Po całkiem dobrym "Planet Terror" zrobionym z odpowiednim luzem i zabawnym podejściem do tematu nadszedł czas na "Maczetę". Efekt: marne popłuczyny po interesującym poprzedniku.
Takie filmy ogląda się dla flaków i ew. humoru. Krwi było dość mało, scen walki również. Dominowały nudne i grafomańskie wypociny scenarzystów i posunięty do granic możliwości idiotyzm fabuły. Zastanawiam się tylko ile głębszych wypił De Niro, gdy zgodził się wystąpić w tej chale.
PS. Szanowni "krytycy" - to nie jest żaden pastisz czy parodia filmów klasy B. To po prostu jest film tej klasy.
Bo to nie miał być żaden pastisz, tylko hołd złożony filmom klasy B. Tak jak "Planet terror". Zarzuty o idiotyzmy fabuły są trochę nie na miejscu.
a ja jestem pomiedzy ale faktycznie nie powala dobry ale 10 to chyba troszke przesadzona ocena?
No to podaj mi lepszy film w tym gatunku. Ja bym mógł jeszcze z tych nowych filmów wyróżnić "Black dynamite". "Bitch slap" niezłe, ale jednak o wiele gorsze. "Run bitch run!" to już mocno średni, jeżeli nie napisać, że słaby film. Najlepszy zwiastun który gorąco polecam.
http://www.youtube.com/watch?v=qBv0DQD6PM8
Powtórzę to co napisałem w którymś wątku - pastisz, hołd, zwał jak zwał. To kino klasy B a nie hołd. Niektórym opakować gówno w pazłotko, powiedzieć,że to czekolada i będą powtarzać,ale dobra czekolada. I dawać 10/10... Czyli arcydzieło. Padłem.
Nie podoba się? Nie oglądaj, nie wypowiadaj się. To miało być cwaniaczku kino klasy B więc o co Ci chodzi?
"Nie podoba się? Nie oglądaj, nie wypowiadaj się." Hm, jeśli komuś się nie podobało, to znaczy, że już to obejrzał. To dość logiczne raczej. I dlaczego niby ma się nie wypowiadać? Czy opinie o filmach mogą być tylko i wyłącznie pochlebne? Doprawdy, dziwne rozumowanie.
Balech dajesz rade:) Kasujesz tych obszczymurów podjaranych tym gniotem, aż miło czytać. Pzdr
nie pozostaje mi nic innego jak sie pod tym podpisac. planet terror to przerysowanie przekraczajace wszelkie granice, ale przy tym calym idiotyzmie po prostu prez wiekszosc czasu nie nuzyl, byl absurdalnie zabawny prawie od poczatku do konca, w pewnym sensie takze wszystko bylo w nim wywazone - wartka akcja ze spowalniaczami i gadkami o niczym przeplataly sie tak, ze film nie przeginal w zadna ze stron i mozna go spokojnie nazwac udanym pastiszem kina o zlych naukowcach/generalach i hirołsach w zakrwawionych koszulkach, torujacych sobie droge hektolitrami krwi (i tu zaznacze, ze te wszelkie obrzydlistwa, razem z zombie byly bardzo urocze~~), ktory to jednak pastisz dziela lata swietlne w stosunku do tego co robi Tarantino. czym jest natomiast maczeta? popluczynynami po planet terror nie, bo to obraza dla grindhous'a. w tym filmie po prostu nie ma nic. standardowo jak u Rodrigueza jest fajna muzyka, plus za totalna polewke z szeroko pojetego prawa i polityki, ale poza tym bieda. gwozdziem do trumny jest waląca z ekranu nuda, spowodowana zbyt duza iloscia scen bez akcji, glownie traktujacych o zlym losie Meksykanow, ktore ani nie sa smieszne, ani madre, ktore wlasciwie sa bez sensu. w ogole strzalem w stope bylo skonstruowanie czegos na modle pastiszu (bo to chyba w zalozeniach mial byc pastisz) wokol problemu meksykanskiego, ktory, moim zdaniem, do tego sie nie nadaje, bo jakiez emocje ma wywolywac ukrzyzowany Meksykanin - mamy sie smiac