ale chyba ze wszystkim innym. Postaram się bez spoilerów.
Nadmienię jedynie, że ileś lat się tu nie logowałem a teraz muszę coś z siebie wyrzucić.
Zacznę od tego, że byłem niesamowicie negatywnie nastawiony do wskrzeszenia serii już od samego obwieszczenia tychże wieści. Toteż przystąpiłem do seansu w sposób haniebny, ale to zmienię w najbliższym czasie.
Przed seansem byłem tak pesymistyczny, że w nosie nawet już spoilery miałem. Czytałem je i łapałem się za głowę myśląc - no tak, musieli coś wymyśleć. I o dziwo! Po seansie i w samym jego trakcie doszedłem do wniosku, że od strony fabularnej to się nawet klei! WOW! Serio. Jeśli chodzi o historię, to owszem, można się doszukać rzeczy irytujących, infantylnych, nadmiar romantycznych, ale nie można chyba zarzucić, że w całym obrazku to się nie trzyma kupy. Trzyma się! Co jest chyba największym zaskoczeniem dla mnie z tego seansu.
A co się nie trzyma? Chyba cała reszta.
Pierwsza rzecz, która mi przychodzi na myśl to brak charyzmy bohaterów, brak charakteru filmu, brak zapadającej w pamięć muzyki (po premierze poprzednich części szturmowałem śmiesznie wtedy powolny internet z kumplami w poszukiwaniu OST). Ogólnie BRAK JAJ!
Sceny bijatyk - to już nie to. Nie robi nic już dzisiaj wrażenia. Nie ma efektu WOW! Znajdzie się kilka ciekawych chwytów, ale to takie już jakieś nijakie. Nie wiem czy to kwestia wieku aktorów czy już nie tego samego choreografa.
Efekty? Są. Są na dzień dzisiejszy poprawne, nie kłują w oczy. Tyle.
Neo i Trinity? Nie ma werwy, charyzmy, nie tej chemii lejącej się z ekranu między nimi. Oboje są jacyś tacy sztuczni, jak małe dziecko na lekcji, które musi wyrecytować wierszyk zadany do nauki na pamięć.
Morfeusz... Chyba największy dramat tego filmu zaraz obok Smitha. Jak Laurence Fishbourne wchodził na ekran to było czuć BadAss-a z krwi i kości. W tej wersji to taki śmieszek z dobrymi intencjami.
Smith? O rany. Oj nie. Hugo chyba nikt nie zastąpi. Od niego aż kipiało paranoją, strachem, istotą z psychotycznym spojrzeniem i motywacją szaleńca. W tej wersji dosłownie widziałem partnera Barbie - Kena, który widzi, że ma szansę z siebie zrobić przyszłą gwiazdę filmów akcji. Niestety dla niego, w moim odczuciu nigdy mu się to nie uda.
Reszta załogi kompletnie bez wyrazu. Wszyscy tacy sami. Pamiętam z jedynki całą ekipę. Tam po kilku minutach filmu można było napisać charakterystykę członków załogi na kilkanaście zdań. Tutaj można napisać charakterystykę wszystkich w kilku zdaniach i nikt za wiele nie straci. No może Buggs jakoś minimalnie wystaje przed szereg.
Czyli generalnie większość negatywów? W sumie tak. Niemniej z jakiegoś powodu podczas oglądania odczuwałem pozytywne emocje, reakcje a nie tylko znużenie i "jprd serio?".
Słowem końcowym będzie dla mnie fakt. Tak. Moim zdaniem FAKT, że ta seria nie ma już szans wrócić do dawnego poziomu. Szału nie ma, ale choćby dla samej historii można się przejść do kina. No ja muszę, żeby hańby nie było.
Nie mam pojęcia jak ocenić ten film. Waham się między 5-6. I chyba niestety stanie na 5.
PS.
O! Chyba już wiem jak określić swoje odczucia co do tego filmu. Pamięta ktoś swoje pierwsze auto? Jakie nie było, było najlepsze na świecie, jedyne i niepowtarzalne i wcześniej wręcz nienamacalne, było wprowadzeniem w coś nowego, w pewną wolność, we wspomnienia, które nie ma szans, żeby wróciły. Auto sprzedane. Od tego czasu były jeszcze 3-4 inne auta. Minęło 20 lat. Teraz jeździcie dobrym, przyzwoitym autem a na urodziny dostajecie Wasze pierwsze auto. Ale! Ale nie wypucowane, po pełnym detailingu i naprawach mechanicznych, tylko mocno zmęczone po kimś, kto je sprzedał za grosze, bo już było mega stare i tylko podjechał na myjnie, żeby siary nie było. Odrobina radości i magii przez moment jest, ale ktoś się za słabo postarał, żeby patrzeć na to 20 paroletnie auto z podziwem i dumą.
Bijatyki to najbardziej cierpią nie przez choreografię, bo na przykład w tej z Morfeuszem jakoś to wyglądało, ale przez pracę kamery (czyli kolejny ważny element tej serii). Przecież w tej bójce z Merowingiem i w pociągu kompletnie nic nie widać! Widzimy tylko jakiś teledysk z tymi aktorami. Ja bym te walki porównał do bójki na tym statku w jak rozpętałem drugą wojnę światową, kompletny chaos, każdy lał każdego.
A tak mogę się podpisać pod tą opinią obiema ręcami. Też byłem w szoku, że po takim zakończeniu trzeciej części powstała tak logiczna i sensowna historia. A dla mnie właśnie ten element był najważniejszy przed seansem, dlatego nie zawiodłem się aż tak bardzo.