Ktoś się zakocha, Ktoś spłonie, Ktoś zdradzi, Ktoś zawiśnie...
Przyznam że kampania reklamowa Manderlay zrobiła na mnie spore wrazenie, do tego nazwisko Von Triera w obsadzie i niemale wrazenia po Dogville kazało mi sądzić że już wkrótce wylądować na sali kinowej.
Zasiadajac do Manderlay mialem spore wymagania, pierwsze co rzuca sie w oczy to forma, po co zmieniac cos co jest dobre, pozostajemy wiec przy schemacie znanym z Dogville, i o ile w tym pierwszym sprawdziło sie w 100%, widz był wszechwiedzacy, mial na oku cale miasto a mozliwosci formy zostaly wykorzystane tyle na ile mozna bylo. W Manderlay juz nie jest tak dobrze jak za pierwszym razem, mimo ze Von Trier ponownie daje nam pod obserwacje miasto, widz jest ograniczony, ujecia w wiekszosci pokazuja jedno pomieszczenie czy to ujecia na twarze, wokol nie dzieje sie kompletnie nic na co by mozna zwrocic uwage niz pierwszy plan, funkcja tej formy juz nie daje nam takich mozliwosci i otwartosci. Do tego dochodzi montaz, wiele raz moje oczy bylyly oslepiane poprzez diametralna zmiane oswietlenia, te lamane ujecia podczas rozmow, proste ciecia gdzie aktor zmienia pozycje, dialog urywa sie by byc kontynuowany bez zadnej kompletnie przerwy, widac brak doswiadczenia montazysty - jesli to ten sam facet co mialby montowac Dogville to musial byc chory. Ja odnioslem wrazenie ze ktos sie chcial pospieszyc sad te bledy w montazu.
Treść, jak wspominalem na poczatku kampania wygladala niezwykle interesujaca, miale nadzieje zobaczyc szereg interesujacych sytuacji, co jednak sprowadzalo sie miejscami do zwyklej wzmianki jak chodzby apropo wisielca. Bryce Dallas Howard nie sprawdzila sie i basta, niejednokrotnie robi zla mine do zlej gry, sceny w ktorych przyglada sie pracy stojac jak kolek i obracajac sie dookola wygladalo to jakby nie wiedziala gdzie jest. Portret psychologiczny wydaje sie zostac nienaruszony chociaz ja ogladajac mialem wrazenie ze to nie ta sama Grace, cos bylo nie tak - moze wychwyce to po kolejnym seansie. Widac ze doswiadczenia z Dogville nauczyly ja czegos, wpada wiec z gangsterka do Manderlay by zaprowadzic pozadek, przy uzyciu sily bedzie teraz walczyc o wolnosc niewolnikow. Ci z kolej dziela sie na tych co wolnosci nei potrzebuj i tych co chcieliby ja miec ale nie umia sobie poradzic w swiecie. Grace wiec postanawia "nauczyc ich zycia" , zreszta jej lekcje sa traktowane zbyt doslownie...i tutaj zgubilem swoja mysl, chyba ja przespalem. Grace probuje wykonac syzyfowa prace, i tak szybko jak doswiadczenia Dogville pozwolily jej wkroczyc do miasta, tak szybko gdzies sie ulatniaja, pojawiaja sie ich przeblyski by znowu zniknac, za to charakter Grace jak w kalejdoskopie, raz to ociera sie o dyktature, by stac sie zaraz jedna z wielu w miescie, by na koncu pozostac w Manderlay juz na sile. O tym o czym film mowi wspominac nie bede, to po prostu wychodzi samo. Kwestia wazniejsza jest kto ma racje, kto postepuje dobrze a kto zle. Ja sie nie potrafie postawic za zadnym z bohaterow, wg mnie kazdy z nich ma racje jak i jej nie ma. To jednak powinno pozostac w indywidualnej kwestii widza.
Na koncu wspomne o rewelacyjnej narracji Johna Hurta, wielkie brawa , jednak nie bede kopiowal kolegi torne'a bo on ujal to w swietny sposob i odsylam do jego recenzji.
Finalnie, "powtarzalnosc" Von Triera ociera sie tutaj o kopie, ale kopie nieudaną. Liczne bledy montazowe, brak polotu, uczucie nieswiezosci, niewykorzystana forma, miejscami obsada "szwankuje", brak Nicole...Mimo to Von Trier nadal ma cos do powiedzenia, jest to odczuwalne, widoczne tutaj wszystko pozostaje w kwestii widza(czyli to co najwazniejsze), stad brak mojej interpretacji, jakiej interpretacji ? Tutaj mozemy jedynie wszystko poddac swojej ocenie bo wszystko zostalo nam podane na talerzu.
Moja ocena, chyba najslabiej oceniony przeze mnie film Von Triera:
6/10 - a to tylk odlatego ze to Von Trier i ze stac go na o wiele, wiele wiecej.