwo dla zdrowia, ale nauczyła już się rozpoznawać np. raka, AIDS, problemy z tarczycą, z nadciśnieniem, osłabieniem stawów itp. ale też widzi stan narządów i potrafi określić czy są zdrowe czy zaczynają chorować. "Poza tym, przypomnę Ci, moja koleżanka z darem, teraz idzie na studia drugiego stopnia fizjoterapii, by móc pracować w placówce medycznej." Studiuje własnie po to by jak najwięcej wiedzieć o człowieku. "Dobry, szanujący się bioenergoterapeuta, czy moja koleżanka z "rentgenem", jeśli widzi coś niepokojącego, kieruje do lekarza medycyny konwencjonalnej dla potwierdzenia bądź wykluczenia dostrzeżonego przez siebie problemu." Znaczenie tego zdania powinno wydawać zrozumiałe, poprzez wytłumaczenie dwóch poprzednich. Dlatego teraz mam nadzieję, że zmienisz zdanie wyrażone wcześniej w ten sposób": Koleżanka z darem. Pokażę Ci jaki to absurd.
Ma rentgen w oczach, prawda? Potrafi "celnie określić dolegliwości ciała", prawda? Więc powiedz mi, dlaczego lekarz miałby wykluczyć problem? Wiesz kiedy wyklucza się problem? Kiedy osoba, która go "dostrzegła"... bawi się w zgadywanki." Wcale nie chodzi o zgadywanki. Ale niezależnie od tego co zobaczą i tak kierują do lekarzy na badania, bo sami z siebie nie udzielą pomocy do której mają dostęp lekarze konwencjonalni i też nie zawsze są w stanie powiedzieć na ile dane zaburzenie jest szkodliwe dla zdrowia i jak może się rozwinąć.
"Agresywny egoista, jakim bez wątpienia jest człowiek, nie będzie żył czyimś kosztem, bo egoista żyje dla siebie". Altruista też jest egoistą pod tym względem, że chce czuć się przydatny, robić coś dobrego dla innych. Nie czerpie z tego wymiernych korzyści np.finansowych, nie wywyższa się nad innymi, ale poprzez altruizm, w pewien sposób się spełnia. Natomiast agresywny egoista jak najbardziej może żyć kosztem innych, dlatego że nie cofnie się przed niczym, by zaspokoić swoje żądze.
Empatia:
Twoja definicja empatii: "(...)Przede wszystkim czuje empatię, jeden z mechanizmów umożliwiający ludziom tworzenie społeczeństw. A empatia nie jest przecież odczuwaniem cudzych emocji. To umiejętność postawienia SIEBIE w czyjejś sytuacji."
Moja definicja empatii: "Empatia jest jedną z cech inteligencji emocjonalnej. Empatia nie jest ani ODCZUWANIEM cudzych emocji, ani nie jest to umiejętność postawienia SIEBIE w czyjejś sytuacji. Człowiek empatyczny próbuje WSPÓŁODCZUWAĆ emocje innych, próbuje ZROZUMIEĆ dlaczego daną osobą targają takie a nie inne emocje, dlaczego dokonuje takich a nie innych wyborów. Empatia to próba zrozumienia drugiego człowieka, a nie stawianie się w jego sytuacji. Każdy z nas jest indywidualnie ukształtowany i nie powinniśmy mierzyć emocji innych własną miarą."
Późniejsza Twoja odpowiedź: "Tu nie chodzi o rozumienie, tylko naturalną zdolność wyobrażenia sobie cudzych emocji w danej sytuacji, czyli parafrazując stawiając w jej siebie. Napisałaś "współodczuwać". Zdajesz sobie sprawę, że znaczy to dokładnie do samo, co napisałem ja?"."Jesteś pewna, że rozumiesz słowo "empatia"?"
Umiejętność postawienia siebie w czyjejś sytuacji nie jest równoznaczne z współodczuwaniem, jednak jest ze sobą powiązane. Natomiast odczuwanie tych samych emocji to jest zarażanie się emocjami innych. Co też świadczy o empatii. I jesteś w błędzie, bo w empatii jak najbardziej chodzi o zrozumienie drugiego człowieka i tak jak napisałeś, wówczas człowiek może wyobrazić sobie cudze emocje i dokonać próby postawienia siebie w danej sytuacji. Zatem i Ty i ja w pewnym stopniu mamy rację, a w pewnym się myliliśmy. W książce "PSYCHOLOGIA EMOCJI" wydawnictwa GWP (którą udało mi się kupić w postaci papierowej) jest rozdział poświęcony empatii i współczuciu. I tak naprawdę, moim zdaniem, nie jest łatwo podać jednoznaczną definicję empatii, bo w miarę upływu lat, przekształca się ona. Ale najogólniej zaryzykowałabym twierdzeniem, że empatia jest zdolnością odczuwania emocji i, tak jak napisałeś, jest podstawą funkcjonowania społeczeństwa.
