Pierwszy Matrix też miał bardzo naiwną fabułę, okraszoną efektami, z których największy wpływ miał "bullet time".
Pierwszy Matrix idealnie trafił do pokolenia 20-25-latków przełomu wieków. Przeciętny maniak komputerów to był opis 90% ówczesnych nastolatków, obdarzony cudownymi mocami, który będzie ratował świat. To trafiło do tamtejszego pokolenia, kto nie utożsamiał się z Neo, niech pierwszy rzuci kamieniem. A propos rzucania, to po pierwszym Matrixie ludzie rzucali się z wieżowców. Matrix 4 ma wyraźny przekaz, żeby tego nie robić. Widać autorzy wyciągnęli wnioski :]
Natomiast sama historia, banalna, aż do przesady - przeciętny człowiek, który dowiaduje się, że jest wybrańcem, w tle wielka miłość, oczywiście groźny przeciwnik, który początkowo wydaje się niezniszczalny, by pod koniec filmu stać się banalnym zawodnikiem.
Matrix 4 fajnie się zapowiadał, nawet przez chwilę miałem nadzieję, że twórcy bardziej pociągną wątek psychologiczny. Mogłoby się okazać, że ta cała walka z maszynami, to fiksujący umysł Thomasa Andersona. Być może nawet taki był pierwotny zamiar twórców Matrixa, ale takie wyjaśnienie fabuły byłoby pewnie źle przyjęte przez "prawdziwych fanów".
Zamiast tego, mamy podróż do korzeni, bardzo przyjemne do oglądania, człowiek przypomina sobie, jak to się oglądało za pierwszym razem. Pojawiają się starzy znajomi. Film trzyma w napięciu, w zasadzie ciężko przewidzieć, w którą stronę posunie się akcja i to jest zdecydowany plus fabuły.
Mniej więcej na pół godziny przed końcem rozpoczyna się pokaz możliwości współczesnego CGI i walka na całego z tłumem.
Nie ma sensu nastawiać się na jakieś przełomy. Ten film adresowany jest do dzisiejszych 40-50-latków, dla których pierwszy Matrix był i jest filmem kultowym, bo opowiadał historię bohatera, z którym się utożsamiali. Dziś ci 40-50-latkowie są na zupełnie innym etapie życia, Wachowska chciała zrobić dla nich ten film i pewnie by podziałało, gdyby w całości był to film psychologiczny. A tak, mamy pierwszą część psychologiczną i drugą, przeznaczoną dla obecnych 20-latków - stąd odmłodzony Morfeusz, czy agent Smith.
Hmm, może Matrix 5 to będzie wizyta w geriatryku, gdy 70-letni Neo, Trininty, Morfeusz wspominają, że kiedyś, to były czasy, a teraz to czasów nie ma :]
Daję filmowi mocną 7-mkę. Typowy Matrix. Banalna historia z mnóstwem efektów specjalnych. No, może bitwa z Matrixa 3 bardziej wbijała w fotel, ale i tak nie jest źle.
? Matrix nie byl nigdy banalna historia, mozna ja interpretowac na wielu plaszczyznach, moze to byc koncepcja zniewolenia przez system, zniewolenia przez rzeczywistosc wirtualna, az do gnostycznej wizji uciemierzenia boskiej czastki na planie fizycznym, banalne to moga byc rozwiazania scenarzystow odnosnie poszczegolnych watkow, z pewnoscia nie cala koncepcja...
Otóż to, Matrix czerpał z wielu dzieł sci fi a także z wielu koncepcji hinduistycznych i buddyjskich. Ten film nie był banalny i płytki. Natomiast wysokobudżetowe fanfiction Lany Wachowski to po prostu wydmuszka.
Historia o wybrańcu, który uratuje świat jest tak banalna, że aż kłuje w oczy. Hipoteza symulacji, czy nieświadomego, permanentnego snu to też nie jest jakaś nowość, aczkolwiek hipoteza symulacji pojawiła się dopiero wraz z pojawieniem się komputerów.
Historia to odgrzewany kotlet, wszystko w Matriksach jest banalne i oklepane. To, co "zrobiło" ten film, to przede wszystkim przedstawienie Neo w taki sposób, że wielu widzów ówczesnego pokolenia mogło się z nim utożsamić. To był przełom i to przede wszystkim zbudowało legendę tego filmu. Ludzie do tego stopnia uwierzyli w Matriksa, że zaczęli skakać z budynków.
A drugie, co zrobiło legendę Matriksa, to efekty specjalne i przełomowy bullet time (co prawda ten efekt używano wcześniej, ale to Matrix go rozpowszechnił), plus ładna choreografia walki wręcz. Taki typowy film przygodowy. Indiana Jones w XXI wieku.
Nie mówię, że Matrix jest złym filmem. Po prostu ciężko było oczekiwać czegoś innego od tego filmu jak prostej historii z mnóstwem efektów specjalnych. Takie były trzy dotychczasowe części, więc czwarta po prostu kontynuuje tę koncepcję. A szkoda, bo przez chwilę oczekiwałem takiej rewolucji jak Joker Phillipsa.