No właśnie... Chociaż może zamiarem reżyserskim był pewnego rodzaju happy end, jedmak nie jest tak oczywiste. Bez wątpienia czeska wieś staje tu na wysokości zadania, przyjmując tytułowego nauczyciela jako swojego. I znowu wątpliwości, czy - jak chcą recenzenci, jest to aby na pewno happy end? Nauczyciel uciekający przed samym sobą z wielkiej Pragi, na wieś, tu właśnie odnajduje w końcu odpowiedzi na nurtujące go pytania, dotyczące jego tożsamości, ale znajduje jedynie akceptację samego siebie i w końcu społeczności w której przychodzi mu żyć i pracować, przyjaźń rodziny, u której mieszka. Ale, czy będzie mu się żyło spokojnie, gdy bedzie z konieczności patrzył na Lado, swoją nieodwzajemnioną miłość? Czy będzie mógł tu mieszkać także ze swoją bliską osobą, jesli ją /jego/ kiedykolwiek znajdzie? Czy środowisko szkolne da mu kredyt zaufania? Porównujac pragmatycznych Czechów i ich zachowania, nawet na prowincji, nie można oprzeć się uczuciu, że nigdy nie byłoby możliwe powstanie takiej opowieści dającej nadzieję i umiejscowionej na polskiej prowincji. Bo to, że na amerykańskiej byłoby to niemozliwe, to pokazał nam juz boleśnie i dobitnie Ang Lee...... Film boli, porusza i pozostawia otwarte pytanie: co dalej? Czy mu się poszcześci? Czy odnajdzie spokój? Zostawia jednak pewnien procent nadziei..... I z takimi mieszanymi uczuciami wychodzi się z kina...