Piękny - tyle przychodzi mi na język, by opisać film. Satnowczo nie zgadzam się z powyższą recenzją. Piękne krajobrazy, wspaniały klimat, świetna gra aktorów, przepiękne, dojrzewające uczucie - to wszystko złożyło się na cudowną opowieść o miłości, która rozwinęła skrzydła dopiero w obliczu śmierci. Nawet teraz gdy to piszę, niecały tydzień po obejrzeniu filmu, w moim sercu delikatnie rozwarstwia się rana, zadająca mi ból na nowo. Jest to jednak ból przyjemny, przypominający mi to, co przeżywałam podczas oglądania filmu. Kocham tego typu ekranizacje - dojrzewające uczucie, nieśmiałość, bezradność w okazywaniu uczuć, nagły wybuch namiętności, brak happyendu. "Malowany welon" to film przeznaczony dla takich romantyczek (i romantyków) jak ja. Inni, bardziej trzymający się ziemi, mogą uznać ten film za denny i beznamiętny. To bez znaczenia. Ważne jest to, jakie uczucia film wzbudza w sercu. W moim jest ich mnóstwo, tak pięknych i żywych, że trudno je nazwać.