Głupi, pełen błędów i dziur scenariusz, przydługi wstęp (mimo wszystko uważam, że fabularnie z całości najlepszy), a postacie płaskie i bezbarwne jak wycięte z szarego papieru pakowego. Już w około 1/3 filmu domyślałem się zakończenia.
Nie ma w tym filmie ani jednej postaci, którą można polubić, relacja głównych bohaterów jest żywcem wyciągnięta z taniego filmu dla nastolatek, a świry z sekty są tak oczywiści już po pierwszym zdjęciu, które widzimy na ekranie (to na komórce, jeszcze w Stanach) - i nawet sekta z Far Cry 5 wydawała mi się bardziej autentyczna.

Psychodela (na którą, wydaje mi się, chciał stawiać głównie reżyser i nią szokować) jest... mało psychodeliczna i mało szokująca.

A ten uśmieszek głównej bohaterki na koniec, to wiecie co, autorzy tego "dzieła"? W d... sobie wsadźcie. Szczerze poczułem się tą ostatnią sceną obrażony i zażenowany.

Żeby nie było, że się tylko czepiam - najbardziej z całego obrazu podobała mi się ścieżka dźwiękowa, szczególnie te dronowe tła, które ciągnęły się przez większą część filmu. Niestety wydaje mi się, że jedynym ich celem było stworzenie napięcia (i to się akurat nie sprawdziło, bo jeżeli właśnie to było ich celem to było ich za dużo).
Wizualnie też całkiem ładnie, chociaż w niektórych momentach wydaje się jakby budżet na scenografię wynosił jakieś 10 złotych i zapalniczka.

A idźcie mi z takim tym...