Jedziem: pierwsze 40-50 minut filmu nie nadaje się do oglądania. "Wyglądało to tak, jakby małpa z ADHD wzięła pilota do telewizora z 500 kanałami i przez cały czas zmieniała kanały" - mniej więcej takie słowa mówi Banksy w "Wyjściu przez sklep z pamiątkami", i właściwie pasuje to też do montażu zastosowanego w "Musimy pogadać o Kevinie". Nakręcono film chronologicznie, a potem go pocięto na 7sekundowe kawałki, wymieszano je na ślepo 14 razy pod rząd, potem wywalono to na wiatr przez okno i przez 2 lata szukano. Co znaleziono - włożono do filmu. W kolejności odnalezienia podzielić przez ilość godzin do najbliższej pełni Księżyca.
Jakoś tak. Nie, poważnie, w ten sposób krzywdzi się nie tylko widzów - won z widzami! - ale też samego siebie. Bo film traci cenny czas, w którym musi zawrzeń ekspozycję postaci, opisać świat, zainteresować tym wszystkim widza i masę innych rzeczy. Zamiast tego obejrzałem wycinki, które służyć czemuś miały pewnie, ale za cholerę tego nie wyczaiłem. Musiałem się zadowolić jednym krótkim śladem tego, że reżyser wie o czym ta historia będzie (ale zdradzi to potem) - Tilda Swinson idzie ulicą, pochodzi do niej kobieta, opie*dala ją, rzuca czymś w nią, ale Tilda nic nie robi. Podbiega do niej facet i chce dzwonić po policję, ale ona odradza mu mówiąc "W porządku. To moja wina". Słabe? Ale to wszystko co film mi dał przez kilkadziesiąt minut.
Więc.. generalnie film jest o tym, że pewnemu noworodkowi zachciało się być dupkiem i całe swoje życie poświęcił by wkurzać matkę a na koniec postanowił być bardzo złym człowiekiem. Po prostu. Nie będę was wkręcał, że dzieciak miał powód. Po prostu reżyser kazał mu płakać, srać do pieluch przez wiele lat i robić różne męczące otoczenie czynności jak rzucanie kanapkami z dżemem, nieodpowiadanie na pytania, niewspółdziałanie i tak dalej.
Nie będę was wkręcał - pani reżyser nie wyjaśni tej kwestii na koniec, ani żadnej innej chyba. Zaleje was falą pociętych scen żebyście uwierzyli jej na słowo, że wie co robi. Dodano nawet muzykę dzięki której to wydaje się być spójne i ogólnie takie jakie mało być. Problem w tym, że muzyka w tym filmie właśnie pasowałaby do czegokolwiek - sceny erotycznej, pogrzebu, morderstwa i obierania pomarańczy przez 14 minut w jednym ujęciu.
Efekt ostateczny jest taki, że mnóstwo ludzi po filmie może powiedzieć "Myślę, że film jest o..." i to co będzie potem zależy już wyłącznie od woli mówiącego. O miłości, Holokauście, wojnie w Wietnamie, filozofii Locke'a, interpretacji pieśni o Rolandzie i tak dalej. Wystarczy tylko chcieć, by "Musimy porozmawiać o Kevinie" stał się filmem o którymś z tych tematów. Albo o żadnym, albo o czymś innym. Wystarczy dużo chęci i woli - czyli tego, czego zabrakło pani reżyser. Ja bym mógł tak zrobić, ale tylko po to by dowieść, że działanie bez sensu jest bez sensu. Co najzabawniejsze, to chyba taka idea przyświecała filmowi: działania bez sensu jest bez sensu. Poważnie, do tego przyznaje się reżyserka ustami jednej z postaci.
