Paul Haggis zrobił olbrzymi krok naprzód od czasu dłubania w scenariuszach “Strażnika Teksasu” i “Statku Miłości”. Ten telewizyjny twórca w końcu pokazuje światu, co ma do powiedzenia. Jest jak filmowy Borges, który w sile wieku objawia się szerszej publiczności. Subtelne kino, któremu może i daleko do Wendersa czy Kieślowskiego, ale, jak na amerykańskie standardy, bardzo wyszukane. Z czystym sumieniem stawiam piątkę i czekam na kolejną porcję dobrego kina w wydaniu pana H.