Nie zrażony recenzjami obejrzałem długo oczekiwaną kontynuację. Można wybrzydzać na ujęcie Zionu i wątki tam poprowadzone, choć moim zdaniem najsłabszym ogniwem, którego krytycy drugiej części nie zauważyli, jest wyprany z emocji ostatni fragment, w którym ocaleni mówią o zagładzie tego miasta w konwencji "za 7 górami...", bez emocji, jakie to powinno w nich budzić. Ten fragment nie pasuje do walki jaką Neo, Trinity i Morfeusz podjęli by uratować wolnych ludzi. Mimo, że i mnie drażnią niedopracowane fragmenty i nielogiczności (plemienny taniec w Zion zupełnie nie pasuje do
wcześnijeszych sekwencji, bliźniaki dają za wygraną na autostradzie,
pocałunek przy Trinity nie ma żadnego skutku dla dalszej akcji) to i tak jestem jak najbardziej za. Akcja, odsłaniane nowe wątki (agent Smith, który wygląda na zbuntowany program, niejednoznaczność drugiego spotkania z Wyrocznią, spotkanie z twórcą Matrixa, zagadkowa walka z mątwami i jej konsekwencje) i nowe efekty wynagradzają mielizny. Matrix to nie jest, ale wystarczy, że film trzyma wysoką klasę, innych scenarzystów znów nakłoni do kopiowania pomysłów, a mnie zachęcił juz teraz do odliczania dni do listopada, choć powiem szczerze - mam przeczucie, że trzecia cześc nie
doprowadzi do happy endu.