6,6 20 tys. ocen
6,6 10 1 20304
6,2 21 krytyków
Matka Teresa od kotów
powrót do forum filmu Matka Teresa od kotów

A szkoda, bo zarówno sama historia jak i pomysł pokazania zdarzeń wstecz całkiem dobrze rokowały. Jednak film ma zbyt dużo dziur, jest niespójny. Wydaje mi się, że reżyser gdzieś popełnił błąd, być może wyciął zbyt dużo coś znaczących scen nie chcąc pójść na łatwiznę, a w rezultacie zostawił widzowi zbyt mało punktów zaczepienia aby go zaintrygować i zmusić do refleksji nad fundamentalnym pytaniem stawianym w filmie - dlaczego?
Zbyt dużo niewiadomych, zbyt chaotyczny zarys postaci, zbyt dużo słów i zdarzeń, które do niczego nie pasują i nic z nich nie wynika. Ogromny zawód, bo oczekiwania były bardzo duże, dodatkowo rozdmuchane przez nagrody przyznane w Karlowych Varach.

spanki_00

Ja to odbieram całkiem na odwrót. Dla mnie te wszystkie niedomówienia, czy delikatnie zasygnalizowane zaszłości właśnie tworzą klimat tego filmu i jednocześnie atmosferę, w której dojrzewa zbrodnia.UWAGA DALEJ SPOILERY: nawet ledwie zaznaczona, dwoma, trzema zdaniami - sprawa chorej psychicznie ciotki, nazwanej potem ciotką-matką, a która w rzeczywistości musiała być matką Teresy, której wstydziła się przed rodziną i ukrywała jej prawdziwe pokrewieństwo. Czy też defekty psychiczne występujące w rodzinie Teresy (ciotka-matka, Krysia (jej siostra?), Artur, no i ona sama oczywiście też). Powody usunięcia Huberta z wojska. Prostytucja Teresy. Każdy taki szczegół to temat na osobny film.

plazmat

Czy ja oglądałam ten film nieuważnie, czy wymagał on aż takich zdolności nadinterpretacyjnych? Po pierwsze - ciotka faktycznie może być chora psychicznie, ale wg mnie wynika to bardziej z jej wieku, ewentualnie z choroby a nie uwarunkowań genetycznych. Nie widzę potrzeby podciągania pod tego całą rodzinę. Teresa, pomijają miłość do kotów, była jak najbardziej normalną kobietą. Krysia z bardziej wyglądała na osobę załamaną chorobą, niż chorą psychicznie (pomijając już fakt iż nie wiemy o jej pokrewieństwie z Teresą). Ale najbardziej szokujące - PROSTYTUCJA TERESY?!?! W którym momencie?! Fakt, powiedziała raz: "Zaraz mam klienta" malując usta, ale ona szykowała się na spotkanie w sprawie polisy ubezpieczeniowej. A obie sceny miłosne w tym filmie były z udziałem jej męża. Oświećcie mnie, jeżeli coś pominęłam.

ocenił(a) film na 7
Dohikari

Myślę, że plazmat mocno nadinterpretuje. Film rzeczywiście strasznie dziurawy, fabuła niedopracowana (i za to minus). Ale coś jednak zostaje. Długo się o nim myśli. To, że to morderstwo nie miało żadnego sensu czyni je tym bardziej przerażającym...

ocenił(a) film na 8
SETIczek

Tak, coś zostaje...są filmy spójne fabularnie, a fabuły nie pamięta się za tydzień. Film wstrząsający, przerażający, kipiący okrucieństwem...bez jednej prawdziwej sceny przemocy. Czy rzeczywiście niedopracowany?

