Poczciwy Charlie Bronson w tym samym roku w którym wyszło kultowe „Życzenie śmierci” zagrał w jeszcze jednym filmie sensacyjnym. „Mr. Majestyk” bo o nim mowa jest znacznie luźniejszym obrazem. A sama rola twardziela z wąsem, została ciut inaczej wykreowana. Tytułowy hodowca melonów jest strasznym narwańcem, wyraźnie mało myśli, dużo robi. Nie jest też zbyt bystry. Ale za to ma poczucie humoru, a u reszty postaci wykreowanych przez Bronsona raczej nie uświadczymy tej cechy.
Pierwsza połowa jest bardzo dobra, bo choć pełna błędów logicznych, to trzeba przyznać świetnie się ją ogląda. Jest zabawnie, lekko, zaskakująco, czyli dostajemy to czego oczekujemy od dobrej sensacji. Druga część to już niestety przewidywalny pojedynek między gangsterem, a twardym farmerem. Wzajemnie sobie dopiekają, by w końcu stanąć twarzą w twarz. Niestety gdy tylko Majestyk łapie za strzelbę, od razu traci indywidualne cechy i zamienia się w kolejny klon Paula Kersey’a. Do tego jak zwykle Bronson jest ponad prawem i może sobie robić co mu się żywnie podoba.
Dla fanów aktora ten film to nie lada gratka. Dla mnie też w sumie nie był zły. Tyle tylko że po świetnym początku spodziewałem się czegoś bardziej świeżego. A dostałem nieźle wykonane, ale miejscami mało oryginalne kino akcji.