Nie wiem, co jeszcze miałbym napisać. Gdy dziecko nie chce gadać z matką, matka leci z nim do doktora. Gdy ten wyrasta na Lorda Vadera, mamusia zaprasza go na obiad. Wszystkie relacja w tym filmie ograniczają się do tej jednej: matka-syn, reszta świata to statyści z ojcem na czele. Nie ma tu nauczycieli, sąsiadów, innych uczniów w szkole. Zamiast tego lepiej pokazać, że nikt nie lubił mamusi w pracy oraz ta rzucała się pomidorami w śnie. Whatever.
Mam wrażenie, że reżyser chciała się wypowiedzieć na jakiś temat, najprawdopodobniej wychowania dzieci, ale nie jestem tego pewny - nie wiem, na jaki temat starała się mówić, a co dopiero co na ten temat myśli.
Żebyście mnie lepiej zrozumieli: wyobraźcie sobie, że to zdanie które teraz czytacie, znajduje się na początku tego tekst. Po prostu po napisaniu go każde zdanie zamieniłem miejscem z innym, wycinając również tytuły filmu, obsadę, żebyście nie wiedzieli na temat jakiego filmu mówię. I wtedy wy musielibyście zgadywać o jakim filmie piszę, by potem zgadywać co o nim piszę. Które zdanie wynika z którego i tak dalej. Generalnie - powodzenia i w ogóle, ale.. po co mielibyście to robić?
2/10.
Wszystko ciekawie napisane, ale rozpisałeś się o formie, a nie o treści :(
Ja na jej temat wiele nie napiszę. Dla niektórych to "Bezgraniczna matczyna miłość" a dla mnie to patologia.
A gdybyś obejrzał dokładniej, to zauważyłbyś, że przynajmniej kilka scen jest wyjaśnianych w następnym ujęciu flashabckami.
Dałem 6/10, bo zrozumiałem, że nie byłem najlepszym dzieckiem w dzieciństwie :(
Myślę, że film jest o... Ostatnio w publicznym dyskursie na tapecie jest teza "dzieci są przereklamowane", "rodzina jest przereklamowana" itp. "Musimy porozmawiać..." wspiera tę ideologię i taki jest jego sens. Kevin, alter ego Evy, jest egzekutorem, który zabija ten dziwny, sztuczny twór, przynoszący bohaterce cierpienia i nieszczęście. Aby na koniec, wyszorowawszy wreszcie chatę z czerwonej farby, mogła odzyskać równowagę, błogi spokój, którym cieszyła się kiedyś. Film w stylistyce kina LGBT, feerie barw, kadry z żarciem, tu natomiast pokazywanym tak, żeby wywołać mdłości (odwrotnie niż w poprzednim filmie ze Swinton, "Jestem miłością"). Owszem, zdjęcia, montaż bardzo sprawnie zrobione.
Pierwsze słyszę, by "dzieci były przereklamowane". Nie wiem, gdzie tak stwierdzono i co to znaczy.
Pierwsze Kolega słyszy? Toż propaganda lewacka uprawia tego rodzaju psychomanipulację z samej swej istoty. Jak widać, łatwo jest skołować rzesze widzów, którzy z filmu o ujemnym prawdopodobieństwie psychologicznym wyciągają niby-socjologiczne wnioski. Podobnie jak w przypadku książki "Piąte dziecko" Doris Lessing, tylko tam trochę łatwiej uwierzyć w absurdalną historię o dziecku-potworze i o tym, jakie to straszne, że się urodziło. Wniosek: przekazem tego filmu jest montowanie aparatu inżynierii społecznej w głowach ludzi, którzy sądzą o sobie, że są inteligentni.
...ogarnij się człowieku. Przecież Pasazer nie pisze, ze tak uważa tyko, że tak to jest kreowane w mediach i uważam, że tu akurat ma rację (ale za długo by się nad tym rozwodzić).
Jak można wymagać, aby Garret zrozumiał film, skoro ma problem ze zrozumieniem 6 linijek odpowiedzi do swoich wypocin.