Dohikari

Owszem, może trochę przesadzam z interpretacją. Mimo wszystko robię to, gdyż scenarzysta i reżyser (jednoosobowo) mi na to pozwolił, konstruując go w ten dziurawy sposób (mówił zresztą o tym na spotkaniu z publicznością po projekcji na FPFF - aby każdy zadawał sobie swoje własne pytania i niekoniecznie oczekiwał odpowiedzi). Zachęcił mnie więc. A mnie dwa razy prosić nie trzeba. Co do ewentualnej i hipotetycznej prostytucji w ostatnim okresie życia Teresy to 1) pod koniec traciła kontrole nad wszystkim, a więc zapewne i nad pracą, a więc nie mogła przynosić jej żadnych dochodów 2) była chyba nawet taka scena jak klienci odwołują spotkania, 3) mimo to w kilku scenach pokazane jest jak rozdaje gotówkę, szasta nią 4) scena na dworcu (gdy dzwoni po Jacka, żeby ją zabrał), czyli szlaja się noc w noc w podejrzanych miejscach. Coś jeszcze było, ale już nie pamiętam bo film widziałem raz. W każdym razie cały ten wątek nie ma właściwie prawie żadnego znaczenia dla odbioru filmu. Odpisuję bo się spytałaś. Istotne jest to, że ten film pozwala na tworzenie takich przypuszczeń i hipotez.

ocenił(a) film na 5
plazmat

Nie ma to jak wsadzić parę do niczego nie prowadzących scen żeby sobie widzowie mogli sami fabułę powymyślać. Super, świetna zabawa dla całej rodziny. Jedna scena na dworcu i że niby szlaja się co noc w podejrzanych miejscach? Nigdy nie byleś na dworcu koło 12 w nocy? No to chyba nie jeździsz pociągami.

Równie dobrze reżyser mógłby rozdać na widowni pobazgrane kartki i kredki. Ale byłby performance) ;p

plazmat

szkoda, że nie miałam szansy być na takim spotkaniu choć było w kinie "Muza" w Poznaniu. Co do interpretacji filmu myślę, że bardzo fajnie jeśli można budować swoje teorie, bo wtedy film nabiera na wartości, jeśli autor pokazał by nam czarno na białym całą historię to czy to różniło by się od historii opisywanych w Super Expresie? Wieczne pytanie "Co autor miał na myśli" zawsze budzi ciekawość. po obejrzeniu tego filmu, bardzo chce się zadać to pytanie. "Bracia"- jest przykładem który pokazuje co może dziać się na wojnie, jak bardzo skrajne sytuacje muszą doświadczyć żołnierze, co muszą tam oglądać, chyba nikt nie powie, że nie rozumie zachowania ojca, wrócił z wojny, po 2-4 latach? zmierzenie z normalnymi problemami jest trudne, jego syn Artur, został z matką młodszym bratem i małą siostrą, zapewne stał się odpowiedzialny za nich i tak się czuł przez te wszystkie miesiące nieobecności ojca, to że uwielbiał grać w strzelanki, mogło też świadczyć o tym, że np.: gdy ojciec wyjeżdżał Artur chciał jechać z nim, potem Artur który chciał też pójść do wojska, po co? żeby zainponować ojcu, czy tylko tam się by odnalazł? bo np. miał silne poczucie wyrzucenia swojego gniewu poprzez właśnie takie wyładowanie złośći na wojnie, w gruncie rzeczy był normalny, przecież była scena z dziewczyną w kawiarni, przecież miał pracę w jakiejś księgarni, studiował coś, sytuacja w domu go przerastała, była chora, po co te wszystkie koty tam? czy Teresa zajmując się kotami przestała zajmować się synami, czy przez ten wyjazd męża coś w niej też się nie zmieniło? została sama z dorastającymi synami małą córeczką, Krysia wspomina o tym, żę Teresa zmieniła pracę, gdzie pracowała wcześniej? co trzymał pod przysznicem młody? Artur zachowywał się jak ojciec, było wiele scen pokazujących jak Artur rzuca się na młodego bo ten np. źle spojrzał, a to wejście pod prysznic? on pod przysznicem trzymał nóż obwinięty w koszulkę po co? Teresa wszystkie problemy załatwiała pieniędzmi... Artur szalał- kasa, Artur szantażował-kasa, nie wiem czy wiązanie ją z prostytucją było by odpowiednie, chociaż jakieś sygnały można na siłę by odebrać, jakim wątkiem była ta dziewczyna tam????? Teresa wiedziała, że Artur ją zabije? ta dziewczyna tak zeznała" miałam się nią(jadzią) zając w razie czego"- czy coś w tym stylu... Wyszłam na zewnątrz i świat normalny wydał mi się odrealniony, nadal jestem pod działaniem tego filmu który był jakby odurzającym narkotykiem. ....A może ta Jadzia to wcale nie była córka Huberta!!!!!!!!!!!!! skąd ona taka ruda! wiadomo może się zdarzyć i tak, ale specjalnie by nie dobrali podobnej aktoreczki??????????????????? o jaaaa, jaki motyw!!!! to nie była córka Huberta!!! na bank! ale co to wnosi do sprawy?? W takim wypadku chłopacy mogli by mieć motyw... albo i nie.

