PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=485802}

Musimy porozmawiać o Kevinie

We Need to Talk About Kevin
2011
7,4 102 tys. ocen
7,4 10 1 102114
7,8 52 krytyków
Musimy porozmawiać o Kevinie
powrót do forum filmu Musimy porozmawiać o Kevinie

pytanie: kto jest winny temu, co się stało później? Społeczeństwo obciąża Ewę - to przez nią cierpimy od wieki wieków, a Kain/Kevin, biedaczysko, chciał tylko zwrócić na siebie uwagę. Trop biblijny jest tu w wielu scenach. Rewelacyjna scena ze świadkami Jehowy!

filmela

nie rozumiem dlaczego obwiniano Eve, przecież ona też straciła męża i dziecko. Mówisz że Kevin chciał po prostu zwrócić na siebie uwagę, ale to duże uproszczenie.

ocenił(a) film na 9
vin0centa

Zauważ, że jak cokolwiek złego dziecko zrobi, to zawsze ktoś spyta: "gdzie była matka? co to za kobieta? wyrodna jakaś". W naszym chrześcijańskim świecie, to matka nie nauczyła, nie dopilnowała, nie kochała wystarczająco, nie dała ciepła, uwagi poczucia własnej wartości... To, moim zdaniem, pokłosie tego, co ludzie słyszą w kościele - to przez pierwszą matkę, Ewę, wszystkie ludzkie nieszczęścia. A tym filmie Kevin chciał matczynej uwagi, której mu ona odmawiała... gdy dorósł, stwierdził, że może też zdobyć uwagę całego społeczeństwa dzięki mediom - mówi o tym wprost w nagraniu, które zostawił. Biblijny Kain chciał też uwagi i uznania od Boga. Dziś bogiem są media :)))

filmela

Skoro chciał matczynej uwagi to czemu cale życie ją odtrącał np. sam nauczył się liczyć, pisać i czytać, żeby tylko nie dać jej tej satysfakcji, mógł być grzecznym chłopcem i wszyscy byli by szczęśliwi (wiem banał, ale taka prawda) . matka nigdy go nie zaniedbywała, żeby musiał desperacko zabiegać o jej uwagę. z książki wywnioskowałam, że Kevin wręcz lubił te jej wybuchy złość i skłonność do ciągłego narzekania, a ojca, który był oderwanym od rzeczywistości idealistą i który poświęcał mu multum czasu, po prostu nienawidził.

ocenił(a) film na 9
vin0centa

tak właśnie - przewrotnie - dzieci i nie tylko dzieci komunikują światu, że istnieją. Grzeczni jakoś nie mają "wzięcia" :)))) Dokładnie tę prawdę zawiera nagranie wideo, które odtwarza Ewa (dokładny cytat masz w opisie tego filmu). Przypomnij sobie, jak spojrzał Kevin na matkę, gdy go zabierała policja... A ojciec, cóż, nikomu nie zależy na tym, co już ma i to za darmo!

ocenił(a) film na 7
filmela

Moim zdaniem nie tylko chodziło o uwagę matki, bo tą przecież miał. Bardziej brakowało mu matczynej miłości, ale tej mieć nie mógł, a przynajmniej nie taką jakiej chciał. Więc zamiast zabiegać o te uczucie, zaczął matkę karać. I nie skłamię, jeśli powiem, że czasami chłopakowi współczułam. Chociażby wtedy gdy, matka powiedziała mu, że żałuje że go urodziła, czy też gdy on sam stwierdza, że to iż się do niego przyzwyczaiła, nie oznacza, że go lubi. Dzieci mimo wszystko dużo rozumieją.
A poza tym wydaje mi się, że Kevin cierpiał na psychopatię - brak empatii, brak poczucia winy widoczne chociaż by wtedy, gdy jego siostra traci oko, do tego narcyzm i zubożenie uczuciowe. Tylko nie pasuje mi trochę do tego końcówka filmu, która pokazuje, że w pewnym stopniu żałował swoich zbrodni.
A co do winy...cóż wina leży po stronie popełniającego zbrodnię, nawet jeśli uznać, że miał on zaburzenia osobowości, które natrafiły na podatny grunt do rozwoju, czyli w tym przypadku na odrzucającą matkę, to w momencie popełniania czynu był świadomy i znał normy społeczne. Chociaż nie powiem, matka też krystalicznie czysta nie była, aczkolwiek nieumiejętność kochania dziecka chyba nie można zaliczyć do zbrodni.
A społeczeństwu w ogóle się nie dziwię, że ją obwiniali. Szczególnie matkom rannych i zamordowanych. Mimo, że to nie ona zabiła, to ludzie potrzebują po prostu kogoś obwiniać. A ponieważ on był nastolatkiem i został ukarany, a ona samym swoim widokiem przypominała im o całym zajściu i była pod ręką, to chyba wybór był prosty. No i do tego, tak jak wyżej napisała filmela, gdy dziecko coś zrobi, to zawsze ktoś spyta: " gdzie była matka?", w końcu środowisko w jakim dorastamy w znacznym stopniu kształtuję naszą osobowość.

