Fajnie mi się oglądało gdzieś tak do połowy, ale od momentu jak Max ruszył w pościg za tą grupą dzieciaków, nielogiczne rozwiązania fabularne zepsuły mi oglądanie:
1. Po co Max, jak już ich znalazł, poszedł z nimi do Bartertown, skoro wiedział że to cholernie niebezpieczne miejsce? Uwolnić tego karła i skazańca? Przecież nawet ich nie znał!
2. Kiedy Max zostaje pod koniec filmu dopadnięty przez pościg, Ciotka Entity, zamiast się zemścić i go zabić (w końcu zdemolował jej miasto i porwał mechanika)... puszcza go wolno, jakby byli starymi kumplami - wtf?!
3. Dzieciaki zamiast wrócić do swojej oazy, wolą osiedlić się w jałowych i pewnie radioaktywnych ruinach Sydney - pewnie po to żeby czym prędzej umrzeć z głodu i/lub od choroby popromiennej.
Podbijam temat. W trakcie seansu zadałem sobie identyczne pytania. Gdzie tu logika?
Po co ratowali karła, który zresztą był nakreślony jako czarny charakter każący Blasterowi zabić każdego kto mu podpadnie - w drugiej połowie filmu nakreślili go jako sympatycznego starszego pana w garniturze i meloniku (wtf?). Co do więźnia także brak najmniejszego sensu. Może chodziło im o to, że więzień wysłał małpkę z wodą dla Maxa i ten chciał mu się odwdzięczyć. Jednak owa scena jest równie absurdalna. Więzień wysyła małpę po piasku, aby dogoniła Maxa na goniącym koniu i dała mu pić. Akurat od tego momentu film zaczął się właśnie sypać.
Właśnie oglądam film. Dokładnie motyw z małpka całkowicie jest bez sensu. Skąd małpka znała drogę, dlaczego końcu padł tak szybko? No i po co to zrobił więzień? Mnie zastanowił tez motyw jak Max pije wodę, która dostał od małpki, wylewa ja, a od niej zalezy jego życie.