Horror jak mało który gatunek jest w stanie tak wyraźnie podzielić widzów i krytyków. Prawie co piątek można w kinie zobaczyć wtórny straszak zrobiony za małe pieniądze. Ma jeden cel: zarobić przynajmniej tyle, żeby się zwrócić. Siłą rzeczy zbiera marne recenzje ale część widowni ceni sobie jego idealnie wyważoną ilość jump scareów. Dlaczego o tym piszę? W zeszłym roku pojawił się on, Ari Aster. Jego Dziedzictow. Hereditary zostało okrzyknięte debiutem roku. Krytycy prześcigali się w komplementach i wieścili początek nowej ery horroru. Tymczasem widownia kręciła nosem na wolne tempo i cringe w ostatnim akcie (na moim seansie słyszałem sporo śmiechów). Tym razem to krytycy musieli bronić filmu przed publiką. Minął rok, a do kin trafia właśnie kolejny twór Astera, Midsommar. W biały dzień. Czy drugi film pozwoli mu usadowić się wygodniej na zbudowanym z recenzji tronie nowego króla horroru, a może publika słusznie przejrzała tego przebierańca? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Całość
https://kinematoblog.blogspot.com/2019/07/midsommar-w-biay-dzien-2019-rez-ari.ht ml