spanki_00

Może nie beznadziejny, ale moim zdaniem mocno średni. I gdzieś wyczytałem, że "Różyczka" dostała nagrody w Gdyni na wyrost. A moim zdaniem "Różyczka" bije ten film o głowę. Postacie w filmie są czarno-białe: syn-zło wcielone, matka-uosobienie dobra(wyciągnie nawet biednego kotka spod samochodu), ojciec-weteran wojenny, który nie potrafi wrócić do normalnego życia, koleżanka matki-nieakceptowany intruz w domu i najmłodzy syn zapatrzony w starszego brata. Schemat, schemat i jeszcze raz schemat. W Pitbulu, który odcinek trwał 45 min(chyba) ta historia była ciekawsza i pełna dramaturgii a tu wszystko czarno-białe. Cytat z Pitbulla jak starszy syn, który zabił matkę mówi do policjanta: "A kto by zabił własna matkę, Pan by to zrobił!?Pan by w to uwieżył!?" I ja tą scene z Pitbula zapamiętam na długo, a z tego filmu żadna scena jakoś mnie nie wzruszyła za bardzo... Moim zdaniem zaprzepaszczono potencjał tej historii w tym filmie...

bugsik11

Postaci w filmie nie są czarno-białe. Ja odbieram ten film zupełnie inaczej - dla mnie matka jest pokazana jako kobieta słaba, nieumiejąca sobie poradzić z wychowywaniem dzieci, jej sposób na wyjście z sytuacji to albo najbardziej schematyczne odzywki o tym, że młodszy brat powinien chodzić do szkoły, żeby zostawił go w spokoju i tak dalej albo dosłowne kupowanie sobie świętego spokoju. Czy dojrzały rodzic tak postępuje? Teresa zupełnie nie potrafiła odnaleźć się w tej sytuacji i to, jak postępowała było na pewno jedną z poważniejszych przyczyn dlaczego doszło do zbrodni, albo przynajmniej - dlaczego Artur był taki, jaki był. Jej godne pochwały wzruszenie na widok samotnego kotka wcale nie świadczy o niej najlepiej, mając na uwadze jak niespecjalnie wzrusza się losem swoich dzieci. Ojciec jest jeszcze bardziej negatywną postacią - wrażliwy człowiek rozumie, że powrót z wojny i to, co spotyka weterana na miejscu na pewno jest bardzo trudne i skomplikowane, ale nie można zapominać, że Hubert wciąż jest ojcem trójki dzieci. Ojcostwo = odpowiedzialność, tak samo jak macierzyństwo. A jakim ojcem jest Hubert? Jego problemy osobiste zdominowały jego do tego stopnia, że przestał jakkolwiek kontrolować sytuację i bez względu na to czy można mu wybaczyć, zważywszy na kwestię powrotu z wojny, czy też nie, jego sposób postępowania wobec dzieci (a może od początku był takim zamkniętym w sobie, zimnym ojcem?) również nie prowadził do niczego dobrego. I mamy w końcu dzieci, braci, którzy w kontekście tego, jakich mają rodziców i jakie im stworzono warunki do budowania poczucia własnej wartości do dorastania w miłości, zrozumieniu - a właściwie jakich im nie stworzono - nie są już tak negatywnymi postaciami, a w dużym stopniu ofiarami niedojrzałego rodzicielstwa, nieodpowiednich wzorców i braku zrozumienia.