ocenił(a) film na 7
filmela

Bardzo ciekawe spostrzeżenie, ale trafne. Myślałem, że już wystarczająco zinterpretowałem cały film i znam odpowiedzi na pytania jakie stawia przed widzem reżyser. Tymczasem takie porównanie mi właśnie umknęło, dzięki stary za zwrócenie mojej uwagi na inne tory ;)

ocenił(a) film na 9
Qbax224

Wreszcie ktoś sensownie mi odpisuje - po ładnych kilku miesiącach :))) ta scena ze świadkami Jehowy konkretnie wskazuje na możliwość odczytania filmu w kontekście biblijnym. Oczywiście można spoko brnąć w aspekty pedagogiczne (jak CyboRKg poniżej), ale tu się niczego nowego nie odkryje... A film jednak dotyka głębszych sfer - to się czuje, że to nie jest tanie moralizatorstwo, ale coś więcej, zdecydowanie więcej! Pytanie o boga w dzisiejszych czasach, boga, który może dać konkretnej jednostce łaskę istnienia w świadomości mas, a nawet dać życie wieczne - o ile czyn będzie na tyle drastyczny, by pisać o tym książki i kręcić filmy! Herostrates dał przykład, a Breivik jest jego oczywistym następcą tu i teraz. "Musimy porozmawiać..." dotyka sedna dzisiejszych medialnych spektakli, a jednocześnie udowadnia, że to w sumie nihil novi sub sole.

filmela

Oto do czego prowadzi tzw. "bezstresowe wychowanie". W Biblii napisano: "glupota tkwi w sercu mlodzienca, rozga karnosci wypedzi ja stamtad". Parafrazujac slowa ludzi madrzejszych od dzisiejszych pedagogow i psychologow - dostalby w dziecinstwie pasem po dupie to wyroslby na normalnego, porzadnego czlowieka ;)

