Czytam to forum i widzę, że wiele osób pisze "wydmuszka", "pseudointeligentny", "to nie horror".
To jest horror, z przesłaniem. Nie jest to wydmuszka.
Horror bo straszy, ale nie jedną scenę, nie potworem. Straszy klimatem. Oglądając go wręcz czułem odruch wymiotny na myśl o tym ciągłym słońcu i stanie maligny po spożyciu narkotyków, o tym stanie ciągłego napięcia. Owa "sekta" czciła słońce i właśnie jego ciągła obecność mnie najbardziej męczyła. Straszy też postaciami - wszak zdeformowany wieszcz nosi maskę ofiary, jak w Teksańskiej Masakrze Piłą Mechaniczną.
A o czym jest film? Wg mnie to kwestionowanie zachodniego modelu społecznego. Ten film nie gloryfikuje brutalnych rytuałów czy sekt. On tylko de-gloryfikuje "nasz" model społeczny.
Pierwsze sceny - bohaterka płacze. Jest sama. Później jest z partnerem ale tak naprawdę jest sama. Nie ma wspólnoty. I musi radzić sobie z odejściem bliskich, dramatem. Może kiedyś sobie poradzi, ale raczej sama. O ile sama nie wpadnie w otchłań depresji na zawsze.
Ostatnia scena - uśmiecha się. Jest w "rodzinie". Ma poczucie wsparcia. Film bardzo wyraźnie nas na ten wątek naprowadza - inne kobiety wykrzykują cierpienie razem z nią. Nawet podczas stosunku tego faceta - jest wspólne przeżywanie aktu seksualnego. Ta sekta ma pozytywy i dla nich bohaterka jest w stanie zaakceptować zło sekty, brutalność, ciemnotę, absolutny brak szacunku do życia jednostki, bo czymże ono jest w niekończącym się cyklu. W przeciwieństwie do społeczeństw zachodu, gdzie życie jednostki jest na piedestale ale też jednostki są same.
Nie mówię, że z ta diagnozą się zgadzam. Na zachodzie także z pewnością rodzina pomaga w procesach leczenia traum. A na pewno nie popieram ciemnogrodu, jakim owa sekta była.
Niemniej z pewnością mylą się ci, którzy patrzą na ten film jak na pseudointeligentny.Film zadaje dużo pytań i zmusza do szukania odpowiedzi.