Nie jestem fanką Matrixa, nawet pierwszej części. Druga i trzecia to koszmarne połączenie akcyjniaka, kina kopanego i walki transformersów. Ta część jest do zaakceptowania (chociaż to w dalszym ciągu średniak) jeżeli potraktuje się jako jeden z wariantów: autoironia twórców, paraegzystencjalne rozważania nad tym, czy wolność ma dla ludzi jakąkolwiek wartość i po prostu film o sile miłości.
Obserwując, co się dzieje jestem skłonna przychylić się do wariantu drugiego. Człowiek pomimo deklaracji wcale nie tęskni za wolnością - chce spokoju, bezpieczeństwa, uporządkowanego świata. No chyba, że każą mu założyć maseczkę na twarz, to wtedy u niektórych z idiotycznie banalnego powodu pojawia się bunt - bo to proste i nie wymaga wysiłku. Ale żeby walczyć o coś naprawdę ważnego? Skądże!!! Niech świat się wali, żebym tylko miał pełną michę.