Francuskie rodzeństwo prosi swojego amerykańskiego przyjaciela, aby z nimi zamieszkał. Młodzi ludzie rozpoczynają niebezpieczne eksperymenty ze swoimi emocjami, uczuciami i seksualnymi doznaniami. Prowadzą coraz bardziej wyrafinowaną grę, badając granice, do których mogą się posunąć. Napisany przez Giberta Adaira, wyreżyserowany przez Bernardo Bertolucciego, film rozgrywa się w Paryżu w czasie politycznych i społecznych wstrząsów 1968 roku.
Mimo to ma w sobie fajny klimat oraz świetny soundtrack.
Jednak zarys postaci jest płytki. Rodzeństwo wyluzowanych pozorantów i nieśmiały chłopak
z resztkami zasad. Dialogi pseudointelektualne, chociaż trafiają się perełki. I sam obraz
rodziców, niezdarnych, ułomnych, nie dbających o swoje dzieci.
Zero głębi, taka...
Mój współlokator włączył nam ten film w mieszkaniu żeby nam oznajmić, że jest gejem.
Moim zdaniem bardzo trafny dobór repertuaru dla wyjścia z szafy.
Pozdrawiam Gąsa!
Chodzi mi tu głownie o taką konwencję że jacyś ludzie żyją beztrosko, jakby poza czasem, może prowadzą jakieś abstrakcyjne czy filozoficzne rozmowy, a może po prostu coś ćpają. W marzycielach podobała mi się właśnie ta atmosfera życia chwilą.
Bardzo trudno mi go ocenić. Film rozerwał mnie na kawałki, ale nie do końca w pozytywnym sensie. Wynika to z jego niespójności. Jakie było przesłanie? Co miałby ilustrować? Stanowisko wobec rozruchów majowych? Rewolucję seksualną? Rozdźwięk między młodzieńczym zapałem a dojrzałością? Ucieczkę od rzeczywistości?...