Film Doug'a Limana, który (mogę się mylic wyreżyserował Tożsamośc Bourn'a) mile mnie zaskoczył kompletnym brakiem romantycznych, hollywoodzkich scen od których robi mi się niedobrze! Mimo, że jest to obraz happy end'owski, pełen efektów specjalnych (których z przykrością stwierdzam dużo jest obecnie w filmie) jest on dośc dobrze nakręcony. Oczywiście, jednak, film przeznaczony jest dla masowej publiczności którą przyciągną mają odtwórcy głównych ról. Jeśli komuś płenta się podoba, polecam obejrzenie Honoru Prizzich (film niedawno leciał w telewizji) który, posiada to czego Mr&Mrs Smith brakuje!