Idąc dalej..z reguły takie osoby krytykują rzeczy (filmy, książki itp.) których nie są w stanie pojąć. Nie zadają sobie nawet sekundy trudu na myślenie tylko zajmują się krytyką. Opinia, że obraz posiada dowolną interpretację świadczy sama o autorze, gdyż tematyka jest konkretna: rezygnacja z pasji i ukochanych miejsc (podróże, Paryż) dla rodziny (dzieci), niedojrzałość rodziców, brak zainteresowania dzieckiem (sam tytuł "porozmawiajmy" - do tej rozmowy nigdy między małżonkami nie doszło), kariera kosztem rodziny (Franklin - fotografia, Eva - wydaje książkę) itd. itd. Efekty tego możemy dostrzec w podobnych zdarzeniach w USA czy Europie - Polska przejdzie zapewne podobną falę za 2 pokolenia (jak nadgonimy nasz opóźnienia w konsumpcjonizmie). Dlatego teza, że film można dowolnie interpretować totalnie chybiona - to, że jest wiele elementów i ram składających się na obraz to najzwyczajniej Garreta przerasta. Z resztą wystarczy poczytać co pisze o muzyce do filmu - przecież wystarczy się wsłuchać w tekst piosenek (kluczowe sceny jazdy samochodem- samej Evy lub Evy z Kevinem) - no ale tu angielski się kłania. Oglądanie tego rodzaju filmów wymaga pewnej wrażliwości, uwagi, skupienia (już nie chcę pisać o intelekcie) - jeżeli scenę wspomnień z podróży po świecie - np. Tomatina w Walencji (słynna bitwa na pomidory), ktoś odbiera jako "(..)oraz ta rzucała się pomidorami w śnie. Whatever." a następnie smaruje recenzję to powinien pozostać przy American Pie - tam wszystko będzie miał na tacy.
Gdyby wyciąć z tej wypowiedzi frustrację oraz obrażanie innych byłby z tego niezły komentarz.
Do korekty.
1.Nie uważam, żebym ciebie obraził - nie nazywam cię w żaden obraźliwy sposób. To, że film ciebie przerósł, że okazałaś się zbyt leniwy żeby się nad nim pochylić itp - to wg mnie fakt, którego stawiam się dowieść.
2. Frustracja - pewnie w zakresie takim, że kiedyś pisali tu recenzje ludzie, którzy mieli coś do powiedzenia. Dziś portal wybrał masówkę i to jest tego efekt.
3. Do korekty? Napisałeś recenzję wyssaną z palca - najpierw nachyl się nad sobą
<Ukłon> lepiej bym tego nie ujęła ;-) Jużw drugim akapicie, widzimy że Garret ma problem z interpretacją filmu : "ilda Swinson idzie ulicą, pochodzi do niej kobieta, opie*dala ją, rzuca czymś w nią, ale Tilda nic nie robi. Podbiega do niej facet i chce dzwonić po policję, ale ona odradza mu mówiąc "W porządku. To moja wina". Słabe? Ale to wszystko co film mi dał przez kilkadziesiąt minut" - jakbys zrozumiał film, to byś wiedział, dlaczego Eva czuje sie winna;] A syn nie chciał byc dupkiem, dupkiem się stał, przez totalny brak miłości i niechęć matki do niego, proste prawda?;>
A ja myślałem,że on był już taki od urodzenia i ona starała się zajmować nim, kochać go,ale on wyprowadzał ją z równowagi , gdyż miał taką naturę i prawdopodobnie coś na tle zaburzeń psychicznych.
Matka, natomiast była zagubiona , nie miała zrozumienia ze strony męża , nie wiem jak ze znajomymi czy inną rodziną bo nie pokazali . Później mogło to się przerodzić w wzajemną niechęć , jednak niechęć matki wynikała z tego co reprezentował sobą Kevin . No bo gdy starasz się być miły dla swojego dziecka setki razy a on nigdy tego nie odwzajemnia wręcz przeciwnie, gdzieś ta granica w końcu się kończy.
