Bo naprawdę ciężko w to uwierzyć. Beznadziejnie odegrane postacie, film wygląda jak spektakl w teatrze, kostiumy wyglądają jakby zostały zrobione na jakiś bal dla 10 latków. Książka była pisana slangiem i naprawdę ciężko się ją czytało, mimo to łatwiej było przeczytać książkę niż dobrnąć do końca tego filmu.
może to i różnice oczekiwań, ale myślę, że trzeba parę rzeczy skorygować. Przede wszystkim to film mocno nastawiony na odrealnienie, groteskę i często i zwyczajną prowokacyjność. Postaci są nie tyle przerysowane, co po prostu nierealne i nie próbowały nawet aspirować do jakiegokolwiek realizmu. Ich dziwna konstrukcja służy temu, by móc prezentować czasem i absurdalne sytuacje, absurdalne osobowości i po prostu aby zaintrygować. Jeżeli porzuci się ten pryzmat autentyczności, wtedy sceny tych manierycznych dialogów, czy tego pana chwytającego Alexa za okolice bikini w niezrozumiałej pozycji i z niezrozumiałych pobudek, zaczynają właśnie nabierać zupełnie innej barwy. Osobiście tę właśnie oniryczną koncepcję bardzo tu łykam, ale to jednak znowu tylko gusta. Co do kostiumów, jak najbardziej podkreślają absurdalne uniwersum filmu. Mieszkanie pani z kotami kolekcjonującej erotyczną sztukę było genialne pod kątem dizajnu, tak i te stroje. Melonik, białe rajstopy, koszula, szelki, kinky pasek na genitalia - to perfekcyjna kreacja dla gangu Alexa. Ma w sobie jakąś niezdrową elegancję, a jednak przełamaną prowokacją i często niechlujnością. Postaci często zdają się być właśnie brudne, niezadbane pomimo tych fantazyjnych kostiumów. To też konik napędowy tej kubrickowskiej wizji. Może i to kwestia smaku, ale warto mieć na uwadze zawiłość i nowatorskość tej konstrukcji, bo to zawsze świadectwo unikatu. A pomarańcza to film właśnie unikatowy, a przede wszystkim artystyczny, co tym bardziej powinno zmusić do nabrania jakiegoś dystansu.