które nawet na sobotni wieczór przy piwku jest zbyt słabe żeby tracić na nie czas. 2/10 za nazwisko reżysera
W tym problem: w sobotni wieczór przy piwku nie ogłada sie arcydzieł. Trudno mieć o to pretensje do filmu.
Charakterystyczne, jak często widzowi, który nie łapie filmu, nie przyjchodzi do glowy, że to jego - widza - niedostaki przesądziły o niepowodzeniu.
Masz racje w pierwszym zdaniu. Ale ... Ja oglądam sporo starszych kultowych filmów i ten do arcydzieł nie należy.
Bo...? Prorok przemówił? ;)
Wybacz, ale bardziej ufam swoim gustom oraz temu, co mogę przeczytać w dość zgodnych opiniach krytyki filmowej.
Gustom rzeczywiście. Krytykom - jeśli oceniają zgodnie z twoim gustem.
Dlaczego jednak zamiast uznać, że lubisz, co lubisz, wmawiasz sobie i innym, ze lubisz dobre? W sensie: czy tego potrzebujesz (bo czułbyś się jak pętak, troll, indolent, gdybyś nie miał tego poparcia "obiektywnych" wartości), czy robisz to nieświadomie (bo jesteś na przykład po tresurze albo w trakcie, uczą cię mieć gust zgodny z gustem podobnie uczonych krytyków).
Wracając do wcześniejszego tematu: krytyka nie zna kryteriów wartości. Krytyk ocenia zbieżność filmu z tym, co się podoba krytykom. To wspaniałe, że można w tym względzie człowieka wytresować, czyli wyrobić w nim zdolność trafnego oceniania, co się krytykom spodoba, choć oceniania pozaracjonalnego.
Ty wówczas piszesz "król jest nagi", żeby siebie i innych przekonać, że co ci się nie spodobało, to nie miało wartości.
Jak się ogląda arcydzieła? Pomijając fakt, że ocena w tym przypadku poprzedza obejrzenie filmu (czyli tresura), mamy tu jeszcze trochę snobizmu. Oglądam arcydzieło, to jeszcze w najbardziej szlachetnym dniu tygodnia, siedząc na arcyważnej części ciała - a nie byle jakiej, sądząc trunki dostatecznie drogie?
Ani sobota, ani pojedyncze piwo nie wykluczają oglądania uważnego. Udawanie dniem tygodnia, napojem czy czymkolwiek innym, że się w jakiś właściwszy sposób ogląda arcydzieło, to jest jakaś patologia. :)