nie mam pojęcia jak Wchowscy mogli w tak perfidny sposób spłycić przesłanie pierwszej części. reaktywację jeszcze można było przełknąć z nadzieją, że jest apertifem w stosunku do trzeciej części, pomostem łączącym bardzo ciekawą koncepcję widzenia świata. cóż, nadzieja matką głupich. okazało się bowiem, że trzecia część jest żałosną kontynuacją naciąganych wątków części drugiej. ba! wątki mnożą się, tak jak agent smith (notabene najciekawsza filmowa kreacja). ubolewam nad tym bardzo. o dialogach nawet nie wspomnę.. jak na thriller futurystyczny matrix: rewolucje jest niezłą komedią. może film nie byłby tak kiepski gdyby nie te ciężkostrawne kwestie wątpliwych bohaterów? ...
oby nie było już jakicholwiek kontynuacji. amen.