Z jednej strony to ciągle pokłon w stronę kina grindhouse'owego, ale z drugiej, to mocno uwspółcześniona rozrywka. Krew i poodcinane kończyny (i głowy) latają na prawo i lewo, fabuła jest tak bzdurna, że ciężko ją brać na poważnie (choć niektórzy próbują), a akcji jest tu tyle, co w najlepszych filmach ze Schwarzeneggerem (jeśli nie więcej). Film się doskonale sprawdza jako odmóżdżająca rozrywka, ale raczej nic poza tym. Ale przecież właśnie tak miało być.