Zaczynam i nie wierzę.
Sugerujesz mi, że mam nieusystematyzowaną wiedzę. Mówię, że nie znasz nawet mojego wykształcenia. Ty odpowiadasz, że nie powinno się sądzić innych wedle wykształcenia.
A niby czym, jeśli nie wykształceniem mierzy się usystematyzowanie posiadanej wiedzy?
Odpowiadać na puste truizmy mi się nie chce. Odpowiadać osobie, która zarzuca czytanie bez zrozumienia, a sama robi to samo, też nie będę. Odpuszczam, wygrałaś.
W dyskusji nie chodzi o wygrywanie czy przegrywanie. Nie chodzi o rywalizację. To nie zawody ani turniej wiedzy. Wykształcenie? Znam wielu mądrych ludzi, w tym niepełnosprawnych, którzy z przyczyn losowych nie mogli studiować, albo nawet skończyć szkoły średniej, a ich wiedza i umiejętności są na bardzo wysokim poziomie. Życzę Ci bardziej otwartego umysłu, byś mógł patrzeć szerzej i dalej. Pozdrawiam.
kendi1984 - przykro mi, ale DeWitt ma racje. Mylisz sie. Jednak ze jestes na dobrej drodze. Prostuj ludzi na nizszych levelach. Tam odniesiesz 100% sukcesu. Ps. To nie jest obraza. To fakt. Pozdro
Ale ja się nie obrażam:) Nie ma za co:) Jeśli więcej niż jeden człowiek widzi, że "coś nie gra" to widocznie tak jest. Może po prostu samymi suchymi słowami, nie potrafię przekazać tego co w rozmowie na żywo, gdzie ton głosu i mowa niewerbalna nadrobiłaby by moje braki pisemnego wypowiadania się:)
DeWitt proponuje zawieszenie broni. Nazwywając Cię głupio zarozumiałym zagalopowałam się. Jeżeli chodzi o nazewnictwo Empatia, Agresja i inne hasła psychologiczne nie rozumiemy się, bo zawsze rozkładam wszystko na czynniki pierwsze i nic nie jest dla mnie jednoznaczne. W innych przypadkach, jak wiedza vs wykształcenie wyrażałam swój punkt widzenia. Rozumiem Twój pogląd i nie zgadzam się z nim. Działa to w obie strony.
Mówiąc o usystematowieniu wiedzy nie zarzucałam Ci braku wykształcenia. Przyznałam też, że sama muszę to robić dlatego, że mam wązką specjalizację.
Treść moich wypowiedzi w intencji nie miała być próbą prostowania Ciebie jako takiego, a kierowana była potrzebą bycia zrozumianą i głośnego zrozumienia tego co piszesz. Postaram wyrażać się jaśniej i nie wyrażać osądów jak miało to miejsce w moich wypowiedziach o typu głupio zarozumiały. I jednocześnie prośbę o to samo, abym nie musiała czytać rad takich jak puknij się w czoło z rozbiegu.
Zabawny ten watek o studentach ; ) Kiedys (moze 15 czy 20 lat temu) mowilo sie ''ZZZ,czyli Zakuc,Zdac,Zapomniec''.
Z jednej strony mówiło się ZZZ, ale wówczas w moim, i nie tylko, odbiorze wykształcenie wyższe coś znaczyło. Teraz mamy plagę magistrów, którzy chcą mieć dyplom dla samego dyplomu. A co gorsza nie tylko magistrów. Znam osobę, która robiła doktorat z architektury ogrodów. W końcu zrobiła. Ale gdy przyszło do zaprojektowania mi ogrodu...Brak słów...