czy plakac? widzac ta scene nie mialam pojecia po co ona w ogole byla, skoro dziwila mnie tylko tym, ze w ogole ktos taki idiotyzm wstawil, a nie budzila ani smiechu, ani zadumy, no nic. zreszta wiele watkow czy scen bylo niepotrzebnych. po co w ogole watek z jakas Siecia i usilne przedstawianie nam jej, skoro obchodzi ona nas jak zeszloroczny snieg, a my czekamy na krew i flaki, ktorych nie dostajemy. sam Machete to przeciez postac z wielkim potencjalem - nie wycisnieto z niej nawet 20% jej mozliwosci. w calym filmie bylo za malo maczety (za malo maczety w maczecie~~), na dodatek ów maczeta maczetą niewiele machał, byly owszem momenty, w ktorych byl zabawny, ale tego bylo za malo. final filmu rozczarowujacy, na dodatek cala demolke skumulowano w finale (bo wczesniej to byly nudy), przez co mialam wrazenie przesytu demolki w finale, a na dodatek ta demolka byla rowniez... nudna. w planet terror w finale nie dalo sie nudzic - nawet w spowalniaczach zawsze nas uraczono jakims czarnym humorem, tutaj bylo miejsce tylko dla wtornej jatki. no chyba, ze Rodriguez myslal, ze wystarczy pokazac odpicowane bryki i gawiedz bedzie zachwycona. nie wiem, jak ktos, ogladajac wczesniej chocby wlasnie grindhouse planet terror, moze uwazac ten film za udany pastisz, a dwa - moze go uwazac za film od grinda lepszy.
'to nie jest żaden pastisz czy parodia filmów klasy B. To po prostu jest film tej klasy.' - idealne okreslenie dla tego filmu, i z mojej strony wielki zawód, ze ktos, kto uraczyl mnie znakomitym sin city i niezlym grindhouse'm stworzyl tak beznadziejne dzielko.
jak widzę wypowiedzi moich przedmówców w stylu "nie podoba się to nie pisz" albo "usuń filmweb, bo nie lubisz Maczety" to obie kończyny górne mi opadają.
Powiedzmy sobie szczerze film był po prostu drażniący. Wątki polityczne są marne [zło wyrządzane Latynosom przez władze stanu Teksas]. Już pal sześć, że Rodriguez przesadza i mitologizuje los Meksykanów, ale samo ich wykonanie i przedstawienie woła o pomstę do nieba.
Faktycznie muzyka jest ciekawa, ale gdzie bardzo dobre pomysły z Grindhouse'a? Fantastyczne postacie i dialogi. Nic. Pozostał tylko wątpliwej jakości biust Lindsay Lohan, miotający się tu i ówdzie Danny Trejo i jak zwykle drewniana Michelle Rodriguez.
Jako jeden z argumentów podałeś idiotyzmy fabuły. To się pytam czego Ty chciałeś od filmu który miał czerpać z filmów klasy B? Czy oglądając "Wejście smoka" oczekiwałeś genialnej fabuły? Super aktorstwa Bruce'a Lee?
@ s_w podpisuję się pod tym co napisałaś obiema rękami i nogami. Miałem wręcz identyczne odczucia i cieszę się, ze ktoś mądry to wychwycił. Rodriguez poszedł tym filmem na łatwiznę, i paru dzieciaków (patrz Luki) dało się na to nabrać. Podejrzewam, ze większość z nich nawet dobrze nie "liznęła" Rodrigueza a mają się za Bóg wie jakich fachowców w dziedzinie pastiszu.
@ aciddrinker świetne podsumowanie filmu w głównym wątku. 10/10
Wolę być dzieciakiem (25 letni). Niż stetryczałym staruchem. ty (celowy błąd) taki jesteś, jeśli nie ciałem to umysłem. Z Rodriguezem swoją przygodę zacząłem od "El Mariachi", dla twojej wiadomości. Dopiero ten film zachęcił mnie do obejrzenia "Desperado" do którego miałem wtedy bardzo sceptyczne podejście i co emisję w TV pomijałem.
PS. Za dużo razy dostałeś dzidą po łbie! Znalazł się wielki krytyk.