filmela

Nie wiem czy zauważyliście jedną rzecz. Film zaczyna się od scen, które chronologicznie są końcem całej tej historii. No i tak ogladam i patrzę na tę kobietę, czego ona doświadcza ze strony obcych i zaczyna we mnie narastać złość -- na nią! Myślę sobie "Do cholery, czemu ta kobieta nie zareaguje jakoś! Nie sprzeciwi się! Przyjmuje ciosy i jakby była lunatyczką, jakby ją zatkało: NIC NIE UMIE ZROBIĆ!!! jeszcze tylko niech po chrześcijańsku nadstawi drugi cholerny policzek!". Pamiętajcie: oglądam i nie mam zielonego pojęcia, o co chodzi, o czym "tak naprawdę" to film (znam opis dystrybutora), nie znam spojlerów itd. Domyślam się oczywiście od pierwsszych scen, że historia nie jest linearnie opowiadana. No więc o z tym Kevinem? Dla mnie jest antytezą matki -- odwrotnie ukazana kolejność wydażeń mocno podkreśla tę ich symbiozę na zasadzie przeciwieństwa, lustrzanego odbicia. Kevin jest ucieleśnieniem dokładnie tego, czym ona nie jest: buntu. Nie znam się na psychopatii; przeczytałam że są jej różne odmiany i mam wrażenie, że ten chłopak to psychopata. Z drugiej jednak strony w trakcie trwania filmu niejednokrotnie zdarzyło mi się pomyśleć -- oto skutki bezstresowago wychowania. Ale czy na pewno o wychowanie chodzi? Bo mnie sie wydaje, że Kevin nie otrzymał ŻADNEGO wychowania. To on próbował "wychować" matkę na osobę, która okazuje jakieś uczucia (na człowieka, a nie bezwolną kukłę, której nawet uśmiech nie jest wyrazem radości czy serdeczności, tylko powinności i grzeczności). jakie? Na przykład sprzeciw! To dorastającemu chłopcu jest potrzebne, wręcz konieczne: dzięki niemu uczy się granic, jakich nie powinno się przekraczać. Tymczasem apatia tej ("głupiej wywłoki!" -- szeptało coś we mnie złośliwie) kobiety jest moim zdaniem nad wyraz irytująca. Zauważyliście, jak ją traktuje jej mąż? Jak dziecko, jak kolejne dziecko: tłumaczy jej zachowania syna, po czym głaszcze ją po głowie i wychodzi. Albo: wspólny posiłek i nagle on zwraca się do syna, że mama ma synkowi coś do powiedzenia. matka ledwie duka, a mąż jej pomaga jej się wysłowić. Kolejna rzecz: rodzice tłumaczą się synkowi ze swoich rozmów i zachowań (ta gadka o "kontekście"). Albo (wcześniej, gdy Kevin był małym chłopcem) matka pyta syneczka, czy on nie ma nic przeciwko załatwieniu jakiejś sprawy po drodze do domu, na co on daje jej do zrozumienia (szrama po złamaniu) że ma coś przeciwko i każe jej wracać do domu (albo wyłączyć muzykę). A ta owieczka, ta baranica, nigdy nie umie być konsekwentna i stanowcza, po prostu asertywna. Jakby się bała braku akceptacji. W dodatku ta cicha sztama z matką po złamanej ręce -- nie do pomyslenia w normalnych relacjach! No ale przecież mąż nie uwierzyłby żonie, bo dla niego synek jest cudowny. Cały ten koszmar może by w ogóle nie zaistniał, gdyby tych dwoje rzekomo dorosłych ludzi przestało udawać, że żyją w bajce w tym swoim pięknym domu (słowa ojca, że teraz mają swój własny ZAMEK...), gdyby zaczęli aktywnie wychowywać syna, reagować... Mieli świetną okazę przy incydencie z ręką. Olali ("Hear no evil, see no evil, speak no evil") jego rozwój (pieluchy, brak interakcji, złośliwość), olali incydent ze złamaną ręką (miała taką okazję wreszcie wyjść ze swojego kokonu i przyznać się mężowi, że to ona złamała dziecku rękę -- a ta idiotka zachowała się jak głupiutkie dziecko -- pewnie w obawie przed odrzuceniem przez męża-tatusia), potem kolejny incydent i kolejna szansa dla rodziców na wychowywanie syna: świnka morska. I znowu nic debile nie zrobiły. Potem "wypadek" siostry. I nic. NO KOSZMARNA RODZINKA. Żal mi Kevina. Dla mnie wciąż jest tym niemowlęciem płaczącym w wózku na środku skrzyżowania, gdzie matka odpoczywa od jego płaczu przy upojnych dźwiękach prac drogowych. Były momenty, że nie cierpiałam Kevina. Ale jedyną osobę, którą znienawidziłam, była jego matka. Uwaga: rozumiem, że można mieć depresję i kłopoty. Ale nie rozumiem, że można nie szukać dla siebie pomocy albo nie mieć w otoczeniu ani jednej przytomnej osoby, która by pomogła znaleźć fachową pomoc. To dość symboliczne, że głowna bohaterka jest znaną podróżniczką i umie też napisać książę, a jest tak niesamodzielna i bezbronna w codziennym życiu. Końcowe sceny niestety utwierdziły mnie w niechęci do tej kobiety: uśmiecha się nieśmiało i z zakłopotaniem tych swoich cielęcych patrzałek pozwala synowi nie odpowiedzieć konkretem na jej pytanie "Dlaczego?". Tilda Swinton wspaniale zagrała, nie udało mi się podejść do jej bohaterki z dystansem ;)

ziew

*wydarzeń (itd sory za byki ewentualne)

filmela

a, no i jeszcze sam początek filmu: sceny unoszenia młodej kobiety - przyszłej matki, przez tłum. Jaka ona była wtedy szczęśliwa! Podróżniczka mająca nasrane w głowce mitami o pierwotnej szczęśliwości czy czymś takim, o jedności wszystkich ludzi itd. A własne dziecko odbierała jak Obcego. Może dla niej było upostaciowaniem tego, przed czym uciekała w podróżowanie? Może uciekała od siebie aż kiedy wydawało się jej, że uciekła: bęc. Nicość spojrzała jej w oczy oczami jej własnego syna.