Wyksztalcenie wyzsze znaczy cos nadal,a dyplom jest wazny do podjecia pracy w takim,a nie innym miejscu.Oczywiscie dzisiejszy student jest kompletnie innym studentem od tego sprzed 20 lat;szczerze mowiac czasem trudno rozpoznac kto student a kto nie ; ))) - kiedys bylo to nieco bardziej czytelne.Mysle jednak,ze ta studencka maniera luzu jest chyba gdzies na poczatku,w pierszych latach nauki,potem sa specjalizacje,doktoraty i inne takie cuda i sprawa robi sie powazna;studenci juz chyba tez ; ) - raczej nie maja innego wyjscia...Cenimy fachowcow czy dobrych rzemieslnikow,lecz nie dlatego ze sa w posiadaniu tego cennego dyplomu,a dlatego ze ich doswiadczenie zawodowe (ogromna ilosc zaprojektowanych ogrodow) swiadczy o ich ewentualnym profesjonalizmie.Magister jest gdzies na poczatku drogi do sukcesu-gdy juz odlozy ksiazeczki zacznie sie prawdziwe zycie-praca,praca i jeszcze raz praca-rzetelna praca,bo bez tego sukcesu nie bedzie.
Są nadal kierunku, gdzie student, to student, po prostu narobiła się masa zbędnych kierunków, bo zdewaluowane zostały szkoły zawodowe. Powiedz studentowi weterynarii, czy medycyny że nie jest prawdziwym studentem ;). Może nic Ci nie zrobi, bo pewnie nie spał od tygodnia...
Post poniżej pisałam wcześniej,(ten opublikowany 23:32) zanim Ty napisałeś ten na który odpowiadam.
I jest dokładnie tak jak mówisz. W szczególności humanistycznych. Ale źle, że uogólniłam i wszystkich wrzuciłam do jeden szuflady.
Abstrahując od tematu wykształcenia.
Już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na to, że mam tendencję do uogólniania. A jest to krzywdzące. Pracuję nad sobą, aby łamać oklepane schematy, choć czasem jeszcze mi sie nie udaje i potykam się na tematch jak ten o studentach.
Podaję kilka przykładów schematów myślowych:
Dyplom magistra nic nie znaczy (a przecież tak jak ustaliliśmy medycyna, prawo itp. jest dla orłów i trudno, aby te kierunki ukończyły osoby nieodpowiedzialne - w szerokim zakresie tego słowa),
Posuwając się znacznie dalej:
Alkoholizm często nakłada się z obrazem śmierdzącego pijusa, a dlaczego nie mówi się o tym, że niektórzy młodzi ludzie z początkiem studiowania i wiążącym się z nim imprezowaniem, wpadają w alkoholizm),
Polska to naród idiotów (dziwne, że mówią to Ci którzy są Polakami),
I z racji, że obchodziliśmy w tym roku 75 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej:
Hitler był psychopatą (no tak, ale kto wie, że za maską dla tłumu kryła się kompletnie inny człowiek: kochał muzykę, był wegetarianinem - bo nie mógł znieść myśli, że mięso wcześniej było żywą istotą i jak zabijane musiało cierpieć, - że potrafił płakać z żalu, ze wzruszenia, że malował, choć nie były to dzieła sztuki? A co ciekawe nigdzie i nigdy nie złożył podpisu pod dokumentami w sprawie likwidacji Żydów w obozach, więc przynajmniej z punktu widzenia prawa był czysty).
Nic nie jest jednowymiarowe.
"Polska to naród idiotów (dziwne, że mówią to Ci którzy są Polakami),"
Wow. Dzięki, że obraziłaś mnie, wszystkich moich przyjaciół, większość moich przodków i każdą osobę w tej dyskusji.
Mówienie takich rzeczy jest naprawdę podłe.
O matko, DeWitt... Brak mi słów! Po prostu nie wierze!
Tłumaczenie specjalnie dla Ciebie:
Zdania bez nawiasów są przykładami schematów, kategorii, uogólnień, którymi posługują się ludzie. Kiedy ktoś mówi Polacy są tacy i tacy, Polska jest taka i taka (złodzieje, chlejusy, cwaniacy, idioci, że nie ma pracy w Polsce, że Polska to jeden wielki dom wariatów) to mnie krew zalewa. I tu zdanie w nawiasie - jak może to mówić osoba, która sama jest Polakiem! Kiedyś nie zwracałam na to uwagi, i jak ktoś rzucił taki tekst to bezmyślnie to przyjmowałam. A teraz jak ktoś trzepnie takim tekstem, to zzalewam go gradem pytań typu: jak to co mówisz, ma się do Ciebie i Twojego otoczenia? I co? Nagle konsternacja. I wkońcu refleksja. Co do samych Polaków to uważam, że mamy być z kogo dumni. W moim otoczeniu też jestem dumna z najbliższych: pęd ku wiedzy, samodoskonalenia, zaradność. Wszyscy mają pracę w kraju, w którym niby nie ma pracy.
