Trylogia Matrixa przyzwyczaiła nas to epickości, wspaniałych ujęć, gry kamery, muzyki... No nie nic z tego się w 4 części nie dzieje. Połowa filmu to nuda, potem mamy romans jakże tragiczny a na koniec mamy tandetne efekty i oczywiście jakże poprawne politycznie kobietę wybrańca lekko złagodzili przekaz na ostatniej sekundzie bo i Neo leciał z Trinity.
Pewne filmy po prostu są nie potrzebne.