Zainteresował mnie ostatnio tytuł "Magnolia".
Ci, którzy oglądali i "Magnolię", i "Miasto gniewu" pewnie wiedzą już o co chodzi.
Po pierwsze. Ogólny pomysł filmu - przeplatające się historie ludzi, żyjących w jednym mieście. Dziwnie podobne przesłanie "Pędząc przez życie, ...". Ale jak ma się życie w "Magnolii" do życia w "Mieście gniewu"? Nie wliczając symbolicznego deszczu żab, "Magnolia" jest o wiele mniej naiwna, o wiele bliższa życiu.
Po drugie. Pomysły na bohaterów. Uderzające podobieństwa bohaterów granych przez:
- Matta Dillona /"Miasto gniewu"/ i Toma Cruise'a /"Magnolia"/, w dodatku obie wysuwające się na pierwszy plan w obu filmach i chyba najciekawsze /oboje, pozornie "źli", pierwszy - rasista, drugi - szowinista, okazują się kochającymi synami/
- Thandie Newton, Julianne Moore /rozstrojone emocjonalnie kobiety, które w pewnym momencie zdają sobie sprawę z tego, że kochają swoich mężów/
- Sandrę Bullock i Melorę Walters /kobiety złe na cały świat, które mimo problemów ze sobą i trudnego charakteru potrafią znaleźć "przyjazną duszę"/
- Dona Cheadle i Michaela Bowena /oboje stojący przed problemem wyboru między własnymi ambicjami a więziami rodzinnymi/
Czy ktoś znalazł więcej?
Warto tutaj dodać, że bohaterowie "Magnolii" nie są skonstruowani - jak bohaterowie "Miasta gniewu", na zasadzie tylko i wyłącznie kontrastu. W "Magnolii" każdy ma własną historię. Zachowania bohaterów logicznie łączą się w portret psychologiczny, czego brak w "Mieście gniewu".
Po trzecie. Montaż i utworzenie z filmu "kompozycji szkatułkowej". "Magnolia" zaczyna się od trzech krótkich historii, które na końcu filmu zostają przypomniane, aby odnieść się do całego filmu. "Miasto gniewu" zaczyna się od wypadku i kończy na wypadku. A stwierdzenie "Ludzie powodują wypadki, żeby coś poczuć"? Przepraszam, nie mam aż tak romantycznego umysłu żeby ten idiotyzm jakkolwiek zinterpretować. Zdarzyło Wam się kiedyś rąbnąć w czyjś samochód po to, żeby coś poczuć? A jeśli nie macie samochodu, może rowerem? Kiedyś rąbnąłem rowerem w drzwi samochodu, bo jakiś burak je otwarł i nie zdążyłem wykręcić. Przykro mi, ale nie przypominam sobie, żeby to było związane z jakimś uczuciem, którego chciałem. Pani policjantka na szczęście od razu zauważa, że panu policjantowi stało się coś w głowę, ale biedni fani filmu starają się to interpretować.
Brawo dla Paula Haggisa za umiejętne wykorzystanie problemu rasizmu jako spinacza pomysłów Paula Thomasa Andersona, za piękną scenę, w której ojciec daje córce pelerynę niewidkę i za zebranie naprawdę dobrej grupy aktorów.
Ale podsumowując, Oscary dla "Miasta gniewu" to wg mnie rekompensata za niedocenioną sześć lat temu "Magnolię".
witam,
ja do ewentualnych inspiracji reżysera Miasta gniewu zaliczyłbym jeszcze Na skróty R. Altmana..te filmy tworzą swoistą trylogię (z resztą zanim przeczytałem Twój komentarz napisałem to w swoim ;])
pozdrawiam.
Z sympatią dla twojej osoby przeczytałem komentarz i pomyślałem, że jeszcze są ludzie myślący w ten sposób. Jeszcze im się chce. Pomyśl proszę o tym, że twoja opinia próbuje złapać mnóstwo „ogonów”, a przesłaniem nie jest rasizm, poczucie smaku emocji, dramatycznie kontrastowe doznania.
Dzisiaj zapominamy od czego zaczęła się nasza tragedia. Dzisiaj początkiem i końcem jest crash, a może taka rasa, takie geny?
Scena z kuloodpornym prezentem znakomicie wpływa na moje samopoczucie. Dzięki, że zauważyłeś. Taki tato przechodzi do historii kina.
Pozdrawiam.
Trylogia jest chyba najlepszym określeniem.
Pierwszy powstał "Na Skróty". Później "Magnolia". A teraz "Miasto Gniewu".
Wymienione filmy maja jakby ten sam szkielet.
Trzy filmy są do siebie podobne, ale każdy z nich ma inne przesłanie?!
(polecam dogłębniej obejrzeć wszystkie trzy)
Te filmy są jak mistyka a klucz jakby leży po samym środku.
"Magnolia" przekazuje motto trylogii (sam początek filmu).
Życzę mocnego studium obrazów:-)