Zaraz po obejrzeniu "zwiastunu" Maczety nadanym tuż przd "Planet Terror" czułem, że ten film powstanie. Musiał powstać. Nie było bowiem innej możliwości. Wygłodniali koneserzy kina czystej sensacji nie pozwoliliby na zmarnowanie tak ciekawie zapowiadającego się tematu na film sensacyjny jakim jest zemsta meksykańca o fizjonomii za którą można dostać pięć lat bez wyroku. Nie - w dobie koszmarnej spuścizny Matrixa, filmów sensacyjnych w których lalkowi bohaterowie prawie zawsze ubrani są w długie płaszcze i odbijają się od ścian dzierżąc gnaty w obu rękach. Robert Rodriguez, pomimo licznych opóźnień, nie zawiódł fanów i oto mamy... Maczetę w pełnej krasie. Film emanujący czystą akcją, podczas którego można śmiało wyłączyć mózg i oddać się całkowicie fabule, której nota bene jest co kot napłakał. Ale, ale! Oto właśnie chodzi! Ten film stworzony jest wyłącznie dla samej akcji, dynamicznych momentów poprzedzielanych "błyskotliwymi" one-linerami wąsatego meksykanina. W filmie znalazłem wszystko czego oczekiwałem: Danny Trejo w roli głównej (!), "meksykańscy" aktorzy znani choćby z "Od zmierzchu do świtu", Michelle Rodriguez, cycki, dynamiczna akcja, strzelanina, znani aktorzy Hollywoodu (De Niro, Seagal - chyba po raz pierwszy w roli czarnego charakteru, Don Johnson, Jessica Alba), cycki Lindsay Lohan (yes!), strzelanina, wściekli meksykanie, i tak dalej. Wszystko utrzymane w klimacie tandetnego kina klasy B, może nawet C. Gorąco polecam! Czekam aż pokaże się (i stanieje) DVD Uncut i kupuję od razu. :)
No i... "Machete Kills". Ponoć w 2012! Ostatni film przed końcem Świata. :D