Czesi pokazali, że potrafią robić też i poważne filmy, bez żadnych przymróżeń. Przy tym pojechali po bandzie - reżyser zdecydowanie uniknął prostego schematu ofiara-gej i nietolerancyjne społeczeństwo, wręcz przeciwnie: w pewnym momencie to główny bohater może zostać uznany za tego złego. Slama nie ocenia, tylko przygląda się bohaterom jak przyrodnik. Główny bohater przekracza granice, ale po "zbrodni" jest zawsze "kara" - nieudane samobójstwo i "pokuta", czyli kopanie studni. Koniec końców następuje "wybaczenie" i ja taką konstrukcję kupuję, bo inaczej niż jeden z przedmówców nie akceptuję Polski dresów, ksenofobów, bejsbolów na mszach, chociaż niewątpliwie w takim kraju się wychowałem. Ale to za mało, żebym się z tym zgadzał. Chciałbym, żeby taki film powstał właśnie w tym kraju - właśnie taki, nie o roznegliżowanych gejach tańczących prowokująco na paradach, ale o wszystkich tych homoseksualistach, którzy żyją w naszym społeczeństwie w ukryciu, często z niczym nieuzasadnionym poczuciem winy, o tych wszystkich lekarzach, urzędnikach, nauczycielach, dziennikarzach, których codziennie spotykamy i nic o nich wiemy. Gdyby taki film powstał, to jak myślę większość absurdalnych argumentów wszelkiej maści przeciwników, typu "adopcja dzieci" (nie słyszałem, aby ktoś kiedyś coś takiego postulował), "małżeństwa" (słyszałem jedynie o związkach partnerskich, ułatwiających załatwienie kilku prawnych kwestii) przestałyby być potrzebne. Bo nikt ani o dzieciach, ani o małżeństwach nie myśli. Szczytem marzeń jest dla nich, jak sądzę, przejście przez osiedle bez usłyszenia jednego wyzwiska i możliwość powiedzenia w pracy o swoim partnerze bez narażenia się na ostracyzm albo zwolnienie.