I to ,że po wszystkim miała chęć jeszcze go widzieć to wielce niezrozumiałe ,a jednocześnie wielki szacunek dla matki.
Odwiedzała go bo czuła się winna temu, że go nigdy nie kochała, nie musiała go bić w dzieciństwie ani na niego krzyczeć, swoją niechęć okazała mu w momencie poczęcia, dziecko było dla niej problemem, przeszkodą w realizacji samej siebie. Nie mogła już prowadzić takiego życia jak przed ciążą. Jak Kevin był mały, wszelkie zachowania wobec niego, były sztuczne i nienaturalne. Gdy wymordował całą rodzinę i rówieśników w szkle,to Eva czuła się winna tej tragedii, niby czemu nie oddała tej kobiecie jak ją spoliczkowała?
Szacunek do niej można mieć, tylko dlatego, że po tym wszystkim miała wyrzuty sumienia. Stąd wizyty w więzieniu.
Po części tak mogło być , jednak nie sądzę by za wszystko obwiniać matkę.
Zachowanie Kevina, od małego było już takie, dziecko,które nie lubi się bawić czy cały czas jest obojętne raczej na pewno miało jakieś zaburzenia psychiczne wrodzone , a zachowanie matki w twojej koncepcji co najwyżej mogło spotęgować jego reakcje.
kiedy w tym filmie właśnie widzimy, że dziecko juz w brzuchu matki odczuwa, że jest niechciane i nie kochane, pozatym, może to nadinterpretacja, ale Eva mogła Kevinowi przekazać swoje cechy charakteru, oboje byli bardzo inteligentni i zamknięci w sobie, nie okazywali uczuć, zimni i niedostepni. Eva nawet w stosunku do swojej córki nie była czuła, może dlatego, że traktowała ją jako rekompensatę za Kevina;/
No nie wiem czy dziecko może odczuwać w brzuchu matki czy jest niekochane.
Na pewno może odziedziczyć geny , jednak trzeba pamiętać ,że geny dziedziczymy w większym lub mniejszym stopniu ,ale jednak od obojga rodziców i nie tylko.
Ja nadal obstaje przy tym iż to po prostu zaburzenie psychiczne u Kevina i brak odpowiedniego specjalisty,który mógłby się nim zająć we wczesnym okresie ,a także bagatelizacja i podporządkowanie się rodziców sprawiły ,że Kevin stał się tym kim się stał. I tu się zgodzę na pewno spory wpływ na to miało zachowanie matki , dziecko wyczuje ,że coś jest nie tak.
W każdym razie film był dobry bo jest o czym rozmawiać i można doszukiwać się wielu opcji , i jeśli są możliwości interpretacji filmu na różne sposoby to tylko dobrze świadczy o filmie:)
Zgadzam się z tobą Fireghost film był naprawdę super !!! Myślę podobnie jak Ty. Wg mnie film pokazał nam że złe dzieci mogą się porostu rodzić nie kształtuje ich proces wychowawczy ale porostu sie rodzą takie o okres wzrostu proteguje w nich to zło ( a czy tak jest naprawdę to juz kwestia sporna ale film taki obraz pokazuje) koleżanka saint_k55 jakieś głupoty pisze…
Ostatnie zdanie Fireghost'a uzupelnilabym jeszcze o to, ze kazda z opcji jakich sie doszukujemy i kazda z interpretacji jakie piszecie odzwierciedla jakas czesc prawdy o sytuacji Eva-Kevin. I zadna nie jest jedyna i cala prawda. Ale faktycznie to dowod na to ze filmowa historia zblizyla sie do zyciowych i ze w tym tkwi wartosc tego filmu.
Niemożliwe, oglądałem go siedząc na szczycie 15 metrowej drabiny.
A poważnie to wypad z takimi tekstami.
