Cóż, spodziewałem się innego filmu, ale absolutnie nie jestem zawiedziony. "Miasto gniewu" to bardzo interesujący dramat, którego głównym tematem jest rasizm. Z problemem tym spotykamy się w tym filmie w każdej scenie i muszę przyznać, że niektóre momenty były szokujące (np. wymiana zamka do drzwi na początku czy zatrzymanie przez policję). Jeśli problem ras w Ameryce jest faktycznie tak duży, jak tutaj pokazano to nie dziwię się Murzynom ich nienawiści do rasy białej (chociaż Haggis pokazuje, że nie tylko my jesteśmy temu winni). Pod względem wizualnym nie mam się do czego doczepić, zdjęcia są porządne, podobnie sam montaż. Muzyka to głównie różne elektroniczne sample, które dobrze pasują do wydarzeń. Jeśli chodzi o aktorów to jakichś olśniewających ról nie zobaczymy, aczkolwiek nie mogę powiedzieć, z spieprzyli swoją robotę. Dobrze zagrała Sandra Bullock, podobnie raper Ludacris. Jedynie nie spodobała mi się rola jednego blondwłosego policjanta, niesamowicie sztywny się wydawał. Zaletą scenariusza jest to, że każda z postaci występuje tylko na kilka minut, jednakże ma szansę się wykazać. Co mi się nie spodobało? Scena z SPOILER Persem, który strzela do małej dziewczynki, a jej nic zupełnie nie jest. Jak to do cholery możliwe? Jakoś wątpię, żeby to był niewypał. END OF SPOILER Więcej zastrzeżeń nie mam, może poza czasami zbyt wyraźną inspiracją filmem "21 gramów". Anyway, polecam ten film. 8/10