ocenił(a) film na 2
spanki_00

Niestety, mimo tego, że miałam duże nadzieje co do tego filmu, muszę się z Tobą zgodzić. Z jednej strony chaos i bałagan, z drugiej - do bólu dopowiedziany ("ach, zaraz wyjdę" - i bohater wychodzi). Kościukiewicz miota się po scenie jakby dostał jakiegoś natchnienia i nie jest w tym bynajmniej tak mroczny i przerażający jak miał być. Szczerze mówiąc, słysząc kolejny bełkot o tych czakramach, miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
Żal mi tylko Garbacza, bo w "Świnkach" pokazał się jako naprawde dobrze zapowiadający się aktor, a niestety
na razie nie ma szansy się wykazać.
Co do snutych powyżej dziwnych wyobrażeń to dla mnie są z palca wyssane. Teresa jest agentką ubezpieczeniową i tyle, a Hubert musiał odejść z wojska z powodu tego jak misja wpłynęła na jego psychikę.
Wszystko jest proste jak drut... poza jedną rzeczą - jak podaje dystrybutor "Autor (...) stara się skoncentrować na warstwie psychologicznej, odtwarzając atmosferę domu rodzinnego, portrety psychologiczne braci (...) - przykro mi, ale kompletnie nie było dla mnie psychologicznie zrozumiałe, czemu Artur zabił matkę... no chyba po to, żeby być jeszcze bardziej buntowniczy i mroczny ;)
Uzasadnione natomiast byłoby dla mnie morderstwo ojca, bo Artur miał ewidentnie problemy z nierozwiązanym kompleksem Edypa (sposób, w jaki dotykał Teresy, kiedy miał jej przekazać dobrą energię + pozornie bezsensowna nienawiść do ojca). Niestety ten chyba jedyny wątek, który mógł być ciekawy, został zasygnalizowany w może dwóch scenach i porzucony bez żadnego rozwiązania.
W efekcie nie wiem właściwie, o czy miał być ten film. O tym, jak niedorośle zaborczy wobec matki był Artur? O tym, jak od ezoteryki można ześwirować? O tym, jak gry komputerowe mieszają w głowie (proszę...)? Artur, postać centralna, jest tak niezrozumiały i sztuczny, że trudno się w tym wszystkim połapać. Aha, i co tam robiły te koty? Wprowadzały mroczną atmosferę, miaucząc, czy coś jeszcze?

Przykro mi ale czuję po tym filmie wielki niesmak i zażenowanie. Zwłaszcza, że tuż przed tym filmem oglądałam "Jestem twój", po którym spodziewałam się dużo mniej, a który dużo więcej mi dał. Jak to jest, że w jednym filmie ktoś zachowuje się pozornie irracjonalnie i to jest uzasadnione psychologicznie i przerażające, i robi wielkie wrażenie, i budzi emocje, a w drugim filmie komuś też się miesza w głowie i to wypada żałośnie i śmiesznie? Nie wiem, jak to się robi, ale widocznie się da, a dla mnie "Matka..." to chyba będzie chyba klapą roku.

annagie

Film o tym, że chory psychicznie człowiek zabija swoją matkę, i wciąga w swoje urojenia młodego, podatnego na wpływy brata.
To stanowczo za mało, jak na historię opowiadaną przez półtorej godziny, co najwyżej na krótki metraż czy etiudę.

Konwencja "filmu od tyłu" może mieć wielki potencjał i świetnie się sprawdza przy tego typu historiach, jednak w tym wypadku po pół godzinie filmu praktycznie wszystko już wiemy, czekamy tylko na pokazanie scen, które od dawna były zapowiedziane, powrót ojca z wojny itp. Wynudziłem się okropnie. Z filmu wynika, że jedyną naprawdę patologiczną postacią był Artur, który zrobiłby to co zrobił, bez względu na okoliczności, sytuacje rodzinną, traumę ojca.. Prędzej czy później musiało dojść do jakiejś tragedii, o ile ktoś nie skierowałby Artura na obserwacje.

Polecam natomiast film Hanneke "Siódmy kontynent". Również oparty na prawdziwej historii, próba odtworzenia ostatnich trzech lat przed tragedią. Podobna konwencja, sceny pozornie nie mające pozornie związku z fabułą, jednak w pewnym momencie nabieramy takiej empatii do bohaterów, że potrafimy zrozumieć ich decyzję, nawet jeśli jest wbrew zdrowemu rozsądkowi i jakiejkolwiek logice. "Matka Teresa..." ani trochę mnie nie przekonała.