Jeszcze całkiem niedawno bawiliśmy się na "Chrzcinach" Jakuba Skoczenia, a tymczasem Mateusz Głowacki już postanowił zaprosić nas wszystkich na stypę. W przypadku polskich komedii decyzja o pójściu do kina zwykle nie należy do najprostszych, wiemy o tym wszyscy, nieprawdaż? Spokojnie, tym razem naprawdę nie ma się czego obawiać.
W przypadku tego typu komedii punkt wyjścia jest zawsze ten sam - z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. Mateusz Głowacki trafnie komentuje nasze narodowe wady, lecz nie pozwala zapomnieć o tym, że główny bohater tej historii znajduje się kilka metrów pod ziemią. Musicie bowiem wiedzieć, że "Masz ci los!" to czarna komedia, wszystko kręci się tutaj wokół trupa. Należy zwrócić uwagę, że w naszym kraju nie są to najłatwiejsze warunki do śmieszkowania, z uwagi na tradycję jest nam raczej nie po drodze z obśmiewaniem śmierci. I właśnie z tego powodu twórcy zasługują na duże uznanie - to udana, solidna, zabawna komedia. Jasne, raz na jakiś czas trafi się jakiś "suchar" czy scena, która zapewne wyglądała dużo zabawniej w scenariuszu niż na ekranie, ale w żaden sposób nie wpływa to na pozytywny odbiór całości.
Duża w tym zasługa obsady, w której trudno kogoś wyróżnić - wszyscy są bowiem rewelacyjni! Sikorski i Kruszczyńska dumnie reprezentują młodsze pokolenie, Kuna i Bohosiewicz rozkosznie bawią się kontrastem, Wabich, Głowacki i Rutkowski konkurują o miano największego cwaniaka, a Dziędziel jest po prostu Dziędzielem, czy do pełni szczęścia potrzeba nam kogoś więcej? Nie ma w tym szarży, nie ma mowy o żadnej żenadzie, czuć, że współpraca na planie była idealna. Jeśli tylko lubicie czarne komedie, "Masz ci los!" na pewno przypadnie Wam do gustu. Mnie się podobało, polecam :)