ocenił(a) film na 9
ziew

o rany! film dotknął cię do szpiku kości... Znasz powiedzenie, że w drugim człowieku najbardziej drażni cie to, czego sam w sobie nie tolerujesz? Może "uciekasz od siebie: bęc"? Jesteś zaskakująco przekonana, że zachowałabyś się kompletnie inaczej niż Ewa. A byłaś w podobnej sytuacji, żeby oceniać???

ocenił(a) film na 6
filmela

" w drugim człowieku najbardziej drażni cie to, czego sam w sobie nie tolerujesz" - czasem prawda, czasem nieprawda. mnie np. koszmarnie drażni powszechna na filmwebie praktyka dyskredytowania rozmówców za pomocą przypisywania im młodego wieku ("ty chyba masz 12 lat...", "idź spać bo rano gimbus podjeżdża" itd.) choć sama tak nie robię. natomiast, mimo że nie toleruję w sobie skłonności do ciągłego prokrastynowania u innych ta cecha jakoś niespecjalnie mi przeszkadza. wniosek: ocenianie ciekawej, wyczerpującej wypowiedzi przez pryzmat jednego banalnego powiedzenia jest: a) krzywdzące b) przeciwskuteczne, bo świadczy na niekorzyść osoby, która taki zabieg zastosowała

ocenił(a) film na 9
paniedejmirade

ups... bohaterka "ma nasrane w głowie" - to niby ciekawa, wyczerpująca odpowiedź???? I niby zbyt agresywnie zareagowałam? Sorki!! Cenię Tildę od "Orlanda" i uważam, że rolę w tym filmie zinterpretowała wielowymiarowo i nad wyraz trafnie. Sugerowanie, że suponuję interlokutorce niepełnoletność jest nadużyciem - nic podobnego nie napisałam, bo nie wiem, kto to!

ocenił(a) film na 6
filmela

(Borze Wszechmogący...)

AD1 "bohaterka "ma nasrane w głowie" - to niby ciekawa, wyczerpująca odpowiedź????"
na moje oko tam było jednak nieco więcej słów niż te cztery, które zacytowałaś

AD2 "I niby zbyt agresywnie zareagowałam?"
obawiam się, że nic takiego nie powiedziałam. wskaż proszę konkretny fragment mojej wypowiedzi, który doprowadził cię do takiego wniosku

AD3 "Sugerowanie, że suponuję interlokutorce niepełnoletność jest nadużyciem"
wskaż proszę miejsce, w którym odbywa się owo 'sugerowanie'

ADlol4 czy będzie nietaktem jeśli poproszę cię o zapoznanie się z definicją słowa "suponować"?




ocenił(a) film na 9
paniedejmirade

w sumie zasypywanie trudnym słownictwem to jedyny znany mi sposób rozpoznawania małolatów na forum :)))
A ty jesteś analitykiem z urodzenia, czy z wykształcenia??? Przyglądanie się ludziom po wcześniejszym ich rozkawałkowaniu nie sprzyja dobrym relacjom... Poza tym ja tu weszłam tylko z powodu filmu, który bardzo mnie ujął i zastanowił. Nie mam ochoty wchodzić w poboczne dyskusje.

użytkownik usunięty
paniedejmirade

łatwo jest wyzywać innych od 12-latków ,kiedy samemu pisze się słowo "bóg" z błędem .. słownik nie gryzie , zalecam czasami do niego zajrzeć ... pozdro .

ocenił(a) film na 6

to aby na pewno do mnie??? bo nie przypominam sobie, bym w jakimkolwiek miejscu 'wyzywała' kogokolwiek od 12-latków. co do błędu w słowie 'bóg' to być tam go nie może, ponieważ słowo to nie pojawiło się w mojej wypowiedzi. jest natomiast słowo 'bór'; wyręczając słownik podpowiem, że oznacza ono mniej więcej tyle co 'las iglasty' :)

użytkownik usunięty
paniedejmirade

tonący brzytwy się chwyta .. marne wytłumaczenie .. długo pan/pani myślał/a nad ripostą .. wiem co to bór i jakoś nigdy nie wpadło mi w uszy wyrażenie "bór wszechmogący" .. rozumiem , że pan/pani już to dawno pisał/a , ale można spokojnie zajrzeć do swoich wcześniejszych wypowiedzi , gdzie jest wyraźnie napisane "koszmarnie drażni powszechna na filmwebie praktyka dyskredytowania rozmówców za pomocą przypisywania im młodego wieku ("ty chyba masz 12 lat...""