I kiedy teraz wrzuciłam wszystkich studentów do jednego wora, sama złapałam się na tym, że jeszcze dużo pracy mam nad sobą, by nie wypowiadać takich uogólnień, bo jest to krzywdzące. Stąd mój komentarz o uogólnieniach i skrótach myślowych, jakie tworzymy. Moje przykłady to tylko kropla w morzu.
Nie o nauke sie tu rozchodzi,a o to ze student niegdys bardziej z tlumu sie wyroznial (zachowanie,poziom kultury osobistej,prezencja).No wlasnie o to chodzi!-dzisiaj kompletnie nie wiesz kto ci cos zrobi,a kto ewentualnie nie...
Nie rozumiesz za bardzo.Kiedys ludzie bali sie typka spod ciemnej gwiazdy,dzisiaj boja sie kazdego.Ogladasz czasem wiadomosci? ; ) Nie przeraza Cie to szalenstwo?
Bzdury. Świat zawsze był niebezpieczny, a i nikt nie boi się każdego. To zakrawa o paranoje społeczne. Skoro lubisz oglądać wiadomości, obejrzyj archiwalne wydania. Zauważysz, że nic nowego na świecie.
Wiadomosci unikam jak tylko moge.Nie jest to jednak takie proste,poniewaz rodzina migiem doniesie mi caly szereg debilizmow,absurdow i zbrodni z kraju i ze swiata.Wybacz,ale odrobinke bredzisz ; ) Dopalacze i inne scierwa wsrod mlodocianych,przemoc i wulgaryzmy w szkolach,nozownicy i psychole z siekierami w bialy dzien.Nic nowego??
Bredzę?
1905 - fanatycy ideologiczni z Czarnej Sotni poderżnęliby Ci gardło za choćby zastanowienie się nad teoriami socjalistycznymi
1917 - bolszewicy wystrzelaliby całą Twoją rodzinę, gdybyś okazały najmniejszy sentyment dla caratu
Lata 20' - dzieciaki z biednych dzielnic Chicago mieszały się w gangsterkę z powodu debilnego zakazu sprzedaży alkoholu. Młodociany analfabeta nosił nóż i myślał, że jest twardy, bo jego starszy transportował kokę dla Capone.
1938-1945 - nawet nie zacznę
itd. itd.
Wszystkiemu temu towarzyszyły tragedie na najniższym poziomie. Ktoś stracił życie, bo przyjaciel zdradził jego żydowskie korzenie, by ratować skórę. Wczesne lata 50, Polska - ktoś został skazany na potworne tortury, bo padło podejrzenie o konserwatywne poglądy. Czaszka starszej pani została rozbita o krawężnik, bo jakiś hippisowski ćpun w latach 60' potrzebował kilku dolców na działkę. Ktoś walczył o wolność czarnych, więc konserwatywni fanatycy spalili mu dom. Głowa rodziny pobita na śmierć przez milicję, bo facet wyszedł z domu po 22. '89, Sheffield - ojciec poszedł z synem na mecz. Już nie wrócił. Nie wróciła żadna z pozostały 94 osób.
Dopalacze? Wulgaryzmy w szkołach? Nie rozśmieszaj mnie.
Tragedie towarzyszą światu od zawsze i co gorsza tylko jakaś potworna socjalistyczna utopia w stylu Huxleya by nas od tego uwolniła. Ciesz się względnie bezpiecznym światem w którym żyjesz, bo nie chcesz by historia szybko zatoczyła koło.
Naprawde moze byc jeszcze gorzej?? O ja ciemnota...Rozumiem,ze wystarczy sie cieszyc,zeby historia szybko nie zatoczyla kola.Dzieki! : D
Gdyby potraktować Twoją wypowiedź jako ironiczną to się podpinam:-D hahaha:-D
A tak serio, czy będziemy się cieszyć czy nie, to historia zawsze zatacza koło:-)
Fakt faktem, że u nas w ogólnym znaczeniu jest bezpiecznie (100% poparcia dla DeWitt) i póki co spokojnie - choć strach bierze co będzie jeśli nastąpi eskalacja w konflikcie Rosja-Ukraina.