Ależ on ma rację. Ten film to nie kino rozrywkowe, które najpierw zarzuca widza efektownymi eksplozjami, a 5 minut ten zapomina, że miało to miejsce. Te chaotyczne retrospekcje miały czemuś służyć. Film dzieje się po wszystkim: bohaterka jest sama, wszyscy jej nienawidzą. Przeżycia są tak zakorzenione w jej świadomości, że przeżywa je bez przerwy od nowa. Zamyka oczy, widzi jak Kevin robi kupę w gacie jej na złość, otwiera i siedzi przed komputerem w biurze podróży, zamyka znowu i oczami wyobraźni wychodzi na taras gdzie poprzebijani strzałami leżą na trawniku jej mąż i córka. Nie wie co jest rzeczywistością a co wyobrażeniem. Jak będziesz troszkę starszy i mieć większe doświadczenie to może (czego ci nie życzę) będą na Tobie ciążyć wspomnienia, od których nie będziesz w stanie się uwolnić. Jak kogoś zabijesz to wciąż, bez przerwy będziesz przeżywać ten moment. Dlaczego ludzie zabijają się przez wyrzuty sumienia? Podpowiem, że na pewno przez fanaberię. Jeśli tego nie zauważyłeś w filmie to rzeczywiście nie jest on dla Ciebie.
Podpisuję się pod Twoją recenzją.
film mocny oczywiście i ciekawy, ale na pewno ni zasługujący na miano kina psychologicznego - co najwyżej dobry niezależny horror. bo przecież w horrorach typu "Teksańska masakra piłą mechaniczną" albo "The ring" zło się dzieje, bohaterowi giną i nikt nie zadaje ani nie odpowiada na pytania czemu właściwie. widz tego nie oczekuje, chodzi o solidny pokaz dla osób o silnych nerwach. końcowa scena z otwartym oknem i firanką ostra, przyznaję i na pewno zapadnie mi w pamięci na dłużej. ale to wciąż tylko dobry, bardzo dobry horror... myślę, że jeśli zaczniemy rozpatrywać tę produkcje w takich kategoriach atmosfera na forum nieco zelżeje i ochłodzi.
polecam jeszcze film "Halloween" z tej kategorii, oczywiście gorszy i słabszy, ale jeśli ktoś zajarał się "Kevinem" i czym prędzej sięgnął po książke, która stanowiła podstawę do filmu, z pewnością siedzi teraz w takich klimatach i nie pogardzi każdą produkcją związaną z tematem. ponadto w "Halloween" mamy jeszcze enigmatyczny i legendarny motyw maski u małego dziecka, podczas gdy w 'Kevinie" mamy tlko obsrane pieluchy i rozpaćkane kanapki na szklanych stołach. hy hy hy
p.s. tak strasznie było czuć w trakcie oglądania "Kevina", że ten film zrobiła baba. bez urazy, sama nią jestem, ale tak strasznie było to czuć....
Ironia jest tu kompletnie nie na miejscu. To mniej więcej tak, jakby nabijać się z Matki Teresy, że chodzi taka obdarta, w łachmanach, jak jakiś menel z dworca. Ratuje biednych? A c-h-u-j kogokolwiek obchodzą biedni? Niech zdychają. To jest mniej więcej ten sam poziom empatii oraz inteligencji emocjonalnej. Żenująco niski poziom.
Dobre! ;)
Też mnie ten błąd wnerwia jak nie wiem co. Za takie komentarze właśnie Cię polubiłem.
Ale to nie moje, ja tylko wpisałem w google "wziąść" i takie cuś mi wyskoczyło.~~
wziac wziac wziac wziac wziac wziac wziac wziac wziac wziac . 10x. bez ctrl c , ctrl v.
10 razy i 10 razy błędnie. Więc pozwól, że Cię poprawię: nie "wziac", a "wziąć"!
Chwila... Gdzie ironia w nabijaniu się z biedoty? Znasz pojęcie "ironii" w ogóle?
> Gdzie ironia w nabijaniu się z biedoty?
Nigdzie. Mówiłem, że to ten sam poziom empatii, a nie że ja również stosuję ironię.