ocenił(a) film na 6

> gdzie jest wyraźnie napisane "koszmarnie drażni powszechna na filmwebie praktyka dyskredytowania rozmówców za pomocą przypisywania im młodego wieku ("ty chyba masz 12 lat...""

polecam zastanowienie się jakie funkcje pełnią w przytoczonej wypowiedzi nawias oraz cudzysłów (podpowiedź: czy jest pani w stanie wskazać adresata domniemanego 'wyzywania'?)

ocenił(a) film na 8
ziew

scena unoszenia wyraźnie symbolizuje bierność Ewy, która jest typową bohaterką tragiczną. W czasie zabawy daje poniesc się tlumowi a potem obrzucać ją pulpą ( co juz nie jest dla niej przyjemne). A potem tak przez całe życie. Mimo, że jest zdolna (wnosimy po książce i osiągnieciach w pracy - pracodawczyni na widok jej CV mowi "to za dużo"), to daje obrzucić się obowiązkiem wychowania dzieci ( mimo, że nie ma do tego chęci, a o pracy, czy osiagnięciach męza nic nie wiemy), potem ulega decyzji męża o przeprowadzce, a potem o aborcji (to mężczyzna za nią decyduje, że chce dzidziusia, a ona nic z tym nie robi, mimo, że już przezywa horror). No i bezrefleksyjnie przyjmuje ohydztwa syna, a potem społeczeństwa. Ona po prostu dla wszystkich jest za dobra.

obywatelw

Taki dobry post, a takie słabe ostatnie zdanie. Nie psuj sobie oryginalności myślenia wplataniem w jego tok sloganów typu "ona jest za dobra" jakbyś wyszła/jakbyś wyszedł, nie przymierzając, ze mszy świętej, gdzie tak usilnie indoktrynują hasłem ofiara=dobro. A tymczasem ofiara nie zawsze = dobro. Czasem ofiara to po prostu "ofiara losu", istota bezwolna, ciepłe kluchy bez charakteru, postać tragiczna -- owszem -- ale przez swój tragizm może być irytująca. Jako osobę irytującą (mnie) nie mogę jej więc odebrać jako "za dobrej". A poza tym, czy można być za dobrym? Chyba dla tych złych, tych bez skrupółów żerujących na dobroci, na pijawkach? No cóż, w zasadzie o tym właśnie jest Twój post. Zaraz zaraz, tez chyba gdzieś o tym pisałam! Aha, ale nie nazwałabym jej bohaterką tragiczną (jeśli przyjąć definicję tragizmu za tragedią grecką), przede wszystkim dlatego, że bohater tragiczny nie jest bezwolny: to właśnie jego świadomy wybór (taki czy inny) prowadzi go do zguby. Nie odebrałam Ewy jako osoby świadomej siebie i bioracej za siebie odpowiedzialność. Odebrałam ją trochę jak biedne zwierzątko, a trochę jak ofiarę losu, którą, no przepraszam, mam ochotę kopnąć w tyłek, aby w błotnistej kałuży dołączyła do zimnokrwistych przyjaciółek.

ocenił(a) film na 8
ziew

w większości zgadzam się z Tobą. Jednak pisząc 'dobra', miałam na myśli 'biblijnie dobra', nadstawiająca drugi policzek, akceptująca błędy, zło, charaktery wszystkich ludzi.
Co do postaci tragedii greckiej - myślę, że mimo wszystko można pokusić się o takie porównanie. Dla mnie Ewa jest świadoma wszystkiego, co dzieje się w jej rodzinie (jako jedyna właściwie), ale kompletnie nie potrafi się do tego ustosunkować, cały czas wybiera złą drogę - drogę uległości (może w tym tylko aspekcie różni się od antycznego wzorca) i na tym polega ten jej tragizm.

obywatelw

myślę, że kiedyś jeszcze wrócę do tego filmu, bo kto wie, może spojrzę na Ewę Twoimi oczami. W każdym razie na pewno wezmę pod uwagę głosy w tym wątku, thx.

