Jesli ktos jeszcze nie widzial to powinien zobaczyc, bo jest to kawal dobrego kina. Malcolm McDowell
za swoich najlepszych czasow w szalenie jaskrawej i znakomitej interpretacji "The Clockwork Orange" mistrza Kubricka.
Film osadzony w angielskich industrialnych realiach lat 70-tych przedstawia przezycia mlodego degenerata, z osobowoscia przestepcy i pozbawionego wszelkich zasad moralnych.
Ten ze bohater (Alex de Large) i trojka jego towazyszy jezdzi nocami po okolicy szukajac (po ciezkich prochach) okazji do popelnienia kolejnych pobic, gwaltow, wlaman, kradziezy itp. Przy tym nosza sie jak karykatury XIX-wiecznych dzentelmenow ubranych w sama bielizne oraz w skorzane glany i meloniki.
Alex jako bohater i narrator uzywa specyficznego jezyka bedacego mieszanka jakiegos staroangielskiego i rosyjskiego (czesto wtracane: devochka, malchik, staja, ...). Muzyka obfitujaca w Ludwika Van i inne powazne kawalki znakomicie podkresla zwroty akcji i tragiczna komicznosc sytuacji. Dla mnie prawdziwym atutem jest rola wczesnego McDowella.