I znowu mi ubliżasz! Chyba ten 'dzieciak' tak na ciebie działa (celowo z małej:P). Nie jestem żadnym krytykiem, a mój wiek możesz wywnioskować z nicku. Może obejrzyj jeszcze raz Maczetę i wtedy zrozumiesz o co mi chodzi. To wcale nie jest dobry film, choć bardzo dobrze maskuje się pod płaszczykiem kina klasy B. Nie chciałem cię (celowo z małej:P) urazić, tylko próbowałem dosadnie przedstawić swoją opinię. Każdy ma prawo do własnego zdania. Pozdro i bez urazy (tylko już więcej mi nie ubliżaj;P)
Houston,mamy kłopoty!! Pastisz to czy autentyczne kino klasy B????
Wrażenie,że Rodriguez realizując ,,Sin city" dotarł do szczytów swych umiejętności nie opuszcza mnie.Ale to był precedens i więcej się nie powtórzy.
Moim zdaniem, podkreślam moim, Planet terror to film nieudany.Nie będę się rozpisywał dlaczego bo to nie to miejsce.A poza tym obawiam się, iż administracja tego forum mogłaby mnie za tę opinię usunąć z forum.
Z filmu ,,Maczeta" wychodziłem z uczuciem niedosytu.Ucieczka od przeciętności nie powidła się,choć było lepiej,sporo lepiej niż przy ,,Planet terror".Daję 5/10 mimo wszystko.Ukłony ,esforty
Podszedlem do seansu z nastawieniem ze bedzie to dobre kino ( recenzja na filmwebie byla wielce zachecajaca), nie jestem wielkim milosnikiem tego typu kina ale oba grindhouse'y obejrzalem z przyjemnoscia. Poczatek potwierdzil moje pozytywne nastawienie. Byl na prawde dobry- akcja i czarny humor na wysokim poziomie. Dalej juz bylo tylko gorzej. caly czas myslalem ze zaraz wszystko sie rozkreci, az w koncu film zaczal mnie nuzyc i mialem ochote zakonczyc seans. Nie mniej jednak wytrwalem do konca a wrazenia pozostaly te same. Kilka scen nie zaprzecze ze bylo dobrych, ale patrzac calosciowo bylo tego duzo za malo i film wg mnie okazal sie zwyczajnie sredni choc mial potencjal byc naprawde dobry. Moja ocena 5/10
Z jednej strony nie zgadzam się z oceną założyciela wątku (i tym bardziej osób dających niższe oceny), z drugiej nie podzielam też zachwytu, każącego niektórym dawać filmowi 10/10.
"Maczeta" nie była aż tak znowu zła. Fabuła nie była szczególnie banalna, zwłaszcza, jak na czysto rozrywkową produkcję: są sobie ludzie, którzy mają interes w zbudowaniu muru z drutu pod napięciem na granicy USA - Meksyk, a oficjalnie przedstawiają to jako jedynie słuszną walkę z nielegalną imigracją. Konkretne momenty też nie najgorsze: scena z rozpracowaniem hasła Bootha do tajnych nagrań była całkiem niezła, zostawienie temuż kamery z wiadomym nagraniem, De Niro proszący o nagranie DVD z jatki na granicy. Kazuistyczne podejście brata Maczety do zasad własnej wiary, to zaufanie do wiernych, wyrażające się przez instalację kamer w całym kościele, starcie, które tam miało miejsce w połączeniu z muzyką też są godne odnotowania.
I jeszcze jedna rzecz na plus, w powiązaniu trochę z fabułą: ukazanie pewnego problemu społecznego (i politycznego), jakim jest kwestia imigrantów z Ameryki Łacińskiej przedostających się do USA. Oczywiście, nie jest ono doskonałe, wyczerpujące temat. Można nawet wprost powiedzieć, że "M" ujmuje sprawę w sposób dość naiwny. Warto jednak mieć na względzie to, że dzięki tak popularnej produkcji znajdzie się pewnie wiele osób, których wrażliwość na los cudzoziemców z niebogatych krajów w Stanach w ogóle zaistnieje. To naprawdę niemało.
Oczywiście, przyznawanie temu filmowi z ww. powodów rangi arcydzieła to też przesada. Film wprawdzie wg mnie nie miał jakichś specjalnie męczących dłużyzn, a zarzut, że było za mało krwi to już chyba sprawa do indywidualnego rozpatrzenia (IMO nie było jakiejś przesady w żadną stronę), ale po prostu nie był imponujący. Przy tym w ujęciu bezwzględnym wiele ciekawego, wzbogacającego ducha, do powiedzenia nie miał. Ot, dobra rozrywka i w zasadzie nic więcej.