ocenił(a) film na 9
ziew

być może, być może... czas wszystko zmienia i my się zmieniamy. Lubię wracać do książek i filmów, które niegdyś mną potrząsnęły i zwykle już tak nie reaguję - coś tam w środku się "przetrawiło". Z wiekiem zresztą łapie się dystans, a i temperament się temperuje :)))

obywatelw

("postać tragiczna -- owszem " ---> miałam na myśli tą "typowo tragiczną" postać jak z tanich gazetek.).

obywatelw

aha, i przepraszam za ortografy

ocenił(a) film na 7
filmela

Fajnie drążycie. Ja też mam nadzieję, że film miał być czymś więcej niż przestrogą przed pochopnym macierzyństwem. Dla mnie to oczywiście filmowo przejaskrawiona, ale bardzo dobra przypowieść o naszym totalnym egoizmie. Nas wszystkich: rodziców, dzieci, sąsiadów, znajomych z pracy itp.

ocenił(a) film na 9
Trickster

Dokładnie! Ten film ma kilka poziomów. Szkoda, że ludzie odczytują tylko ten pierwszy bezrefleksyjny pt. "bo to zła kobieta była". Ale tak łatwo przypisać winę, a samemu poczuć się ok., bo ja bym przecież smarkacza wziął i wychował... No i właśnie to świadczy o wspomnianej przez ciebie tendencji - ja tam jestem lepszy, mądrzejszy, fajniejszy. A tu warto się też zastanowić nad tym, co bym zrobił, gdyby matka mordercy była moją sąsiadką, koleżanką z pracy, ciotką czy klientką.

ocenił(a) film na 6
filmela

Również uważam że film ma poziomy! ja np. sama sobie odp na pytanie dlaczego nie chcę dziecka- bo boję się że ojciec jego przestanie mi wierzyć i będzie zapatrzone ślepo w synusia "aniołka" bo prawda jest taka że ona nie miała oparcia w mężu, który całkowicie przestał jej słuchać i wierzyć to przerażające poza tym kobiecie też mają prawo puścić nerwy, niestety ona nie miała nikogo i na to też trzeba zwrócić uwagę! A społeczeństwo ją odrzuciło bo my ludzie musimy mieć winnego całego nieszczęścia. Ja jej współczuje.

sieradzkamadzia

Dziewczyny, nie mieszajcie sobie w głowie za bardzo :)

ocenił(a) film na 9
sieradzkamadzia

tak sobie czytam i myślę.... myślę, ze bohaterem tego filmu jest miłość... czy my ludzie potrafimy kochać, czy tylko wiązać się w związki?....

filmela

Odpowiuadam m. in. na Twoje (do kogoś innego, ale dyskusję mamy tu otwartą): "Ten film ma kilka poziomów. Szkoda, że ludzie odczytują tylko ten pierwszy bezrefleksyjny pt. "bo to zła kobieta była". Zauważyłam, że nie zawsze dostrzegasz wszystkie aspekty wypowiedzi innych osób. Po co więc odpowiadasz na posty innych? Ach, faktycznie, rozumiesz tylko te, z którymi się zgadzasz. Widzę że chociaż tak Cię zdziwiła moja wypowiedź, sama reagujesz podobnie. Wybacz że pozwoliłam sobie skomentować Twoje tutaj w tym wątku zachowanie. Użyję do tego Twoich słów: "Znasz powiedzenie, że w drugim człowieku najbardziej drażni cie to, czego sam w sobie nie tolerujesz?". PS. zauwazyłam że Ciebie TEŻ poruszył ten film. Dlaczego więc nie chciało Ci się nawiązać kontaktu, a zamiast tego ustawiłaś siebie i mnie na pozycji przeciwniczek? W Twoim "zachowaniu" (tekstach) wiadć przywary, które wytykasz innym. Zacznij widzieć cechy wspólne, JEŚLI szukasz porozumienia. Różnice to tylko przyprawa.