Osobiście żyje mi się bardzo, bardzo dobrze i jestem pełna wdzięczności dla losu, że nie urodziłam się i nie mieszkam np.w mafijnym Meksyku, czy cholernie biednej części Afryki-tak biednej że mali chłopcy robią napady i wstydzą się jeśli taki się nie uda, a małe dziewczynki są posyłane na ulicę w wiadomym celu i jest to coś tak normalnego, że aż pożądanego.
W takim kontekście moja radość z życia w dzisiejszej Polsce jest OGROMNA.
To oczywiste,ze u nas jest w miare bezpiecznie.Z mojej strony to tylko refleksja,a nie biadolenie nad wlasnym losem.Zawsze moze byc gorzej i zawsze moze byc gdzies lepiej.Ciagle porownania nie maja sensu (licytowanie sie o ilosc zbrodni i rozbojow).Mamy duzo do zrobienia na wlasnym podworku jak i inni na swoim.
Licytowanie się o ilość może sensu nie ma, ale trzeba mieć świadomość przeszłości, bo na podstawie tego co je poprzedzało i jaki przebieg miały z konsekwencjami, można niektóre wydarzenia przewidzieć. Patrz na to: długi czas po wojnie II w kraju była obowiązkowa służba w wojsku. W szkołach przedmiot przysposobienie obronne- ja się jeszcze załapałam na strzelanie. Potem zrobili zawodową armię. Co za krótkowzroczność. Podejrzewam że zdecydowana większość obywateli nie potrafi nawet odróżnić dźwięków Syreny: alarm bombowy, atak chemiczny itp. Nie wiedzą też gdzie się znajduje najbliższy schron. Szczerze - ja też nie wiem. I teraz , kiedy zrobiło się gorąco trwają debaty, że obowiązkowa służba wojskowa powinna wrócić, są czy ma być powołana Gwardia Narodowa i kto będzie chciał będzie mógł przyjść na szkolenie. Na wypadek wojny jesteśmy, przepraszam za wyrażenie, w czarnej d. A patrz na Szwajcarię. Kraj neutralny a jakie mają zabezpieczenie. Podobało mi się stwierdzenie pewnego gościa w radio, że "Szwajcarzy nie potrzebują armii. Cały naród jest jak armia." Tak, na podwórku mamy chaos.
Ty nie biadolisz, ale jak tak się czyta czy słucha, to ma się wrażenie (otwieram szufladę), że jesteśmy ciągle niezadowoleni i ciągle tylko narzekamy jak to w Polsce się beznadziejnie żyje. No i nie doceniamy, tego co mamy. I tak źle i tak niedobrze. Przykład? Może trywialny: przed kadencją obecnego prezydenta mojego miasta ludzie psioczyli, że nic się u nas nie dzieje. Za obecnej kadencji, kiedy miasto ruszyło, ludzie narzekają, że poco tyle kasy topi się na budowanie obiektów, które de facto ożywiają miasto. To też jest paranoja.
Bycie ciagle zadowolonym rozleniwia ; ) Mozna byc zadowolonym z tego,ze sklepy sa pelne wszystkiego (a wszystko w cholere drogie-z tego juz nie jestesmy zadowoleni).Kase powinno sie topic w obiekty takie jak przedszkola czy szkoly podstawowe,a takze w kadre nauczycielska i program szkolenia.Inwestycja przede wszystkim w dzieci-boiska osiedlowe,obiekty sportowe,place zabaw.O walce z psimi gowienkami juz nie wspomne czy o pijaczkach zalewajacych laweczki osiedlowe...
Haha:-D właśnie sobie uświadomiłam, że z pozoru dyskusja może wydawać daleka od filmu. Ale jakby się przyjrzeć - to wszyscy, absolutnie wszyscy, niezależnie od poziomu wykształcenia, wiedzy, poglądów, niezależnie od tego czy piszemy mądrze, czy trochę mniej, jesteśmy przykładem ewolucji mózgu człowieka. Pierwsi ludzie mieli dwu lub trzykrotnie mniejsze czaszki i, co się z tym wiąże, mózgi. W porównaniu do nich jesteśmy geniuszami. Wykształciliśmy mowę, porozumiewamy się tysiącami słów, a nawet milionami, każdy język ma swoją gramatykę i jesteśmy w stanie nauczyć się obcego języka. Umiemy ze sobą rozmawiać na bardzo rozbudowanym/skomplikowanym poziomie, czasem czysto filozoficznym a nie na zasadzie: głodny, ogień, jedzenie, daj...Umiemy pisać, czytać, znamy własną budowę i zasadę działania narządów wewnętrznych. Podstawy? Nic takiego? Śmieszna jestem? Gdyby taki człowiek z jaskini i jego dzieci zobaczyli nasze szkoły i to czego uczą się nasze dzieci, ich mózgi miałyby zwarcie. Jeśli więc ewolucja doprowadziła do rozrostu mózgu i zwiększenia jego możliwości, (taka ja jestem zachwycona ekranami dotykowymi jako użytkownik, i nauczyłam się jak wilelu, korzystać z tej wspaniałej technologii, ale Ci co je wynaleźli i skonstruowali te nasze piękne smartfony, tablety itp. są dla mnie mistrzami świata)(chociaż ludzie z jaskini co opanowali ogień przewyższają mnie aż nadto, bo bez zapałek ognia nie rozniecę) idea filmu wydaje się jak najbardziej słuszna i prawdziwa, choć nie tędy droga. Istota sprawy tkwi w ewolucji. Jeśli mamy tendencję wzrastania/ rozrastania się, to kto wie co będzie za jakieś 500 tysięcy lat czy milion? Może po Ziemi chodzić będą olbrzymy.Albo będą nad nią latać... (jeśli jestem chaotyczna, to sory , ale miałam intensywny tydzień i dziwię się , że jeszcze mój może nie zaliczył niebieskiego ekranu;-)
Z takimi mistrzami wizja przyszlosci a` la ''Piaty element'' Luca Bessona jak najbardziej realna ; )))
Świat zawsze był niebezpieczny, ale teraz wielu boi się wszystkich. I to nie zakrawa na paranoję. To jest paranoja i to jak najbardziej rzeczywista.
I ty masz rację i DeWitt.
Ostatnio kupiłam w antykwariacie Biblię. Z różnych powodów, ale dla jednego zasadniczego. Stary Testament. Dzisiejsza paranoja społeczna, że zewsząd grozi nam niebezpieczeństwo wynika z dostępności do informacji i tego, że w mediach, chociażby takie wiadomości, torpedują nas tą całą patologią. Najgorzej wygląda to wśród ludzi starszych, którzy siedzą w domach i wpatrują się w TV. Dla nich w szczególności, świat wydaje się niebezpieczny.
Lecz jeśli spojrzeć na historie w ST, ludzie kompletnie się nie zmienili. Zmieniły się tylko narzędzia.
Małżeństwa i związki od wieków rządzą się tymi samymi prawami. Zdrady, dewiacje, wolny seks, grupowy też, zachowania które dziś nazywamy pedofilią.
Zbrodnie? Złodziejstwo? Patologia? Nic nowego na tym świecie-jak ujął to DeWitt.
Zakładam, że każdy zna historię o potopie, plagach egipskich czy Sodomię i Gomorze. A w jakim celu Chrystus miałby umierać za Nas? Ludzkość cały czas błądzi i wątpię by miało się coś zmienić, aczkolwiek zapewne wielu marzy o utopii.
Zawsze byli dobrzy i źli, i w każdym człowieku są cechy ambiwalentne. Dwoistość leży w naszej naturze.
Jestem niewierzący, ale ST to absolutnie dobre źródło wiedzy o ludzkiej naturze. Nie żeby ją demaskował, po prostu ją podziela. Zawsze robi na mnie wrażenie potępienie człowieka z księgi Hioba, zdolność tworzenia okrutnych zasad jak w KPP i Listach Apostolskich itd.
Ja poszukująca, choć z korzeniami chrześcjiańskimi. Pięknej bym nie ujęła tego, co napisałeś o ST. A księga i historia Hioba, jest doskonałym przykładem na to, (i jakże starym), że ludzie zawsze mieli tendencję do, przepraszam za wyrażenie, gnojenia innych. Ale też jest wspaniałym przykładem na to, że choć stracić można wszystko, a mimo to pozostać przy swoich wartościach, co w rezultacie pozwala zachować własną godność i szacunek do siebie samego, że się nie sprzedało. Może mój przykład do końca adekwarny nie będzie, ale. Nie mogłabym spojrzeć w lustro, gdybym będąc artystką, aby zarobić na chleb, sprzedałabym własne poglądy i wartości dla "sztuki" propagandy.