Trickster

Ostatnio wpadła mi w ręce fantastyczna książka: "Lęk, gniew, agresja" autorstwa Jeno Ranschburga. Jest to praca naukowa z dziedziny pedagogiki i psychologii, zwięzła i treściwa, czyta się trochę jak poradnik. Dobrze napisana, otwiera oczy, jest informatywna. Mogę ją z czystym sumieniem polecić wszystkim (nie tylko matkom), których interesują źródła agresji u dzieci, rozwój dzieci i którzy chcą się dowiedzieć, jak kochac dzieci mądrze (a nie tylko mocno) i co im dać, aby je właściwie wyposażyć emocjonalnie na resztę ich życia. Książka wyjaśnia główny problem tego filmu: skąd taka patologiczna relacja matka-dziecko i skąd w tym chłopcu tyle przemocy. Naprawdę polecam!

filmela

dobry tekst. Tylko tu mogę napisać. Film był dobry, ale w porównaniu z Kevinem samym w domu.... Ten Kevin był dobry i tylko dobry więc nie obejrzę go drugi raz w przeciwieństwie do Kevin 8 w te święta.

ocenił(a) film na 7
filmela

nie wiem czy ktoś to już napisał, bo wybaczcie me lenistwo, ale nie zdołałam doczytać wątku do końca.
dlaczego kevin podczas choroby zachowywał się niespodziewanie na przekór? matka - dobra, ojciec nagle okazał się zły. a potem bum i wszystko wraca do normy. nie rozumiałam tego momentu, wiec gdyby ktoś mógłby mi to jakoś objaśnić..

poza tym na końcu, kiedy eva odwiedza kevina on zdaje się być już całkiem normalny. scena w której eva przytula syna jest jakby nie na miejscu? ogólnie rzecz biorąc nie wiem jak odebrać te momenty, w których wydają się byc (eva+kevin) zżyci, bo przecież przez cały film nie byli.

ocenił(a) film na 9
catrice

Dziecięcy wiek przekory, sprawdzania, na ile może sobie pozwolić - to pewien etap rozwoju osobniczego (psychologia rozwojowa o tym mówi dokładnie). W ten sposób mały człowiek może umiejscowić siebie w rodzinnej, a potem w społecznej hierarchii. Dlatego też od wychowawców wymaga się konsekwencji i stawiania jasnych granic. W filmowej rodzinie Kevina tak się nie stało - dorośli popełniali błędy. W tej rodzinie nastolatek czuł się samcem alfa - robił co chciał i nie ponosił konsekwencji. Co do drugiego pytania: miłość i nienawiść to dwie strony tego samego medalu. Silne uczucia wiążą ludzi aż po grób i trzeba to rozpatrywać w liczbach bezwzględnych :)

ocenił(a) film na 7
catrice

Myślę że jego zachowanie wynikało z jego doskonale opanowanej umiejętności manipulacji. W danej chwili akurat było mu dobrze z matką, więc mógł sobie pozwolić na odtrącenie ojca. Kevin potrafił trzymac ich w niepewności, w nadzieji na jego poprawę. Ciekawe, czy jego rzadkie odruchy czułości były szczere (nawet jeżeli nie były w pełni uswaidomione) czy tylko chciał jeszcze silnej uzależnić od siebie matkę.
Zastanawia mnie fakt, że nie zabił matki, to do niej przecież celował strzałami w dzieciństwie. Czy chciał ją oszczędzić czy to kwestia przypadku, że nie znalazła się w domu w tym momencie?
Ostatnia scena daje do myslenia, czy to rzeczywiście dobry odruch? Przebaczanie tego co tak trudno wybaczyć? A może z jej strony to przywiązanie do 'oprawcy' jak ktoś powyzej to nazwał. Sam Kevin zmienia się, stać go na ludzki odruch, czeka na to by matka go przytuliła. Nasuwałby sie wniosek że tylko przemoc i brutalność (w tym wypadku w więzieniu) jest w stanie dotrzec do Kevina.

użytkownik usunięty
alqitta

Celował do niej w dzieciństwie niejako w zapowiedzi tego, co miało nastąpić. Trochę dla ostrzeżenia, trochę dla nastraszenia, wiedząc, że tylko ona w tej rodzinie czuje, co się święci. Kevin nie zabił jej, bo większą karą dla niej było zamordowanie tych, których kochała. Skazał ją na powolne umieranie - umieranie psychiczne, na obelgi, ostracyzm, życie ze świadomością, że zrodziła potwora, pochowała męża i dziecko. Odebrał jej wszystko i pozostawił trawiącą pustkę, której nie da się już zapełnić. To o wiele gorsze niż szybka śmierć od strzały.
Nie interpretowałabym też zakończenia jako ludzkich odruchów Kevina, jego przemiany. Kevin ma osobowość psychopatyczną, a tacy ludzie są niezdolni do wyższych uczuć, nie ma więc mowy o jakiejkolwiek resocjalizacji. Kevin do końca manipuluje Evą.